Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ręka na zgodę

Ada siedziała na niskoosadzonej gałęzi drzewa, do którego był przytwierdzony drewniany domek. Na widok zmierzających w jej stronę Szymona i Marcela, wdrapała się na mały tarasik. Położyła się na posadzce. Patrzyła w niebo.
- Ada! Zejdź do nas! - zawołał Szymon.
Dziewczynka nie odpowiedziała ani słowem.
- Ada!
- Nic nie słyszę! Ogłuchłam - odezwała się.
- Mówiłem ci, że to wariatka - szepnął Marcel szturchając ojca w rękę.
- Ada! Koniec żartów! W tej chwili zejdź na dół! - rzekł Szymon podniesionym głosem.
Czternastolatka zrozumiała, że jej bunt nic nie da. Podniosła się z posadzki. Przegarnęła ręką długie, rozpuszczone włosy. Zeszła na dół. Stanęła przy Szymonie. Z pogardą spojrzała na Marcela.
- Ada, musimy pogadać... Nie może między wami być tak jak do tej pory... - odezwał się Szymon. - I nie przewracaj oczami!
- Nie chcę z nim gadać - westchnęła dziewczynka. - To oszust i naciągacz.
- A ty jesteś szurniętą wariatką! - odparł chłopiec. - Powinni cię zamknąć w wariatkowie!
- Spokój! Nie potraficie ze sobą normalnie rozmawiać? - rzekł Szymon trzymając jedno i drugie dziecko za przedramię. - Marcel, po co tu przyszliśmy? Co miałeś zrobić?
- Przeprosić Adę... Ale tego nie zrobię - oświadczył chłopiec. - Najpierw niech ona mnie przeprosi za to, że...
- Za co?! - przerwała mu dziewczynka. - Jesteś zwykłym dupkiem! Dobrze wiedziałeś, że mam w portfelu tylko czterdzieści dwa złote, a mimo to zażyczyłeś sobie pięć dych za milczenie! Tak się nie robi Marcel! To nie wszystko, wujku! - dodała kierując wzrok na Szymona. - Zdobyłam tę kasę. Dałam mu osiem złotych, a on był na tyle bezczelny, że specjalnie upuścił dwa złote!
- Nie nadążam - odezwał się Szymon. - Za co zapłaciłaś Marcelowi?
- Za nic. Nie ważne! Powinieneś był trzymać język za zębami! - wrzasnęła rozgniewana.
- Ada! Uspokój się! - rzekł Szymon.
- Mówiłem ci, że to waria...
- Marcel! Dość tego! Za co zapłaciłaś Marcelowi?
- Mówiłem ci przecież! Miała żyletkę w telefonie i nie chciała, żeby się wydało! - rzekł Marcel wyrywając się z uścisku ojca. Usiadł na gałęzi drzewa. - Wariatka.
- Ada, o czym on mówi? Po co trzymałaś żyletkę?
- Wujku, tak tylko... - westchnęła spuszczając głowę na dół.
- Na ten temat porozmawiamy sobie po powrocie do domu.
- Wujku, nic wielkiego się nie stało... Serio.
- Marcel, gdzie uciekłeś? Chodź do nas!
Chłopiec zeskoczył z drzewa. Podbiegł do ojca.
- Co? - odezwał się.
- Zwrócisz Adzie jej pięćdziesiąt złotych. Zrozumiano?
- Tak - rzekł chłopiec. - Ale niech jeszcze powie, jak zdobyła brakujące osiem złotych. Pewnie ukradła! Złodziejka!
- Marcel!
- No co? Niech powie.
- Może miałam w torbie... - odparła. - Nic ci do tego.
Szymon nie wiedział, w jaki sposób pogodzić skłócone dzieci. Miał wrażenie, że sytuacja między nimi z każdą chwilą zaognia się coraz bardziej. Postanowił to przerwać.
- Koniec tych dyskusji! Proszę uścisnąć sobie ręce na zgodę i nie chcę słyszeć żadnych kłótni! Czy to jest jasne?!
- Nie bardzo - odparł Marcel.
Szymon lekko szarpnął go za przedramię. Spojrzał mu w oczy.
- Proszę w tej chwili podać cioci rękę na zgodę!
- Niech ona poda pierwsza. Dlaczego ja mam pierwszy podać jej rękę? - spytał.
- Ja nie podam mu ręki pierwsza - odparła Ada.
- To zrobimy inaczej - rzekł Szymon. - Wrócimy teraz do domu. Oboje będziecie siedzieć za karę w pokoju Marcela. Będziecie tam siedzieć dopóki się nie pogodzicie. A niech mi któryś wyjdzie z pokoju! Ada! Zmykaj do domku po swoje rzeczy. Raz, dwa!
Dziewczynka prędko wdrapała się do drewnianego domku. Wzięła do ręki Mickey Mouse oraz walizkę. Po chwili była już na dole.
- Daj tą torbę... Pomogę ci... - rzekł Szymon.
- Poradzę sobie - odparła dziewczynka.
- Jak tam chcesz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro