Ucieczka
Szymon zaparkował auto niedaleko mostu. Kupił sobie i chłopakom po dużym lodzie z automatu.
Wolnym krokiem ruszyli w stronę Wisły.
- Tato, a może zrobimy prezent dla dzidziusia? - odezwał się Nikodem. - Może drewnianą kołyskę...
Szymon uśmiechnął się do syna.
- Świetny pomysł - rzekł. - Jak wrócimy do domu, zrobię rysunek...
- A jak ten dzieciak będzie miał na imię? - spytał Marcel po chwili.
- Nie wiem... Nie wiemy nawet, czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka - odparł mężczyzna.
- Jejku, jak ja bym chciał, żeby to był chłopak! - zawołał Marcel.
- Ja też! - odezwał się Nikodem. - A ty, tato, pewnie masz dosyć chłopaków i marzy ci się dziewczynka?
- No, jakbyś zgadł - westchnął Szymon.
Mężczyzna usiadł na ławce. Tymczasem chłopcy zbliżyli się do brzegu rzeki. Usiedli na betonowych schodach.
- Ładną miałeś mamę - odezwał się Marcel. - Znałeś ją?
- Nie. Ona umarła jak miałem niecały tydzień... - oznajmił chłopiec.
- A czemu umarła?
- Bo była chora na raka.
- Na raka? Jacie... A nie było czasem tak, że umarła dlatego, że musiała ciebie urodzić? - spytał chłopiec.
Nikodem wziął głęboki oddech, po czym odsunął się od brata. Po chwili pobiegł na ławkę obok ojca.
Marcel został sam. Dyskretnie spojrzał na brata. Nikodem głowę miał pochyloną. Było mu bardzo przykro z powodu tego, co usłyszał z ust Marcela.
- Tatuś, wracajmy już do domu... - szepnął.
- Nikuś, a tobie, co?
- Nic... Chcę jechać do domu... - szepnął malec.
- No dobrze... Marcel! - zawołał Szymon.
Chłopiec niepewnie stanął przy ojcu. Ze współczuciem spojrzał na Nikodema. Gdyby tak mógł cofnąć czas o kilka minut! Ugryzłby się w język!
Chłopcy w milczeniu wsiedli do samochodu. Skruszony Marcel postanowił jak najszybciej przeprosić brata. Delikatnie szarpnął go za rękaw od koszulki.
- Niko, przepraszam cię - szepnął.
Nikodem nic nie odpowiedział. Było mu naprawdę bardzo przykro. Pierwszy raz w życiu uświadomił sobie, że mógł się przeczynić do śmierci matki.
Zaraz po tym, jak Szymon zaparkował auto przed domem, Nikodem wybiegł z samochodu.
- A ty dokąd?! - zawołał Szymon prędko wychodząc z pojazdu. - Niko! Wróć się!
Chłopiec biegł przed siebie. Nie reagował na wołanie ojca. Po chwili zginął między drzewami.
- Co go ugryzło? - rzekł Szymon spoglądając na Marcela.
Chłopiec wzruszył ramionami, po czym usiadł na tarasowych schodach. Po chwili podbiegł do niego Misiu. Marcel zaczął się z nim bawić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro