Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Topola

Amelia i Julia siedziały na szczycie wielkiej piaskownicy. Obydwie były ubrane w jednakowe, jasnoróżowe sukienki w kwiatki. Janek siedział na obalonym pieńku, ostrzył nóż przy pile spalinowej. Na widok zbliżającej się Danieli, przerwał pracę.
- Witaj - odezwała się. - Emilia jest w domu?
- Usypia Kornela - odparł. - Wejdź... - dodał.
Zaprowadził Danielę do domu. Nigdy dotąd kobieta nie była w mieszkaniu sąsiadów. Od razu za kuchnią polową znajdował się szeroki korytarz. Daniela spojrzała na wiszące na drewnianej ścianie dziecięce rysunki.
Janek po cichu uchylił znajdujące się po prawej stronie korytarza drzwi. Wszedł do pokoju.
- Usnął? - spytał spoglądając na jasnowłosą żonę.
- Tak... Przed chwileczką... Wykończy mnie to jego ząbkowanie... - szepneła.
- Daniela przyszła.
- Okej. Wypijesz z nami kawę? - spytała Emilia.
- Nie... Mam robotę... Zetnę te dwie topole...
Chwilę później Emilia wyszła z sypialni. Uśmiechnęła się do Danieli. Kobiety weszły do kuchni. Usiadły przy dużym, okrągłym stole.
- Macie bardzo ładny dom - szepnęła Daniela.
- Dzięki. Trochę włożyliśmy w remon, ale opłacało się. Dzieciaki mają na górze własne pokoje... A parter jest tak skonstruowany, że można się gonić w kółko po wszystkich pomieszczeniach.
Daniela uśmiechnęła się. Podobała jej się kuchnia Emilii. Zarówno meble jak i wyspa były drewniane, solidnie wykonane. Mosiężne uchwyty od szafek piękne komponowały się z ciemnym drewnem.
- Jak Oliwer? Pogodził się z Jankiem? - spytała Daniela spoglądając, czy aby na pewno Janka nie ma w pobliżu.
- Nie... Powiedział mi, że już nigdy w życiu nie odezwie się do ojca... Siedzi w swoim pokoju...
Emilia zamilkła widząc wchodzącego do kuchni Oliwera. Chłopiec wyciągnął z szafki szklankę. Nalał do niej kompotu z dzbanka.
- Oli, wyjdź trochę na dwór... Tata będzie ścinał topole...
- W dupie to mam - rzekł chłopiec wsuwając szklankę do zlewu.
Emilia wstała od stołu. Nalała wody do czajnika. Wsypała kawę do dwóch kubków. Po chwili woda się zagotowała.
- Pijesz ze śmietaną? - spytała.
- Nie... Czarną bez cukru - odparła Daniela.
Kobiety wzięły kawę, po czym wyszły z domu. Usiadły na ławeczce w altance. Po chwili obydwie ujrzały, że również Oliwer wyszedł na dwór. Usiadł na drewnianych schodach. Ze złością spoglądał w stronę jeziora. Odgłos pracującej pilarki spalinowej stanowił dla chłopca pokusę, by pójść do ojca i popatrzeć jak ten ścina ponad trzydziestometrowe drzewo.
Do tej pory Oliwer zawsze towarzył ojcu przy tego typu robocie. Niepewnie zbliżył się do skarpy. Spojrzał w dół. Janek próbował podciąć pień drzewa, którego średnica wynosiła co najmniej dwa metry. Spod piły sypały się trociny. W pewnym momencie Janek spojrzał w stronę skarpy. Dostrzegł stojącego tam syna. Zamyśliwszy się, postawił piłę na trawie. Usiadł na składanym krzesełku. Przetarł czapką spocone czoło, po czym spuścił głowę na dół. Odpoczywał.
Tymczasem Oliwer zeskoczył ze skarpy. Wsunął ręce do kieszeni spodni. Dyskretnie podszedł do topoli. Spojrzał na lekko podcięty pień drzewa.
- Czeka ją egzekucja? - rzekł.
- No... Jak myślisz, w którą stronę się obali? - spytał Janek wkładając czapkę z daszkiem z powrotem na głowę.
- Pewnie spadnie na lewo, równolegle do jeziora... - odparł. - Zgadza się?
- Zgadza się - rzekł Janek uśmiechając się do chłopca pierwszy raz od dwóch dni. - Przyniesiesz benzynę do piły? - spytał po chwili.
- Czystą? - odparł chłopiec.
- Nie. Do piły wlewa się benzynę wymieszaną z olejem... Przynieś tą pomarańczowa, podwójną bańkę...
Oliwer wyprostował plecy, po czym prędko pobiegł do garażu. Po chwili wrócił nad jezioro z bańką w ręku. Przykucnął przy ojcu. Z fascynacją patrzył, jak ten wlewa mieszankę do niedużego zbiorniczka.
- Sam olej też dajesz? - spytał chłopiec.
- Tak... Jakbyśmy nie dali oleju, prowadnica by nam się spaliła - rzekł mężczyzna.
Oliwer obszedł wielkie drzewo dookoła. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu topola przewróci się na ziemię.
- Powiedz mamie, niech ma na oku nasze dziewczyny, bo zaraz będziemy obalać drzewo.
- Okej! - zawołał Oliwer biegnąc w stronę altanki.
Janek odpalił maszynę dopiero po powrocie Oliwera. Dobrze wiedział, że jego syn chce na własne oczy zobaczyć, jak potężne drzewo spada na ziemię.
Chłopiec stanął w bezpiecznej odległości. Z błyskiem w oczach patrzył na ścinającego topolę ojca.
Po kilku minutach zmagań, drzewo runęło na ziemię. Dopiero teraz Janek poczuł, że zeszła z niego cała złość nagromadzona przez ostatnie dni.
Oliwer podbiegł do leżącego drzewa. Wdrapał się na obalony pień.
- Tu jest super! - zawołał uśmiechając się do ojca.
Janek spojrzał w stronę skarpy. Emilia, Amelia, Julia i Daniela patrzyły na obaloną topolę. Dziewczynki biły tacie brawo. Za zgodą mamy, obie w jednakowym momencie pobiegły w stronę drzewa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro