Psycholog 2
Marcel usiadł naprzeciw pani psycholog. Był spięty. Spuścił nisko wzrok.
- Masz na imię Marcel, prawda? - odezwała się. - Ja jestem Agnieszka. Miło mi cię poznać.
Chłopiec spojrzał na kobietę. Odwzajemnił jej serdeczny uśmiech.
- Z kim przyjechałeś? - spytała.
- Z mamą, tatą i bratem - odpowiedział.
- Marcel, chciałam cię zapytać o jedną rzecz... Ty wiesz, kto jest twoim prawdziwym ojcem?
- Pewnie chodzi pani o Marka...
- Tak... Znasz Marka?
- Znam, bo był u mnie w domu pare razy... Ale to było, jak mieszkałem sam z mamą.
- I jak wspominasz tamte spotkania?
Marcel zacisnął zęby. Przez chwilę nic nie mówił.
- Marek przywoził ci może jakieś prezenty?
- Raz coś mi tam przywiózł... Możemy o nim nie gadać?
- Dlaczego nie chcesz o nim gadać? - spytała.
- Bo to palant. Popchnął mamę, ona się uderzyła w głowę i zemdlała... Ja to widziałem... A potem przyszedł do mnie do domu i walił do drzwi. Bałem się, że mi coś zrobi, bo głośno krzyczał. Ale zadzwoniłem po tatę... A potem przyjechał na przystanek koło szkoły i chciał, żebym z nim gdzieś jechał jego autem. Mocno mnie złapał, ale ja mu się wyrwałem. Tylko kurtkę mi zdjął, jak się szarpaliśmy. To potem jeszcze przylazł tą kurtkę oddać... No i jeszcze rozwalił tacie auto bejsbolem. Przyjechali policjanci i go skuli kajdankami, i dobrze zrobili.
Pani psycholog ze zdumieniem przysłuchiwała się opowieściom dziesięciolatka. Zapisywała swoje spostrzeżenia w grubym notesie.
- Marcel, a czy ty chciałbyś od czasu do czasu spotkać się z nim, żeby tak po prostu...
- Nie! - przerwał jej. - On popchnął mamę. Nie chcę go znać. On o tym wie, bo mu to powiedziałem.
- Zawsze miałeś do niego takie nastawienie? Lubiłeś go kiedyś?
- Na początku trochę go lubiłem... Ale jak popchnął mamę, to przestałem go lubić...
Marcel spuścił nisko głowę. Zmarszczył brwi.
- Dobrze, nie rozmawiajmy już o nim... Widzę, że działa ci na nerwy, co?
Chłopiec nic nie odpowiedział. Do oczu napłynęły mu łzy. Otarł je szybko ręką.
- A jaki jest twój tata? Lubisz go?
- Tak - odparł chłopiec pociągając nosem. - Kupił mi psa. Ma na imię Misiu. Niko też dostał pieska, Monsterka... Ale mój Misiu jest mądrzejszy... I mam jeszcze kota... O, nawet widać, bo mam całe ręce podrapane...
- To macie w domu cały zwierzyniec - odparła pani Agnieszka uśmiechając się do chłopca.
- No mamy...
- Tata i mama dobrze się dogadują? Kłócą się czasem?
- Nie, bo oni są krótko po ślubie... - odpowiedział. - Są w sobie zakochani...
- A zdarzają się takie sytuacje, kiedy tata lub mama pije alkohol?
Marcel uśmiechnął się. Chciał powiedzieć o tym, że w jego domu to Nikodem najczęściej pije wino, ale ugryzł się w język.
- Tata raz się upił - rzekł chłopiec. - Jak byliśmy na ognisku u Oliwera... Mama go potem prowadziła do domu, a on się obalał...
- Co było potem? Krzyczał na mamę?
- Nie... Mama położyła go spać i tyle...
- A powiedz mi, Marcel, ty jesteś grzeczny w domu, czy rozrabiasz czasem, co?
- Czasem rozrabiam - przyznał.
- Co na przykład ostatnio przeskrobałeś?
Marcel zastanowił się przez moment.
- Dużo, by wymieniać... Na przykład przebiegłem przez jezdnię przed autem... Bo ścigałem się z Nikodemem...
- Rodzice to widzieli?
- Tak.
- I jak zareagowali?
- Mama na mnie nakrzyczała... A jak wróciliśmy do domu to tata powiedział, że za karę przez tydzień zero telewizji i spanie przed ósmą...
- I faktycznie chodzisz spać przed ósmą?
- No tak. Jak tata coś powie to trzeba się słuchać.
- A gdybyś nie posłuchał?
- To miałbym przechlapane... Ostatnio dostałem mega pakiet kar... Ale i tak trampolinę mi odpuścił, bo go o to poprosiłem.
- No dobrze, Marcel. Miło było mi cię poznać. Jesteś wolny. Poprosisz do mnie mamę na momencik?
- Tak - odparł podnosząc się z krzesła. - Do widzenia - dodał kierując się w stronę drzwi.
- Do widzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro