Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zasadzka

Dzień był bezwietrzny i słoneczny, toteż Daniela zdecydowała, że poda obiad na tarasie. Z pomocą Nikodema, nakryła do stołu.
- Rodzice za moment będą... - rzekł Szymon uśmiechając się do syna. - Niko, leć po Marcela. Powiedz mu, że ma do nas zejść...
- I tak mnie nie posłucha - szepnął Nikodem.
- Posłucha...
Nikodem postąpił zgodnie z poleceniem ojca. Prędko wbiegł na poddasze. Wszedł do pokoju brata.
- Marcel, tata każe ci iść na taras.
- Przyjechali już?
- Jeszcze nie, ale pół godziny temu dzwonili, że wyjeżdżają, więc już powinni tu być.
Marcel przetarł oczy rękoma. Podszedł do szafy. Szeroko ją otworzył, po czym wyciągnął z niej swoją ulubioną czarną bluzkę w czachy. Prędko ją założył.
Gdy Marcel wyszedł na taras, pod domem stało już auto Danuty, a rodzice Szymona siedzieli na składanych, drewnianych krzesłach.
Marcel bez słowa stanął przy babci. Kobieta przytuliła go.
- Jest i nasz wnusiu! - zawołała uśmiechając się do malca. Chłopiec nie odwzajemnił jej serdecznego spojrzenia. Podał rękę Franciszkowi.
- Marcelek dzisiaj nie w humorze? - odezwała się Danuta.
- Wstał lewą nogą - powiedziała Daniela z zażenowaniem spoglądając na syna. - Podam obiad. Marcel, pomożesz mi?
Chłopiec w milczeniu poszedł za matką do kuchni. 
- Będziesz mi się normalnie zachowywał, albo za moment cię natrząsnę.
- O co ci znowu chodzi? Odwal się w końcu ode mnie.
Daniela zamachnęła się. Niewiele brakowało, a Marcel oberwałby od niej w tyłek. W ostatniej chwili powstrzymała się od uderzenia syna.
- Weź dzbanek... Tylko nieś ostrożnie... I zmień minę! Proszę cię.
- Spadaj.
Marcel zaniósł na taras dzbanek soku. Ostrożnie postawił go na stole.
- Babciu, macie ochotę na soczek? - spytał chwytając w ręce dwie szklanki.
- A bardzo chętnie się z dziadkiem napijemy - odpowiedziała kobieta.
- To ja będę waszym barmanem - szepnął chłopiec uśmiechając się. Chwycił szklany dzbanek, po czym sprawie nalał soku do dwóch szklanek.
- Tacie też nalej - powiedziała Danuta.
- Dziękuję. Mam jeszcze kawę - rzekł Szymon biorąc do ręki pusty już kubek po kawie.
- Marcelek, usiądź troszkę z nami - powiedziała Danuta wysuwając krzesło spod stołu.
- Babciu, muszę mamie pomagać... - odparł malec ze zwieszoną głową zmierzając w stronę drzwi.
Franciszek uśmiechnął się do syna.
- Marcel to dobry dzieciak... Da się lubić... Przypomina mi ciebie, jak byłeś mały...
Szymon zaczerwił się. Podrapał się z tyłu głowy.
- Wyniosę kubek. Zaraz wracam.
- A gdzie Nikodem? - odezwała się Danuta.
- Nie wiem, mamo. Jeszcze przed chwilą się tu kręcił.
Szymon minął się w drzwiach z Marcelem. Chłopiec zmierzył ojca wzrokiem. Bez słowa postawił na stole duże naczynie z surówką z jabłek i marchwi.
Gdy Marcel przynosił na stół kolejne naczynia, Szymon poszedł na poddasze sprawdzić, czy nie ma tam Nikodema. Chłopca nie było w pokoju. Mężczyzna nie miał pomysłu, gdzie go szukać, a wszystko wskazywało na to, że obiad był już gotowy.
Gdy Szymon schodził ze schodów ujrzał syna wychodzącego z łazienki. Chłopiec był wykąpany, miał na sobie czyste ubrania.
- A ty co?
- Chciałem się odświeżyć przed wizytą babci i dziadka - rzekł dumnie zmierzając w stronę tarasu.
Szeroko uśmiechnął się do Danuty i Franciszka. Ci, wyściskali go i wycałowali.
Szymon usiadł między Danielą a Nikodemem. Objął żonę ramieniem.
- Smacznego - powiedziała młoda gospodyni.
- Synku, usiądź koło mnie - rzekł Franciszek widząc, że Marcel stoi przy krześle z pochyloną głową.
- Marcelek, usiądź obok dziadka - odezwała się Daniela kładąc nacisk na słowo "usiądź".
- Tylko, że ja nie jestem głodny... - szepnął chłopiec.
- Marcel, jak nie jesteś głodny? Przecież nie jadłeś dzisiaj śniadania! - odezwał się Nikodem.
Danuta i Franciszek spojrzeli na siebie. Dla obojga było nie do pomyślenia, żeby ich wnuk do godziny dwunastej chodził o pustym żołądku.
- Marcel, nie popisuj się. Siadaj do stołu. No już - rzekł Szymon w miarę spokojnie.
- Ale mi naprawdę nie chce się jeść...
Franciszek wysunął spod stołu krzesło znajdujące się tuż obok niego.
- Siadaj Marcel obok dziadka - rzekł uśmiechając się do chłopca.
Dziesięciolatek rozejrzał się po wszystkich. Spostrzegł, że Daniela jest mocno poirytowana a Szymon zawstydzony. Nikodem był uśmiechnięty od ucha do ucha. On jeden nie patrzył na brata. Kroił nożem schabowego.
W końcu Marcel się przemógł. Powoli usiadł na twardym, drewnianym krześle. W oczach stanęły mu łzy. Dostrzegli to zarówno rodzice chłopca jak i jego dziadkowie.
- Co ci się dzieje synku? - odezwał się Franciszek. - Coś cię boli?
Marcel nic nie odpowiedział. Wziął do ręki pustą szklankę.
- Marcel dostał wczoraj od taty lanie nie dość, że paskiem to jeszcze na gołą dupę - rzekł Nikodem popijając schabowego sokiem. - Co nie, Marcel? Dostałeś na gołą?
- Szymon, to prawda? - odezwała się Danuta. - Chodź do mnie, biedactwo...
Prędko podniosła się z krzesła. Podeszła do wnuka, po czym czule go przytuliła.
- Co przeskrobał? - rzekł Franciszek spoglądając na Szymona.
- Dużo by wymieniać...
- Mamy czas. Słucham cię, synu.
Szymon nic nie odpowiedział. Tak, jak się spodziewał wywołało to reakcję ze strony Franciszka.
- Szymon, jeśli komuś tu należy się lanie to tylko i wyłącznie tobie. Nie minęły nawet dwa miesiące odkąd mieszkacie razem, a ty już sięgasz po pasek?
- Przecież Marcel dostawał od taty jak jeszcze nie byli z mamą mężem i żoną - odezwał się Nikodem. - Co nie, Marcel? Pamiętasz, jak obaj dostaliśmy lanie za wybicie szyby? Też dostaliśmy wtedy paskiem... To było z pół roku temu.
- Co?! Szymon, o czym on mówi? - odezwała się Daniela. - Jakie lanie? Jakim paskiem?
- Skarbie, później ci to wytłumaczę.
- Dlaczego później? Odpowiedz jej teraz! - odezwała się Danuta.
- Mamo, to jak wychowujemy nasze dzieci to tylko i wyłącznie nasza sprawa.
- O ile dzieciom nie dzieje się krzywda - wtrącił się Franciszek.
- Dzieciom dopiero może stać się krzywda i to konkretna! Nikodem, do ciebie to mówię!
Chłopiec uśmiechnął się do babci. Nijak nie zareagował na groźbę ojca.
- Szymon, my nie chcemy się wtrącać, bo to nie są nasze sprawy - powiedziała Danuta. - Ale widzę tu przed sobą naprawdę grzecznego chłopca, pomocnego, życzliwego dzieciaka. W głowie mi się nie mieści, że stosujesz wobec niego cielesne kary...
- Tym bardziej, że dobrze cię znamy, synu... Jesteś rozsądnym człowiekiem i potrafisz nad sobą panować... Dziwię się, że zamiast  wyjaśnić dziecku, wytłumaczyć, co jest dobre a co złe, ty sięgasz po najprostsze rozwiązanie.
- Mogę jeszcze jednego schabowego? - odezwał się Nikodem.
- Jedz - odparła Daniela.
- Najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze - rzekł Szymon nieco spłoszony. - Zwłaszcza jeśli chodzi o Marcela. Mama weźmie chłopaków na tydzień na wakacje. Mama zobaczy, jak chłopcy się do siebie odzywają i jacy są grzeczni.
- A żebyś wiedział, że wezmę! Marcelek, chcesz jechać do babci na wakacje? - spytała uśmiechając się do zawstydzonego chłopca. Marcel kiwnął twierdząco głową.
- Jeśli Nikodem też pojedzie, to tak - szepnął.
- Może mama ich zabrać nawet dzisiaj, prawda Luśka?
- Sama nie wiem...
- Czyli postanowione - rzekł Szymon. - A ty, Marcel, przestań się w końcu popisywać. Siadaj do stołu i jedz obiad. Raz!
- Dwa! Trzy! - rzekł chłopiec. - Idę do siebie - dodał kierując się w stronę drzwi. Szymon chwycił przechodzącego obok niego chłopca za rękę. Pociągnął go, posadził na swoich kolanach.
- Uspokoisz się? - rzekł nakładając na pusty talerz trzy ziemniaki, kotleta i łyżkę surówki. - Nie puszczę cię, dopóki wszystko nie będzie zjedzone. Smacznego.
Marcel zacisnął zęby. Postanowił, że nie da się zdominować Szymonowi, tym bardziej, że miał sprzymierzeńców w postaci babci i dziadka.
- Mama jest na wszystko taka mądra, to może mama mi powie, co mam w takiej sytuacji zrobić, jeśli nie trzepnąć go parę razy w dupsko?
- Szymon, przestań. Marcel, jedz - odezwała się Daniela. - Zrobisz rodzicom kawę? Ja skoczę spakować ich rzeczy...
- Jasne - odparł Szymon. - Jedz, Marcelek... Już się na mnie nie gniewaj. Wstań na moment...
Zarówno Szymon jak i Daniela weszli do salonu. Po chwili również Marcel wszedł do domu.
- Muszę iść na moment do swojego pokoju. Chciałem pokazać babci moje rysunki - rzekł wbiegając na schody.
- Patrz, jak go tyłek boli! - rzekł Szymon widząc, z jaką ekspresją chłopiec przeskakuje po kilka stopni schodów jednocześnie.
Marcel wszedł do swojego pokoju. Wyciągnął z biurka znalezioną w śmietniku puszkę po piwie. Zaniósł ją do pokoju Nikodema. Ukrył w szafie, za ubraniami.
Zadowolony jeszcze raz wszedł do swojego pokoju. Wziął pod rękę pierwszy z brzegu blok z rysunkami.
Miał już wychodzić, gdy spostrzegł wchodzącą do jego pokoju Danielę. Kobieta uśmiechnęła się do syna.
- Marcelek, zjedz ten obiad, dziecko. Nic dzisiaj nie jadłeś. Nie można tak, skarbie.
- Okej, zjem. Ale tylko dlatego, że są pyrki.
- No, mój synuś... - szepnęła kobieta głaszcząc syna po głowie.
Marcel uśmiechnął się. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu Daniela pójdzie do pokoju obok. Postanowił trzymać się blisko Nikodema, by zobaczyć jego minę, gdy dowie się, że w jego rzeczach znaleziono puszkę po piwie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro