Temat naukowy
Szymon płukał swoje BMW wodą z węża. Marcel siedział na tarasowych schodach. Z uwagą przyglądał się ojcu. W końcu zebrał się na odwagę, by podejść i porozmawiać.
- Tato... - zaczął.
- Tak? - odezwał się Szymon.
- Chciałbym z tobą porozmawiać na temat naukowy...
Szymon oderwał wzrok od auta. Z uśmiechem spojrzał na poważną minę syna.
- Słucham cię... - rzekł po chwili.
- Chodzi o naukę tabliczki mnożenia - zaczął malec.
- Faktycznie, naukowy temat - zaśmiał się Szymon. - Co chciałbyś wiedzieć? Ile jest dwa razy dwa?
- Nie! Nie nabijaj się ze mnie - uniósł się. - Tato, bo wiesz... Ta ciągnąca się za mną sprawa z tabliczką mnożenia nie daje mi spokoju. Chciałbym ją zakończyć...
Szymon podszedł do mosiężnego kranu wystającego spod tarasu. Zakręcił wodę.
- Chcesz to zakończyć, mówisz? - rzekł. - Mądry chłopak z ciebie...
- Czyli się zgadzasz? - uradował się dziesięciolatek.
- Ale na co?
- Na to, żebym nie uczył się tej głupiej tabliczki!
- Marcel, rozmawialiśmy na ten temat już pół miliona razy. Musisz się nauczyć tabliczki. Koniec. Kropka. Powiedziałeś, że chcesz tę sprawę zakończyć, to ją zakończ. Naucz się w końcu tej tabliczki i dam ci spokój do końca wakacji.
Chłopiec zastanowił się przez moment.
- Ja mam lepszy pomysł - rzekł. - Pomyśl logiczne. Po co mam się uczyć teraz czegoś, czego i tak zapomnę do września? Nie lepiej nauczyć się tej tabliczki powiedzmy ostatniego sierpnia?
- Twoje pomysły są naprawdę powalające...
- Dzięki... Bo tatuś, nie wiem, czy wiesz, ale ja nie za bardzo lubię się uczyć... A z matmy uczyłem się tylko po to, żeby tobie zrobić przyjemność...
Szymon zaśmiał się głośno.
- Niemożliwy jesteś! To zrób mi tę przyjemność i naucz się w końcu tej tabliczki...
Marcel uśmiechnął się. Zamyślił się przez moment.
- Tatuś, a czy ty jedziesz z nami do tej rodziny od Nikodema? - spytał.
- Nie, Marcelku... Muszę spotkać się z panem Jankiem. Mam z nim kilka spraw do obgadania...
- Będziecie gadać o mnie?
- Co? - zaśmiał się. - Oczywiście, że nie! Pan Janek pojedzie ze mną do tartaku zamówić deski na dobudówkę...
- A mogę też tam jechać?
- Marcelek, nie. Innym razem cię ze sobą wezmę.
- Nie, bo co?
- Nie, bo mama chce żebyś jechał z nią i z Nikodemem poznać tę rodzinę... Tam jest taki chłopiec w twoim wieku. On uczy się w tej samej szkole, co ty.
- Jak się nazywa?
- Nie pamiętam. Ma na imię Aleks. Miły dzieciak. Marcelek, fajnie się z tobą gada, ale muszę już lecieć. Luśka! Jadę! - zawołał.
Daniela wyszła na taras. Przesłała mężowi buziaka.
- Marcel, chodź. Dostaniesz placka - zwróciła się do syna.
- A gdzie Niko?
- Niko już zjadł prawie pół blachy... Chodź!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro