Wybudzenie
Pierwsze wybudzanie Marcela z narkozy nie przyniosło żadnego efektu. Obudził się dopiero za drugim podejściem. Około szesnastej otworzył oczy. Oboje z Luśką odetchnęliśmy z ulgą.
Na pytanie, czy coś go boli odpowiedział, że nie. Nic dziwnego - wciąż działały na niego środki przeciwbólowe.
- Miałeś operację - powiedziałem do niego. - Byłeś bardzo dzielny. Oboje z mamą jesteśmy z ciebie bardzo, ale to bardzo dumni.
Lekko się uśmiechnął.
- Przywiozłem twojego iPhona i ładowarkę - powiedziałem ani na chwilę nie odrywając wzroku od syna.
Wtem do sali weszły dwie pielęgniarki. Obydwie uśmiechnęły się do Marcela.
- Przenosimy pacjenta z powrotem do "siódemki" - powiedziała jedna z nich.
Pielęgniarki sprawnie nakierowały łóżko w stronę drzwi, po czym przeprawiły Marcela do sali, w której leżał przed operacją.
Gdy tam weszliśmy okazało się, że w tej samej sali leży jeszcze dwóch chłopców. Jeden był w wieku Marcela, drugi miał może cztery lata. Przy łóżku młodszego chłopca siedziała jego matka. Bawiła się z nim autkami.
Marcel był zmęczony. Zasnął chwilę po tym, jak Daniela podała mu wodę do picia.
- Może zadzwoń do rodziców. Na pewno się martwią... - powiedziała do mnie Luśka.
Wyszedłem na korytarz. Wyciągnąłem smartfon z kieszeni i wtedy podszedł do mnie Kornel, mój uczeń.
- Dzień dobry - powiedział siadając tuż obok.
- A witam cię, Kornelku - odpowiedziałem uśmiechając się do niego. - Co ci się stało, że jesteś w szpitalu? - spytałem.
- A nic takiego - odpowiedział. - Grałem ze starszym bratem w nogę i niechcąco trafił mnie piłką w głowę - odparł uśmiechając się do mnie.
- Oj, Kornel, widzisz jak to trzeba uważać? Kiedy cię wypisują do domu?
- Nie wiem - odpowiedział. - A co z Marcelem? Miał operację? Co mu jest?
- Tak, miał operację. Leży w tej sali.
- Pójdę do niego.
- Kornel, Marcel dopiero co zasnął. Później do niego zajrzyj. Na pewno się ucieszy.
- Okej - odpowiedział wstając z krzesła.
Miły dzieciak. Znam jego ojca jeszcze z czasów studiów. Poszedł w kierunek typowo informatyczny. Codziennie po zajęciach przesiadywał w kafejce internetowej. Miał głowę do nauki. Kornel, gdyby chciał też miałby świetne stopnie. Ale niestety, żyjemy w czasach, w których elektronika niemalże zdominowała wszystko i dzieci mają iPhony, tablety, konsole, laptopy i inne zabawki odciągające je od nauki.
Za moich czasów było inaczej. Po szkole chodziło się od biblioteki. Nie było Wikipedii. Nieraz, aby rozwiązać pracę domową, trzeba było przewertować kilka książek. Teraz wystarczy jedno kliknięcie i zadanie domowe jest rozwiązane. Przez te paręnaście lat czasy naprawdę bardzo się zmieniły.
Zadzwoniłem do mamy. Opowiedziałem jej o wszystkim. Była wstrząśnięta informacją, że Marcel był operowany. Bardzo ją to poruszyło.
Spytałem mamę o Nikodema. Odpowiedziała mi wymijająco. Zaniepokoiłem się.
- Mamo, daj mi Nikodema do telefonu - powiedziałem w końcu.
- Bawi się na dworze - odpowiedziała.
- Mama podejdzie do niego i poda mu telefon.
- Nie będę za nim biegać po podwórku - odparła.
Zdenerwowałem się. Od razu domyśliłem się, że mama nie ma zielonego pojęcia, gdzie jest moje dziecko.
Rozłączyłem się, po czym prędko zadzwoniłem do Janka. Powiedział, że Oliwera też od rana nie ma w domu i ani on ani Emilia nie wiedzą, gdzie się zaszył.
Ta informacja podniosła mi ciśnienie. Ile by człowiek dziecku nie nagadał, nie natłumaczył, ono i tak zrobi, do będzie chciało. Jeszcze go dupsko nie przestało jak należy boleć po ostatnim laniu a on już prosi się o następne. Nie ma złych dzieci - z tej prostej prawdy wynika, że to ja jestem złym rodzicem. Nie umiem do niego trafić... Brak słów...
Wziąłem głęboki oddech, po czym wszedłem do sali, w której spał Marcelek. Lusia wyglądała mizernie.
- Tu w pobliżu na pewno jest jakaś restauracja... Chodź, zjemy coś - zaproponowałem. - Umieram z głodu. Ty pewnie też.
Zgodziła się. Jeszcze raz popatrzyliśmy na Marcela, po czym wyszliśmy ze szpitalnej sali.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro