Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wymiar Sprawiedliwości

Ada leżała na hamaku. Otworzyła oczy, gdy tylko dostrzegła nachodzący na nią cień. Prócz oślepiających ją promieni słonecznych ujrzała swoją kuzynkę, Danielę.
- Aduś, gdzie są chłopcy? - spytała.
Dziewczynka prędko podniosła się z hamaka. Rozejrzała się wokół.
- Ciociu, byliśmy razem w domku na drzewie, ale później wróciliśmy tutaj. Ja się położyłam, a chłopaki skakali na trampolinie. Nie ma ich tam?
- Nie ma właśnie - westchnęła Daniela.
- Ciociu, nie martw się. Na pewno za chwilę się znajdą...
Rzeczywiście, po chwili zza krzaków wyszedł Nikodem. Był przybity. Kopnął stopą leżący na ziemi duży kamień.
- Ała! - wrzasnął. - Moja noga!
- Widzisz ciociu? Jeden już się znalazł - odezwała się Ada.
Daniela wyszła Nikodemowi na spotkanie.
- Gdzie jest Marcel? - spytała.
- Na pogrzebie - usłyszała w odpowiedzi.
- Co takiego? Nikodem!
- W domku na drzewie! - odparł chłopiec.
Ada zmarszczyła brwi. Nikodem to dostrzegł. Wzruszył ramionami.
- Ciociu, ja pójdę po Marcela! - zawołała. - Przyprowadzę go.
Nikodem wziął głęboki oddech. Bez słowa położył się na trawie. Tymczasem Ada ruszyła w stronę domku. Gdy tam dotarła, Marcel siedział na wysoko osadzonej gałęzi drzewa. Przywieszał do niej doczepioną do sznurka czarną głowę lalki. Na sąsiednich konarach wisiały jej nogi i ręce. Ada nie zamierzała się temu bezczynnie przyglądać. Postanowiła ukarać małego zbrodniarza i wcielić się w rolę policjanta i sędziego.
- Siema Marcel! - zawołała z dołu. - To chyba nie jest twój najlepszy dzień, prawda? - spytała.
- Czemu? - odparł. - Świetnie się bawię.
- Widzę... Marcel, ciocia powiedziała, że masz przyjść do domu...
- W dupie to mam. Nie słucham się jej. Jest dziewczyną.
Słowa Marcela totalnie zaskoczyły Adę. Dziewczynka podeszła bliżej drzewa, na którym stał domek.
- Marcel, długo zmierzasz tam siedzieć? - spytała.
- Nie wiem, a co? Chcesz dostać z szyszki? Rzuciłbym w ciebie, ale tu niestety nie ma szyszek...
- Za to ja mam tu sporo amunicji - odezwała się. - Jesteś zbrodniarzem. Zabiłeś niewinną istotę. Mam prawo cię zestrzelić!
- A sobie strzelaj, kretynko...
Ada przykucnęła. Przez moment szukała kamienia, którym mogłaby rzucić w Marcela.
Wśród wysokiej trawy niełatwo było znaleźć odpowiednich rozmiarów kamyk. Nastolatka przegarniała ręką trawę, gdy nagle dostrzegła gałązkę przelatującą tuż obok jej głowy.
- Dobrze! Zrozumiałam! - udała, że mówi przez minimikrofon. - Marcel! Właśnie otrzymałam rozkaz zestrzelenia ciebie! Daję ci ostatnią szansę na zejście z wieżowca!
- Debilka - mruknął chłopiec.
- Jaka jest twoja decyzja?!
- A co tam? Niech jej będzie - pomyślał. - Poddaję się! - zawołał.
Ada uśmiechnęła się. Szybko zerwała długą na metr, młodą gałązkę dzikiego bzu.
- Powoli się wycofaj! - zawołała. - Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Mam cię na celowniku! - dodała podnosząc gałązkę ku górze.
- Dobrze... Nie chcę kłopotów - odparł Marcel schodząc z drzewa. Skoczył na dach od domku. Po chwili był już na dole. Od Ady dzieliła go odległość wynoszącą zaledwie dwa metry.
- Stój tam, gdzie stoisz! - zawołała. - I nie ruszaj się! Ręce do góry! - dodała.
Marcel wykonał polecenie Ady. Ta, podeszła do niego.
- A teraz, na kolana! - wydała polecenie.
Chłopiec uklęknął. Obeszła go kilka razy dookoła. W końcu zatrzymała się. Zdjęła z ręki jeden z rzemyków, po czym skrępowała nim ręce Marcela.
- A teraz zostajesz postawiony przed sądem za to, co zrobiłeś - oznajmiła spoglądając na wciąż roześmianą twarz chłopca.
Usiadła naprzeciw niego na trawie.
- Czy przyznajesz się do dokonanej zbrodni? - spytała.
- Pewnie, przyznaję się, i co z tego?
- A czy żałujesz tego, co zrobiłeś?
- Nie. Żałuję, że nie wydłubałem tej lalce oczu! - odparł.
- Sąd musi się teraz naradzić. Czekaj moment! - zawołała podnosząc się z trawy.
Popatrzyła na klęczącego na kolanach, skrępowanego chłopca. Wiedziała, że Marcel świetnie się bawi, a zniszczenie lalki sprawiło mu wielką frajdę. Postanowiła go za to ukarać.
- Sąd wydał wyrok. Kara chłosty. Dostaniesz piętnaście razy rózgą!
- Jesteś walnięta! - zawołał. Uśmiech zniknął mu z twarzy. Chciał podnieść się z kolan, ale Ada pchnęła go twarzą do ziemi. Dziewczynka wzięła zamach. Z całej siły uderzyła chłopca witką w sam środek pośladków. Marcel poczuł niewyobrażalny ból. Łzy stanęły mu w oczach.
- Raz! - zaczęła liczyć. Oparła się lewą ręką o plecy chłopca. - Dwa! - odezwała się wymierzając kolejne mocne uderzenie.
Tym razem Marcel wybuchnął płaczem.
- Trzy! Cztery! Pięć! - liczyła.
Chłopiec wił się z bólu. Ale Ada nie zamierzała mu odpuszczać. Co kilka chwil poprawiała jego pozycję, po czym bezlitośnie smagała go giętką witką po tyłku. W końcu stało się. Przy jedenastym uderzeniu gałązka pękła. Ada podeszła do krzaka. Marcel leżał na trawie. Przeraźliwie płakał.
- Jeszcze cztery - powiedziała dziewczynka ponownie zbliżając się do chłopca.
Gdy uderzyła go poraz dwunasty Marcel wydarł się na całe gardło. Ból stawał się nie do wytrzymania. Ale jego krzyk nie powstrzymał dziewczynki.
- Jeszcze trzy! - zawołała robiąc kolejny zamach.
Marcel całą twarz miał zalaną łzami. Ostatnie dwa uderzenia bolały go najbardziej.
- Otrzymałeś karę... Teraz zostaniesz uwolniony. Jak cię ktoś spyta, dlaczego płaczesz, to powiesz, że wpadłeś do wielkiej dziury i nie mogłeś się z niej wydostać. Wołałeś pomocy. Nikt nie przychodził. W końcu ja cię stamtąd wydostałam. Okej?
- Okej - rzekł zapłakany.
Ada rozplątała ręce Marcela. Chłopiec natychmiast wsunął obydwie dłonie pod spodenki.
- Mam pręgi, debilko! - zawołał przez łzy.
Dziewczynka wzruszyła ramionami. Chciała pomóc chłopcu wstać, ale on ją odepchnął. Mocno płakał. Nie mógł się uspokoić.
Ada usiadła na pobliskiej gałęzi drzewa. Planowała poczekać, aż Marcel trochę się uspokoi i wrócić z nim do domu. Zamarła, gdy dostrzegła zmierzającego w ich kierunku Szymona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro