Rodzina
Była godzina siedemnasta trzydzieści, gdy Szymon i Daniela wyszli na taras. Na ich widok Marcel natychmiast przestał skakać na trampolinie. Bezzwłocznie wbiegł do domu. Usiadł przy stole i zaczął na nowo uczyć się tabliczki mnożenia.
- Widzisz, jaki usłuchany? - rzekł Szymon do Danieli. - Straszak zdał egzamin - zaśmiał się. - Wystarczy na młodego spojrzeć i już wie, co i jak.
- Lubisz dominować nad innymi, co? - skwitowała go.
- Lubię porządek - odparł. - W domu każdy powinien znać swoje miejsce... Dzieci powinny słuchać rodziców i mieć do nich szacunek.
- No tak... W tym akurat wyjątkowo się z tobą zgodzę - odparła Daniela siadając na ławce. Wyciągnęła do niego rękę. Usiadł obok niej. - Powiedz mi, Szymon, jakie miejsce twoim zadaniem powinna zajmować żona...
Mężczyzna uśmiechnął się do Danieli. Objął ją ramieniem.
- Hm... Żona powinna wspierać męża we wszystkim... - odparł.
- We wszystkim powiadasz? A czy żona ma coś do powiedzenia? Czy to mąż jest panem i władcą? Co?
- Generalnie to mąż jest panem i władcą, ale jest na tyle wspaniałomyślny, że słucha zdania żony i bierze je pod uwagę przy podejmowaniu decyzji - wyjaśnił.
- Jesteś wspaniały! - zadrwiła. - Dzięki ci, mój panie.
Szymon głośno się zaśmiał.
Wtem do małżonków podszedł Nikodem. Usiadł między matką a ojcem.
- Bo ja chciałem jechać do Oliwera... - rzekł. - Mogę?
Szymon uśmiechnął się do syna.
- A nie będziesz robił z nim wina? - spytał.
- Nie. Słowo - rzekł chłopiec.
- A nie będziesz łaził z nim po dachach?
- Nie. Na pewno nie - odparł jedenastolatek.
- Ani nie pojedziesz z nim do starego młyna?
- Nie, nie pojadę tam...
- Niko, możesz jechać do Oliwera, ale weź swój iPhone. Jak będę dzwonił do ciebie, masz odebrać. Dobrze?
- Dobrze, tato.
- I przed ósmą masz być z powrotem w domu.
- Okej.
Chłopiec pobiegł do kanciapy po rower. Po chwili wrócił na taras. Podszedł do rodziców.
- A mogę zabrać ze sobą Monsterka? - spytał patrząc na nich błagalnym wzrokiem.
- Jasne. Monster to twój pies. Możesz go ze sobą zabrać - rzekł Szymon.
Chłopiec uradował się bardzo. Wziął szczeniaka na ręce, po czym włożył go do przymocowanego do kierownicy koszyka. Po chwili wyjechał z podwórka.
Szymon chwycił żonę za rękę. Wstał z ławki. Pociągnął Danielę ku sobie.
- Dokąd idziemy? - spytała.
- Poskakać na trampolinie - odparł.
- Serio? - zaśmiała się.
- Serio!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro