Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Stóg

Marcel leżał na trawie. Obydwiema rękoma trzymał się za tyłek. Przeraźliwie płakał.
Gdy Szymon go dostrzegł, przyśpieszył kroku. Przykucnął przy chłopcu.
- Co się dzieje? - spytał. - Dlaczego płaczesz?
Chłopiec nie odpowiedział. Miał wypieki na policzkach. Łzy bezustannie spływały mu po twarzy. Szymon wyciągnął ku niemu ręce. Podniósł go.
- A gdzie Ada? - spytał wpatrując się w zapłakane oczy dziesięciolatka.
Dziewczynka niepewnie wyłoniła się zza drzewa.
- Ada, co tu się stało? - odezwał się Szymon.
- Wujku, kiedy tu przyszłam, Marcel już płakał. Nie chciał mi powiedzieć o co chodzi. Chciałam po kogoś iść, ale nie chciałam zostawiać go samego - powiedziała długowłosa blondynka. - Marcel, powiedz tacie, co ci się stało... Ktoś cię pobił?
Chłopiec odwrócił wzrok od kuzynki. Przytulił się do ojca. Szymon zaniósł go do domu. Ada szła za nimi z pochyloną nisko głową. Było jej wstyd, że okłamała wujka. Ale jeszcze bardziej było jej żal dziewczynki, do której należała zniszczona przez Marcela lalka.
Szymon wniósł Marcela do salonu. Daniela pobladła na widok zapłakanego chłopca.
- Dlaczego on płacze?! - wrzasnęła na męża.
- Lusia, nie wiem... - odparł. - Poszedłem po niego i po Adę... Leżał na ziemi zapłakany...
- Marcelek, ktoś ci coś zrobił? Dziecko, mów natychmiast! - wrzasnęła tym razem na syna.
Malec nie chciał wyznać prawdy rodzicom. Czuł się upokorzony. W końcu osobą, która spuściła mu lanie była dziewczyna i to w dodatku niewiele starsza od niego. Chłopiec nie chciał, by ktokolwiek się o tym dowiedział.
Tymczasem do salonu weszła Ada. Była ciekawa, czy Marcel ją wyda. Nalała sobie wody do szklanki. Z uwagą obserwowała wciąż szlochającego chłopca. Daniela i Szymon siedzieli obok niego na kanapie. Próbowali się czegoś dowiedzieć.
- Synku, powiedz mamie, co ci jest? Ktoś cię uderzył? Dlaczego płaczesz? - pytała Lusia.
- Smyku, nam możesz wszystko powiedzieć - rzekł Szymon.
Chłopiec przytulił się do mamy.
- Marcel, kochanie...
- A nie było czasem tak, że spadłeś z drzewa? - odezwała się Ada.
Marcel zignorował to pytanie. Jeszcze mocniej wtulił się w ramiona Danieli. Ta, spojrzała na męża ze smutkiem.
- Ada, możesz nas zostawić? Chcielibyśmy pogadać z Marcelem sam na sam - rzekł Szymon po chwili.
- Pewnie - odpowiedziała nastolatka biorąc do ręki szklankę z wodą. Wyszła na taras. Zamknęła za sobą drzwi.
Szymon zdjął chłopca z kolan matki.
- Co robisz? - odezwała się Daniela. - Zostaw go! - dodała widząc, że jej mąż spuszcza Marcelowi spodnie.
- Jak go znalazłem, trzymał się za... Marcel, kto ci to zrobił?! - zawołał ujrzawszy mnóstwo świeżych pręg pozostałych po uderzeniach witką.
- Nikt - szepnął chłopiec. - Czy ja tobie zaglądam w gacie?! - wrzasnął po chwili wybuchając płaczem.
- Marcelek, musisz mam powiedzieć, kto ci to zrobił! - odezwała się Daniela. - To był pan Janek? Znów wszedłeś do jego garażu i postanowił cię ukarać, tak?
- Nie! - odparł chłopiec. - Chcę być sam! - dodał wyrywając się z rąk ojca.
Pobiegł do pokoju. Rzucił się na swoje łóżko. Po chwili w futrynie stanęła Daniela. Wzruszyła ramionami. Zbliżyła się do syna.
- Pokaż ten tyłek. Mam maść przeciwbólową... Posmarujemy i szybciej się zagoi...
- To daj... Ja sam - westchnął chłopiec.
- W porządku... To ja cię zostawię samego na moment... Ale zaraz do ciebie przyjdę... Porozmawiamy. Powiesz mi, kto cię tak skatował.
- Sam sobie to zrobiłem.
Daniela popatrzyła na chłopca z namysłem. Nie wiedziała, dlaczego jej syn nie chce wyznać prawdy. Miała nadzieję, że gdy emocje opadną, Marcel szczerze z nią porozmawia.
Chłopiec wysmarował sobie tyłek maścią, po czym poszedł do łazienki umyć ręce.
Daniela i Szymon siedzieli na kanapie. Rozmawiali szeptem.
- Mamuś, zostawię sobie tą maść w łazience. Dobrze?
- Dobrze, skarbie - odpowiedziała.
Wtem do salonu wszedł Nikodem. Uśmiechnął się do brata.
- Płakałeś? - spytał po chwili.
- Spadaj - odparł Marcel przecierając oczy rękoma.
- Idę z Adą na rowery. Marcel, idziesz z nami?
- Spadaj - rzekł dziesięciolatek.
- Marcel, o co ci biega?!
- O nic. Spadaj.
Nikodem zamyślił się przez chwilę, po czym podbiegł to ojca.
- Tato, czy ja i Ada możemy iść na rowery? - spytał.
- Nie, bo za pół godziny będzie obiad - usłyszał w odpowiedzi.
- Za dwadzieścia minut będziemy z powrotem. Pokażę jej tylko stóg. Ona nie wie, co to jest. To możemy jechać?
- No, dobrze. Ale, żeby wam nie przyszło do głowy, żeby się po tym stogu wspinać.
Nikodem uśmiechnął się.
- Bez przesady - mruknął pod nosem.
- Właśnie, Niko, bez przesady! Bawić się możecie koło domu. Macie kota, psy, domek na drzewie...
- Basen i trampolinę - dopowiedziała Daniela.
- Ale nie mamy stogu - odparł chłopiec uśmiechając się do rodziców. Po chwili odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, po czym wyszedłszy z domu, wsiadł na rower.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro