Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ubikacja

Trwała lekcja matematyki. Szymon siedział przy biurku. Sprawdzał na laptopie swoją pocztę.
- Proszę pana... - usłyszał nieśmiały, dziewczęcy głos. Podniósł wzrok na stojącą obok niego uczennicę. - Słucham cię, Agatko - rzekł.
- Czytał pan kartkę ode mnie?
Szymon uśmiechnął się do dziewczynki. Prawda była taka, że zapomniał o liściku, który poprzedniego dnia mu wręczyła.
- Hm... Tak - odparł.
- I co pan myśli? - spytała Agata.
- A co mam myśleć? - spytał nie mając pojęcia, co zawierała nierozpieczętowana koperta.
Wtem ktoś zapukał do drzwi. Do klasy weszła Weronika Morawska, młoda kobieta pracująca w księgowości razem z Danielą. Widząc ją, Szymon bezzwłocznie podniósł się z krzesła.
- Panie dyrektorze, mogę pana prosić? - spytała.
- Oczywiście - odparł.
Oboje wyszli z klasy. Ciemnowłosa kobieta spojrzała przełożonemu w oczy. Była zaniepokojona.
- Coś z Danielą? - spytał.
- Już wczoraj źle się czuła. Co chwilę biega do łazienki.
- Dobrze, że mi o tym mówisz. Jest u siebie w biurze?
- Nie było jej, kiedy wychodziłam.
- Weronika, przypilnuj moją klasę do końca lekcji.
- Dobrze - odparła kobieta.
- Pójdę sprawdzić, co z Luśką.
Szymon prędko zbiegł schodami na wysoki parter. Zajrzał do biura, w którym pracowały Daniela i Weronika. W jasnym, niedużym pomieszczeniu, nie było nikogo. Na końcu długiego korytarza znajdowały się drzwi, za którymi była łazienka dla pracowników szkolnych. Mężczyzna pewnym krokiem wszedł do środka.
Zamarł, gdy usłyszał szloch Danieli. Otworzył drzwi od jednej z trzech ubikacji. Jego żona siedziała na zimnych płytkach tuż przy muszli klozetowej. Wyglądała żałośnie. Oczy miała podpuchnięte, a po policzkach spływały jej długie strumienie łez.
Szymon przyklęknął przy żonie.
- Chodź do mnie - szepnął wyciągając w jej kierunku obydwie ręce. - Co się dzieje? - rzekł przytulając do siebie Danielę.
- Czuję się strasznie - odparła przez łzy. - Wciąż chce mi się wymiotować, a nie mam już czym... Szymon...
- Już dobrze, skarbie... Jestem przy tobie... Już dobrze. Już nie płacz. Chodź do umywalki. Przemyjesz twarz, a ja pójdę do biura po twoją torebkę. Zawiozę cię na pogotowie.
- Szymon, ty nic nie rozumiesz - szepnęła.
Mężczyzna spojrzał żonie głęboko w oczy. Otarł jej łzy swoimi palcami.
- To prawda. Nie rozumiem, ale to nic. Lekarze na pewno się rozpoznają, co ci jest...
- Nie muszą. Ja wiem, co mi jest - odparła pociągając nosem.
Szymon spojrzał na małżonkę z namysłem. Ta, uśmiechnęła się do niego przez łzy.
- Zrobiłam sobie drugi test... Jestem w ciąży - szepnęła.
- Co takiego? Ale jak to? Przecież jeszcze wczoraj... Lusia!
- Cieszysz się? - spytała Daniela wpatrując się w radosne oczy męża.
- Lusia, jeszcze się pytasz? Niczego tak nie pragnę, jak tego, byś urodziła mi dziecko! - rzekł z uśmiechem na ustach. - Nie becz, głuptasie. Umyj się, a ja przyniosę twoją torebkę. Pojedziemy do ginekologa. Chcę mieć stuprocentową pewność, że jesteś w ciąży i to dlatego tak się czujesz...
Szymon odprowadził małżonkę do umywalki. Odkręcił nawet wodę w kranie. Zadowolony ruszył w stronę drzwi. Nim wyszedł z łazienki, podskoczył z radości, jak robi to Marcel za każdym razem, gdy coś idzie po jego myśli. Daniela zaśmiała się w głos. Prędko przemyła twarz zimną wodą.
Trzy minuty później oboje wyjechali spod szkoły czarnym BMW.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro