Tor wyścigowy
Nikodem i Oliwer pojechali prosto na stog słomy. Wdrapali się na sam szczyt. Widok z góry był niesamowity. Widać było las, łąki, jezioro i ogromne połacie pól.
- Tu jest super - rzekł Nikodem wyjmując iPhone z kieszeni spodni. - Zrobię sobie selfie, jak stoję na szczycie tego stogu! - dodał z uśmiechem na twarzy. Zrobił głupkowatą minę, po czym pstryknął kilka zdjęć.
- Tata kupił mi namiot - odezwał się Oliwer. - Wczoraj go rozłożyliśmy i będę dzisiaj w nim spał. Fajnie, jakbyś mógł zostać u mnie na całą noc. Twoi starzy się na to zgodzą?
- Nie wiem... Nigdy nie spałem u żadnego kolegi... Ale mój tata zna twojego, to może się zgodzi - odparł Nikodem. - Gorąco... Pić się chce... Masz coś do picia?
- Nie mam. Jedziemy do sklepu?
- Nie wziąłem kasy - odparł Nikodem.
Oliwer spojrzał na niego z uśmiechem, po czym wsunął sobie do ust kawałek słomy.
Chłopcy zeszli ze stogu. Pojechali rowerami do pobliskiego sklepiku.
- Poczekajmy, aż odjedzie to auto - odezwał się Oliwer. - Ty zagadasz sklepową, a ja wezmę coś do picia...
- Okej - odparł Nikodem.
Gdy tylko czerwone auto odjechało z parkingu, chłopcy weszli do niewielkiego sklepiku.
Nikodem szeroko uśmiechnął się do znajomej ekspedientki.
- Dzisiaj bez brata? - odezwała się.
- Pojechał z tatą do Gdańska - odparł chłopiec. - Pewnie pójdą na molo i trochę pokąpią się w morzu.
- A ty nie chciałeś jechać z nimi? - spytała.
- Nie... Ja nie lubię tak długo jechać autem... A nad morzem byłem już dwa miliony razy... Nic tam ciekawego nie ma... Była pani kiedyś nad morzem?
- Nie, nigdy...
Nikodem kątem oka spojrzał na Oliwera. Chłopak wkładał sobie pod bluzkę dwa piwa w puszce. Nikodem pobladł na twarzy. Dopiero teraz pojął, że jego kolega nie zamierza płacić za swoje zakupy.
- A... - zawahał się Nikodem. - A w górach pani była?
- Nie... Za to byłam kiedyś na Mazurach. Jakie tam są widoki! I jedno jezioro przy drugim. Byłeś tam kiedyś? Musisz tam pojechać!
- Powiem tacie, to może nas zabierze... Może mi pani podać cztery kilogramy mąki?
Kobieta uśmiechnęła się, po czym odwróciła się plecami do chłopca. W tym czasie Oliwer wybiegł ze sklepu. Wrzucił piwa do przyczepionego do rowera koszyka, po czym przeszedł na drugą stronę drogi. Usiadł pod drzewem. Otworzył puszkę z Warką. Napił się schłodzonego napoju.
Tymczasem ekspedientka postawiła na ladzie cztery kilogramy mąki, kawę i herbatę, o które prosił Nikodem.
- Czy coś więcej? - spytała.
- Nie... To wszystko - odpowiedział wkładając rękę do kieszeni. - Jacie! Nie wziąłem pieniędzy! - udał zaskoczonego. - To ja jednak zrezygnuję...
- Weź te zakupy... Policzę ci, dam paragon, a później przywieziesz mi pieniądze. Dobrze?
Nikodem skinął lekko głową. Spojrzał w stronę drzwi. Chciał uciec ze sklepu, ale w porę zdał sobie sprawę z tego, że byłoby to podejrzane.
- Dobrze...
Kobieta wydrukowała chłopcu paragon.
- Dwadzieścia złotych i pięćdziesiąt groszy - powiedziała pakując zakupy chłopca do reklamówki.
- Dziękuję - rzekł nieco zmieszany.
- Proszę. W torbie masz paragon.
- Dobrze. Dziękuję. Do widzenia - odparł nieśmiało kierując się w stronę drzwi.
Gdy wyszedł ze sklepu niemalże natychmiast ujrzał leżącego pod drzewem Oliwera. Przeszedł na drugą stronę drogi. Usiadł obok niego.
- Nie zapłaciłeś za to piwo - rzekł.
- Tak samo jak ty nie zapłaciłeś za swoje zakupy... Masz, jedno jest dla ciebie...
- Nie chcę...
Oliwer wybuchnął śmiechem. Z politowaniem spojrzał na kolegę.
- Czego się cykasz? Sam robiłeś wino, a boisz się piwo wypić? - zadrwił.
- Nie boję. Nie chcę...
- Jest bezalkoholowe - skłamał podając młodemu Jasińskiemu do ręki nie otwartą puszkę.
Nikodem zastanowił się przez moment. Naiwnie uwierzył słowom kolegi, jako że skradzione piwo jest bezalkoholowe. Otworzył puszkę. Spieniony napój spłynął mu na krótkie, bawełniane spodenki. Chłopiec przechylił puszkę, jednym ciurkiem wypił niemalże całe pół litra Warki. Uśmiechnął się.
- Ale głupi samochód! - zawołał widząc pędzące drogą czerwone Alfa-Romeo.
Chwycił w rękę nieduży kamyk.
- Ścigamy się? - rzekł po chwili.
- Nie chce mi się - odparł Oliwer nakładając sobie czapkę na twarz.
Nikodem chwycił kolegę za rękę. Pomógł mu podnieść się z trawy. Oliwerowi zakręciło się w głowie. Mimo to, zgodził się brać udział w wyścigach.
- Dokąd biegniemy? - spytał
- Do sklepu i z powrotem! - odparł Nikodem zdejmując przez głowę koszulkę z krótkim rękawkiem. - Do startu gotów! Start! - zawołał, po czym przebiegł na drugą stronę drogi. Oliwer tymczasem na nowo położył się w rowie.
- Śpię i mnie nie budź - rzekł.
- To śpij, a ja zrobię tor wyścigowy - odezwał się Nikodem. Zajrzał do torby, w której znajdowały się jego zakupy. Rozpieczętował paczkę z mąką, po czym stanął na środku drogi.
- Będą wyścigi - rzekł pocierając ręką szeroko otwarte oczy.
Rozsypał na drodze całe cztery kilogramy mąki dzieląc nimi jezdnię na dwa pasy.
Był tak zaabsorbowany wykonywanym przez siebie zajęciem, że nie zauważył nadjeżdżającego z przeciwka samochodu. Nie zareagował na dźwięk klaksonu. Kierowca pojazdu minął chłopca jadąc poboczem. Na Nikodemie nie zrobiło to żadnego wrażenia.
Ponieważ chłopiec rozsypał już całe cztery kilogramy mąki i małą paczkę kawy, postanowił przystąpić do wyścigów. Podbiegł do śpiącego w rowie Oliwera. Próbował go obudzić. Bezskutecznie.
Nikodem nie brał pod uwagę faktu, że wyścigi mogłyby się nie odbyć. Chwycił kolegę za nogi, po czym zaciągnął go na środek drogi.
- Tam jest linia mety! - zawołał. - Będziemy się ścigać! - dodał podekscytowany. - Trzy, dwa, jeden! Start! - zawołał, po czym wystartował jak z torpedy.
Na początku trzymał się swojego pasa, ale już po chwili biegł środkiem jezdni. Fakt ten nie uszedł uwagi przejeżdżającego tamtędy kierowcy Volkswagena. Mężczyzna wysiadł z auta, podbiegł do Nikodema, chwycił go za przedramię.
- Co ty wyrabiasz?! - wydarł się. - Chcesz, żeby cię coś rozjechało?!
- Ścigam się - odparł chłopiec.
- Z kim się ścigasz?
Nikodem odwrócił się. Dopiero teraz mężczyzna ujrzał Oliwera leżącego na środku drogi. Pośpiesznie ruszył w jego stronę. Zbudził chłopca, klepiąc go ręką w policzek, po czym pomógł mu przejdź na stronę sklepu.
- To wasze rowery? - spytał.
- Nasze, ale one nie są na sprzedaż - odparł Nikodem uśmiechając się do nieznajomego mężczyzny.
- Gdzie mieszkasz?
- W Pałacu Kultury! - odparł chłopiec wybuchając śmiechem.
Wtem ze sklepu wyszła ekspedientka. Zmarszczyła brwi na widok rozsypanej na drodze mąki.
- Zna pani tych chłopaków? - odezwał się mężczyzna.
- Ten golas jest od Jasińskich, a drugi to Oliwer, syn Janka Młynarczyka.
- Sprzedała im pani alkohol? - spytał.
- Co pan?! Oczywiście, że nie!
Mężczyzna machnął ręką, po czym poszedł po swój samochód. Po chwili był już z powrotem. Sklepowa pomogła mu wsadzić Oliwera od samochodu.
- Ja nigdzie nie jadę... Mam wyścigi - rzekł Nikodem wpatrując się w nieznajomego bystrymi oczami. - Poza tym, jeszcze nie było rozdania nagród - dopowiedział.
Nie bacząc na słowa wypowiedzenie przez chłopca, mężczyzna otworzył tylnie drzwi. Na siłę wepchnął Nikodema do auta.
- Pani rzuci okiem na ich rowery. Powiem ich rodzicom, żeby przyjechali je odebrać.
- Dobrze - odpowiedziała przechodząc na drugą stronę drogi. Schyliła się, by sięgnąć leżący w rowie rower należący do Oliwera. Na widok dwóch pustych puszek po piwie, przetarła oczy ze zdumienia.
- No, ładne rzeczy! - zawołała sama do siebie.
Po chwili chwyciła rower za kierownicę, po czym zaprowadziła go pod sklep.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro