Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Samolot

Nikodem zaszył się w swoim pokoju. Zasłonił roletę w oknie. Nie chciał patrzeć na Marcela bawiącego się z Misiem a tym bardziej na ojca. Nie mógł pogodzić się ze stratą piętnastu litrów wina.
Kilka minut po piętnastej do pokoju Nikodema zajrzała Daniela. Szymon zdał jej relację z przedpołudnia. Było jej żal chłopca. Chciała go pocieszyć.
- Hej Niko, mogę wejść? - spytała szczerze uśmiechając się do jedenastolatka.
- Możesz - odparł pociągając nosem.
Daniela usiadła obok niego na łóżku. Od razu dostrzegła, że malec dopiero co przestał płakać. Wyglądał bardzo mizernie. Miał spuchnięte powieki i łzawe spojrzenie. Kobieta bez słowa przytuliła go do siebie. Pogłaskała po głowie.
- Oj, Nikuś... - szepnęła czułym głosem. - Naważyłeś sobie piwa...
- Chyba wina - poprawił ją.
- No tak... Synku, ale przecież tata tyle razy tłumaczył ci, że nie wolno tobie pić alkoholu...
- No wiem - westchnął rozbity. Po chwili wzruszył ramionami.
- Chodź na obiad. Mamy dziś rosołek.
- Nie jestem głodny.
- Nikuś, tata mówił, że nie jadłeś śniadania. Tak nie można, dziecko. Musisz zjeść obiad. Posłuchaj mnie ten jeden jedyny raz.
- A tata jest w domu?
- Pojechał do apteki po krople żołądkowe dla Marcela.
- A co mu jest?
- Brzuch go boli. Pewnie najadł się żelków i teraz ma. Chodź, zjesz póki taty nie ma w domu. No, chodź...
Chłopiec podniósł się z łóżka. Poszedł z Danielą do kuchni. Marcel leżał na kanapie przytulony do poduszki.
Lusia nalała Nikodemowi zupę do talerza, po czym podeszła do Marcela.
- Przechodzi ci po tej tabletce? - spytała. - Jak ci nie przejdzie, będzie trzeba jechać z tobą na pogotowie.
- Mamo, nie! - zaprotestował. - Mam wakacje. Do szpitala mogę iść, jak będzie szkoła... Niko, jak dupa? Możesz siadać?
Nikodem na moment wychylił się zza ściany odgradzającej kuchnię od salonu.
- Spadaj - odparł krótko.
- Nawet się nie można do niego odezwać - rzekł Marcel z obrazą. 
- Synku, widzę, że już lepiej się czujesz - stwierdziła Daniela. - Zjesz rosołku?
- Tak, ale trochę - szepnął. Daniela poszła do kuchni.
- Mamo, trochę to nie znaczy czubaty talerz! - zawołał Marcel wiercąc się niespokojnie na kanapie.
- Wiem, wiem... Trochę to dla ciebie dwie łyżki.
Nikodem struchlał, gdy dostrzegł wchodzącego do kuchni ojca. Utkwił wzrok w talerzu.
Szymon wyciągnął szklankę z szafki. Nalał do niej nieco wody z czajnika.
- Pani w aptece dała mi taki oto cudowny lek i powiedziała, że dzieciom w wieku Marcela daje się tego piętnaście do dwudziestu kropli na pół szklanki wody.
Nikodemowi stanęły łzy w oczach, gdy tylko usłyszał, jak jego ojciec wypowiada słowo "piętnaście". Przecież właśnie tyle litrów wina chłopiec wylał na trawę i tyle pasów powinien był dostać. W głowie pojawiły mu się przykre wspomnienia z przedpołudnia.
- Dziękuję - szepnął Nikodem odsuwając od siebie pusty talerz. Mozolnie podniósł się z krzesła. - Mogę iść do siebie? - spytał po chwili spoglądając na tatę.
- Tak. Możesz - rzekł Szymon. - Tylko włóż talerz i łyżkę do zlewu.
- Okej.
Nikodem błędnym krokiem poszedł do swojego pokoju. Tymczasem Szymon podał Marcelowi lek do wypicia.
- Tato, zgłupiałeś? - odezwał się Marcel. - Naprawdę myślisz, że ja to wypiję? Chyba bym był chory!
- Z tego, co wiem to jesteś chory. Pij i nie dyskutuj.
- Tato, nie wypiję tego. W życiu! Poza tym już mi przeszło. Nic mnie nie boli. Zobacz, mogę skakać po łóżku! - zawołał biorąc do ręki poduszkę.
Kilka razy skoczył tak wysoko jak tylko potrafił. Nie spodziewał się, że Szymon złapie go w locie.
- Zrobić z ciebie samolot? - spytał mężczyzna uśmiechając się do chłopca. Kilkakrotnie podrzucił go pod sam sufit. Marcel zachichotał.
- Zrób ze mnie samolot - rzekł przeszczęśliwy.
- Okej! Przygotuj się do startu - rzekł Szymon trzymając Marcela w powietrzu. - Trzy, dwa, jeden, zero... - tu zrobił celową pauzę.
- Tato, no weź! Powiedz "start" i lećmy!
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Puścił chłopca, po czym szybko go złapał. Marcel wybuchnął śmiechem.
- Zrób to jeszcze raz! Proszę cię! - zawołał.
- Nie ma mowy! Robimy samolot!
Daniela z uśmiechem na ustach patrzyła jak jej mąż pięknie bawi się z Marcelem. Marcel niczym samolot sunął w górę i w dół. Nie potrafił powstrzymać się od śmiechu, a gdy Szymon rzucił go na rozłożoną kanapę, chłopiec zaczął piszczeć z radości.
- Tato, jeszcze raz! - prosił chwytając Szymona za rękę. - Błagam cię! Zróbmy to jeszcze raz!
- No dobrze... Uwaga! Leci samolot... - rzekł Szymon poraz kolejny biorąc w ręce chłopca.
- Tatuś! Samolot odrzutowy!
- Może być odrzutowy! - zaśmiał się Szymon. Ponownie rzucił chłopca na łóżko.
Marcel momentalnie przestał się śmiać. Łzy stanęły mu w oczach. Zwinął się w kłębek. Zacisnąwszy zęby zaczął cicho jęczeć.
- Marcelek, co ci się dzieje? Hej, popatrz na mnie - rzekł Szymon wpatrując się w bladą buzię chłopca.
Malec nic nie odpowiedział. Próbował wbić obydwie ręce w brzuch. Bardzo cierpiał.
Małżonkowie spojrzeli na siebie. Porozumieli się bez słowa. Daniela szeroko otworzyła drzwi od tarasu, po chwili również od samochodu. Szymon ostrożnie wyniósł chłopca z domu, włożył go do auta. Zapiął dziecku pas bezpieczeństwa. Daniela przyprowadziła Nikodema, po czym usiadła z tyłu auta, by być jak najbliżej syna. Marcel odpiął pas. Przytulił się do mamy. Ból brzucha nasilał się z każdą chwilą coraz bardziej.
Nikodem siedział na przednim fotelu, obok Szymona. Pomyślał, że zrobi Marcelowi przyjemność, jeśli włączy mu jego ulubioną piosenkę Gangnam Style. Wziął do ręki smartfon ojca.
- Niko, odłóż ten telefon - rzekł Szymon ani na chwilę nie odrywając wzroku od drogi.
Chłopiec bez słowa odłożył telefon z powrotem do schowka.
- Okulary twoje mogę? - spytał wyjmując z tego samego schowka przeciwsłoneczne okulary ojca.
- Możesz.
- Ale nie chcę - odparł Nikodem. Schował okulary na miejsce, po czym odwrócił się w stronę brata. Spojrzał na niego ze współczuciem.
- Niko, odwróć się, synek, bo nie mogę zmieniać biegów - rzekł Szymon trącając Nikodema łokciem.
- Okej - rzekł chłopiec. - Trzymaj się, Marcel - dodał, po czym usiadł jak należy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro