Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wizyta Janka

Daniela wysiadła z auta, po czym pędem ruszyła w stronę tarasu. Była zdenerwowana.
- Widziałam lawetę wioząca twoje auto - powiedziała. - Co się stało? Miałeś wypadek? - spytała.
- Nie, skarbie - odparł Szymon. - Marcel wbił kamień w przednią szybę - wyjaśnił.
- Co takiego? Gdzie on jest?! Dlaczego to zrobił? Szymon, mów!
- Skarbie, spokojnie. Nie denerwuj się - rzekł mężczyzna chwytając żonę za rękę. Pocałował palce jej dłoni.
Daniela wzięła trzy głębokie oddechy.
- Okej. Jestem spokojna. Gdzie jest Marcel? - spytała.
- Zwiał... Nie wiem, gdzie jest...
- Jejku, znowu gdzieś uciekł? Który to już raz?! Szału można dostać!
- Skarbie... Marcel jest jak bumerang, zawsze wraca do domu - rzekł mężczyzna próbując uspokoić zdenerwowaną żonę.
- Usiądź, przyniosę ci coś do picia... Może być sok?
Daniela kiwnęła głową. Usiadła na ławce. Popatrzyła na piękny, zielony krajobraz.
Po chwili Szymon był już z powrotem. Podał małżonce szklankę soku pomarańczowego.
- Wiesz Lusia, nie powiem, jestem zły na niego. Ale on nie chciał tego zrobić... Po chłopaków przyjechał Oliwer. Chcieli się bawić w tortury... Zakazałem Marcelowi do niego jechać. Marcel się zdenerwował. Odesłałem go do domu, a on w akcie desperacji rzucił kamieniem przed siebie. Myślę, że nie celował w moje auto... Nie odważyłby się zrobić tego świadomie. To nie w jego stylu.
- Nie wiem, co powiedzieć - westchnęła kobieta.
- Lusia, nie denerwuj się... To nie pierwszy wybryk i nie ostatni... Jak wróci porozmawiam z nim...
Daniela oparła głowę o ramię męża. Zamknęła powieki.
- Ale słońce daje po oczach - szepnęła.
Wtem pod dom Jasińskich podjechał jeep Janka. Mężczyzna nie zgasił silnika, co oznaczało, że jego wizyta będzie krótka. Wyskoczył z pojazdu, po czym wszedłszy na taras przywitał się z Szymonem i jego żoną.
- To, że jakiś czas temu wasi synowi przywiązali mojego Oliwera do drzewa, spuścili mu spodnie i go tak zostawili, byłem w stanie przemilczeć - zaczął. - Chłopaki, jak to chłopaki, różne pomysły mają. Wszystko rozumiem... Ale wracam dzisiaj z miasta do domu, słyszę jakieś krzyki z garażu. Wchodzę a tam starsza córka wisi do góry nogami przywiązana do haka, a młodsza siedzi na maszynie podłączonej do prądu. Jakby tego było mało ręce i nogi ma związane kablami! Szymon, ja jestem cierpliwy i wiem, że mój Oliwer nie jest święty. Ale jestem pewien, że to Marcel go do tego namówił. Widziałem Marcela, jak wymyka się z mojego garażu... Jeszcze trącił mnie łokciem w brzuch.
- Nie wiem, co powiedzieć - rzekł Szymon totalnie zaskoczony słowami przyjaciela. Nie przypuszczał, że Marcel odważy się jeszcze tego samego dnia pójść do Oliwera, by bawić się z nim w tortury. Tym bardziej nie spodziewał się tego, że chłopcy będą się znęcać nad dziewczynkami.
- Dobrze, że nam o tym powiedziałeś... - odezwała się Daniela. - Jak Marcel wróci do domu, spuścisz mu lanie i zaznaczysz, że to nie za wybicie szyby, tylko za zabawę w tortury - dodała z powagą patrząc mężowi w oczy.
- Dobrze - odparł Szymon biorąc głęboki oddech. - Może kawy? - dodał zwracając się do Janka.
- Nie, dzięki. Będę leciał. A, i powiedzcie swojemu Marcelowi, że jak jeszcze raz zobaczę go w swoim warsztacie to osobiście spiorę mu dupę.
- Okej. Przekażemy - rzekł Szymon obejmując żonę ramieniem.
Janek zeskoczył z tarasu. Wsiadłszy do auta, odjechał spod domu Jasińskich.
Małżonkowie spojrzeli na siebie bez słowa. Daniela odłożyła na stolik szklankę po soku.
- Jak myślisz, o której wróci? - szepnęła Daniela uśmiechając się do męża.
- Pewnie późnym wieczorem... - odparł Szymon. - Chodź, zjesz obiad... - dodał wstając z ławki.
Wszedł do kuchni. Wstawił na kuchenkę garnek z zupą. Po chwili ponowne wyszedł na taras.
- Niko! - zawołał. - A ten, gdzie się zamalinował? - dodał rozglądając się po podwórku.
- Niko też jest jak bumerang... - szepnęła Daniela wstając z ławki. Uśmiechając się do męża, weszła do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro