Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Serce

Daniela miała na sobie czarne legginsy, srebrne kabaretki i turkusową tunikę. Spięte z tyłu ciemne, kręcone włosy sięgały jej niemalże do pasa. Przełożywszy przez ramię czarną listonoszkę, szła w stronę tarasu.
- Hej skarbie, skąd masz loda? - odezwała się siadając obok męża. Ścisnęła jego dłoń, po czym wtuliła się w jego pierś.
- Od Marcela dostałem - rzekł mężczyzna. - Podzielę się z tobą. Chcesz? - dodał.
- Nie chcę. Dzięki. Jak w domu? Wszystko dobrze?
- Tak. Zrobiłem z Marcelem budę dla Misia. A Niko umył mi auto. Zresztą sama widzisz... Będę musiał nim jechać na myjnię, bo same zacieki...
- I trawnik skoszony... No, no... Napracowaliście się dzisiaj.
- Trochę tak. Ale to przyjemna praca. Chodź Lusia na obiad.
Szymon podniósł się z ławki. Wspólnie z żoną wszedł do kuchni. Marcel siedział przy stole. Rysował stado gnu przebiegających przez urwisty potok. Uśmiechnął się do mamy.
- Co tam, Marcelek? - odezwała się Daniela. - Tata był dziś grzeczny? Nie denerwował cię?
- Był całkiem spoko. Nikocratf mnie trochę denerwował, ale mam go w dupie - odparł chłopiec.
- Marcel! Jak ty się wyrażasz? - powiedziała Daniela.
Chłopiec wzruszył ramionami. Zwinął ze stołu ołówek i blok.
- Tato, za ile będzie obiad? - spytał po chwili.
- Obiad już w zasadzie jest. Tylko podgrzeję sos. Zawołaj Nikodema i siadajcie do stołu.
- Okej - szepnął chłopiec.

Po wspólne zjedzonym posiłku, Daniela i Szymon poszli razem do sypialni.
Kobieta rzuciła się na łóżko, mocno chwyciła leżącą na środku wielką poduszkę.
- Kocham to łóżko! Jest takie, takie mięciutkie - powiedziała. - Uwielbiam na nim spać i robić inne rzeczy...
Szymon usiadł obok żony. Delikatnie pogłaskał ją palcami po ramieniu.
- Inne rzeczy, mówisz? - rzekł uśmiechając się do niej.
- Chodź do mnie - odparła odwracając się twarzą do męża. Chwyciła jego dłoń i pocałowała.
Szymon położył się tuż obok, ale wówczas Daniela podniosła się z łóżka. Rozejrzała się po pokoju.
- Gdzie będzie stało łóżeczko? - odezwała się patrząc w stronę okna.
Szymon podłożył sobie pod głowę poduszkę. Z uśmiechem przyglądał się główkującej żonie.
- Skarbie, ten pokój jest zbyt słoneczny, żeby łóżeczko stało przy oknie. Postawimy je tutaj, przy drzwiach!
Daniela odwróciła się przodem do ściany.
- Tu będzie stało łóżeczko... A w nim moja malutka córeczka... Taka tyci, tyci... Szymon! Tak się cieszę! - zawołała siadając na łóżku przy mężu. - Ale wiesz co? Nie dociera to jeszcze do mnie. Będę mamą... Szok. Jak damy naszej córce na imię?
- Lusia, byłoby super, gdyby urodziła się dziewczynka... Ale nie wiemy tego. Może to będzie trzeci rojber do kolekcji...
- A jeśli to będzie dziewczynka to jak damy jej na imię?
- Nie wiem... Może Agatka...
- Zaraz, zaraz! Czy nie tak miała na imię matka Nikodema? Szymon, zgodzę się na każde imię, ale bez przesady. Puknij się w głowę. Nie będzie żadnej Agatki.
- Luśka, Agata to ładne imię. Co ci się w nim nie podoba? - odparł.
- Już ci powiedziałam co... Nie denerwuj mnie, bo jestem w ciąży.
- Okej. I tak za wcześnie na wybór imienia. Poza tym znając życie i tak urodzi się chłopak.
- Ja myślę, że to będzie dziewczynka... Tak czuję.
- Serio? I damy jej na imię Agatka?
- A dostałeś kiedyś w twarz ode mnie?
- Nie...
- To się pilnuj, bo zarobisz.
- Taka jesteś? - odparł mężczyzna wstając z łóżka. Podszedł do drzwi. Przekręcił klucz w drzwiach.
- I co teraz zrobisz? - spytał zbliżając się do leżącej na łóżku małżonki. Ta, uśmiechnęła się szeroko. Oczy lśniły jej z radości, gdy do niej podszedł i zaczął ją gilgotać.
- Ty mi będziesz grozić?! - rzekł po chwili wyjmując pasek zza szlufek spodni. - Przełożyć mam przez kolano?
- Spadaj Szymon - odparła śmiejąc się w głos. - Chodź do mnie, mój kochany - dodała wyciągając do męża ręce.
- To mam spadać czy do ciebie przyjść, bo zgłupiałem?
- Chodź - odparła.
Szymon położył się obok Danieli. Oboje zaczęli się namiętnie całować. Dotyk kochanej osoby sprawiał im niezwykłą rozkosz.
Po zbliżeniu Szymon i Daniela leżeli obok siebie na łóżku. Patrzyli sobie w oczy. Mężczyzna głaskał żonę po policzku. Delikatnie całował jej palce.
- Dobrze mi z tobą - szepnęła rozpromieniona.
- A ty, głupia, nie chciałaś wziąć ze mną ślubu - odparł.
- Chciałam, tylko Marcel...
- Co Marcel? Co Marcel? Nie zasłaniaj mi się tu teraz Marcelem... Mi też z tobą dobrze. Kocham cię, moje serce...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro