Rozmowa z Luśką
Szymon odebrał połączenie. Ustawił rozmowę w tryb głośnomówiący.
- Hej, skarbie - rzekł. - Właśnie mieliśmy dzwonić do ciebie z Marcelem.
- No hej... Marcel jest z tobą?
- Jestem - odezwał się chłopiec.
- Jak się czujesz? - spytał Szymon.
- Wiesz, dobrze... Niepotrzebnie mnie tu trzymają. Wolałabym być z wami w domu. Jutro spytam lekarza, czy jest sens, żebym tu leżała.
- Jutro rano przyjedziemy do ciebie. Powiedz, co potrzebujesz? - spytał.
- Wiesz, była u mnie twoja mama. Przywiozła mi mnóstwo owoców i soków. Możesz mi przywieść jedynie ładowarkę do telefonu.
- Dobrze.
- A chłopcy są grzeczni? Marcel, uczyłeś się tej tabliczki mnożenia?
- Uczyłem... - odparł chłopiec.
- I jak mu idzie?
- Pod górkę, ale idzie - rzekł Szymon. - Nauczy się. To zdolny chłopak.
- Mamuś, narysuję coś dla ciebie. Chcesz? - odezwał się chłopiec.
- Tak. Bardzo chcę - ucieszyła się.
- A Nikodem jest z wami? - spytała.
- Niko całe popołudnie leży na hamaku - rzekł Szymon.
Marcel wstał z krzesła. Spojrzał przez okno.
- Nie ma go na hamaku - odezwał się. - Pewnie pojechał z Oliwerem do tego młyna. Mamuś, musisz szybko wrócić do domu, bo tata zupełnie sobie z nami nie radzi - zaśmiał się.
Szymon wziął głęboki oddech.
- Skarbie, będę kończył. Pojadę do tego młyna sprawdzić, czy nie ma tam Nikodema i Oliwera. Zabroniłem Nikodemowi tam jechać... Widzisz, jak mnie słuchają. Marcelek, chcesz jechać ze mną?
- Pewnie!
- To ubieraj się. Raz, dwa!
- Marcel nie jest ubrany? - zdziwiła się kobieta.
- Piżamę mam, bo tata kazał mi iść spać za karę - wyjaśnił chłopiec.
- Boże drogi...
- Lusia, kończę. Kocham cię, pa!
- Pa...
- Pa, mamuś!
Marcel pośpiesznie pobiegł do swojego pokoju. Ubrał czyste ubrania. Po chwili był już na dole.
Szymon czekał na niego przy aucie.
- Nie ma jego rowera... Pojechał do tego młyna.
- Dostanie lanie? - spytał chłopiec.
- Nie wiem - odparł mężczyzna. - Wskakuj do auta.
Marcel usiadł na przednim fotelu pasażera. Zapiął pasy. Po chwili auto wyjechało spod domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro