Scyzoryk
Zbliżała się godzina czternasta. Szymon leżał na hamaku. Miał zamknięte powieki. Słońce przyjemnie grzało go w twarz.
- Tato - usłyszał cichy głos Marcela. - Śpisz?
- Nie... Leżę sobie - odparł nie otwierając oczu. - Co tam, smyku?
Chłopiec usiadł na trawie. Oparł się plecami o drzewo, do którego był przyczepiony hamak.
Nie wiedział, jak rozpocząć rozmowę z ojcem. Wziął głęboki oddech.
- Jesteś zrelaksowany? - spytał.
Szymon uśmiechnął się.
- No, jestem...
- I nie będziesz się złościć?
- Nie... O czym chciałeś pogadać, co?
- O tej głupiej tabliczce mnożenia - westchnął chłopiec. - Bo ja nie umiem się uczyć, kiedy ty na mnie patrzysz... Tym bardziej nie umiem uczyć się przy stole... Ja, jak mieszkałem tylko z mamą to zawsze odrabiałem lekcje i uczyłem się na łóżku, wiesz?
- Nie wiedziałem o tym - odparł Szymon.
- Na łóżku albo na podłodze - dopowiedział.
- Okej, smyku.
- A co do tej tabliczki, to Nikodem mi zdradził metody na dziewiątki...
- Metody na dziewiątki? - zdziwił się Szymon.
- No... Spójrz na swoje palce u rąk... Masz ich dziesięć, prawda?
- No, prawda - rzekł Szymon z uśmiechem.
- I robisz tak... Jeden razy dziewięć równa się... uwaga! Chowasz jeden palec... Dziewięć! Dwa razy dziewięć, chowasz drugi palec, zostaje osiem palców, więc osiemnaście... Trzy razy dziewięć, chowasz trzeci palec i masz siedem, czyli dwadzieścia siedem... Cztery razy dziewięć, chowasz palec i ile masz palców?
- Sześć - odparł Szymon.
- Czyli trzydzieści sześć.
- Pięć razy dziewięć... Zostaje pięć palców, czyli czterdzieści pięć... Potem sześć razy dziewięć, zostają cztery palce, czyli pięćdziesiąt cztery...
- No, mądre to... - rzekł Szymon z namysłem.
- Siedem razy dziewięć, chowasz kolejny palec... Zostały ci trzy palce, więc wynik to sześćdziesiąt trzy... Osiem razy dziewięć chowasz palec. Ile zostało?
- Dwa - odparł Szymon.
- Czyli jaki jest wynik?
- Siedemdziesiat dwa? - spytał.
- Tak! - odpowiedział chłopiec. - Potem masz osiem razy dziewięć... Jeden palec ci został, więc wynik to osiemdziesiąt jeden... I pozamiatane!
- No, Marcel! Umiesz mnożyć przez dziewięć! Jestem pod wrażeniem - rzekł Szymon uśmiechając się do chłopca.
- No, a druga metoda jest taka... Masz kartkę... - rzekł wyjmując ze spodni maleńki notesik i ołówek. - I piszesz w słupku dziewięć razy jeden, dziewięć razy dwa, dziewięć razy trzy... I tak do dziewięć razy dziesięć... A potem stawiasz wszędzie równa się... Dziewięć razy jeden, to wiadomo, że dziewięć... A kolejne to piszesz od góry do dołu jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem... A teraz od dołu do góry piszesz znowu jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem... I masz wyniki!
Szymon z niedowierzaniem patrzył na poprawnie wykonane obliczenia.
- Ale z was spryciarze - rzekł.
- Najbardziej to się boję tego mnożenia przez osiem... Na to nie ma sposobu. Trzeba się nauczyć i tyle...
- Chodź do mnie... Pouczymy się razem, co?
Malec zawahał się.
- Nie, bo znowu się na mnie zdenerwujesz...
- Nie zdenerwuję się. Słowo. No, chodź.
Marcel niepewnie podniósł się z trawy. Zbliżył się do hamaka.
- Połóż się koło mnie... No, nie bój się... Chodź - rzekł robiąc miejsce dla chłopca.
Marcel połóżył się obok Szymona.
- Zrobimy tak... Obaj zamykamy oczy i na zmianę zadajemy sobie pytania z tabliczki mnożenia... Można liczyć na palcach...
Chłopiec zamknął powieki. Uśmiechnął się.
- To najpierw ja tobie zadam... Dziewięć razy osiem!
- Siedemdziesiąt dwa?
- No, chyba - szepnął chłopiec.
- No, na pewno. To teraz ja zadaję pytanie... Ile jest pięć razy pięć?
- Łatwizna! Każdy głupi wie, że dwadzieścia pięć... Tatuś, osiem razy osiem?
- Sześćdziesiąt cztery. Siedem razy trzy?
- Do czterdziestu to umiem... Spoko. Dwadzieścia osiem... Tato, a czy mogę cię o coś zapytać?
- No, pytaj śmiało.
- Po co tobie i mamie były potrzebne te kajdanki, co?
- Hm... Smyku, to były kajdanki mamy. Musiałbyś ją o to zapytać - odparł mężczyzna.
Marcel zamyślił się przez moment. Zmarszczył brwi.
- O której te zawody zrobimy? - spytał po chwili.
- Teraz jest największy skwar... Może trochę później, co?
- Okej... Chciałbym wygrać... Ale wiesz, co? Nauczę się dzisiaj tej tabliczki do stu. Chociaż o to jedno przestaniesz się mnie czepiać.
Szymon uśmiechnął się. Objął chłopca ramieniem. Pocałował w czoło.
- Synuś, kiedy już nauczysz się tej tabliczki, wezmę cię od miasta i kupię ci coś fajnego...
- A co? - spytał chłopiec.
- Nie wiem... Ale Niko dostał dzisiaj prezent, a ty nic sobie nie przywiozłeś znad morza...
- Jak nie? Mam kamyki!
- No tak... Kamyki...
- A jeśli koniecznie chcesz mi zrobić prezent to niech to będzie scyzoryk... Taki zarąbisty... Prawdziwy. Okej?
- No, nie wiem - odparł mężczyzna. - Zastanowię się.
- Okej - szepnął chłopiec. - Ale mnie zmuliło...
- No, mnie też... Śpimy?
- Tak - szepnął chłopiec, po czym położył głowę na piersi Szymona. Ten, pogłaskał go po włosach. Po chwili obaj zamknęli powieki. Zasnęli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro