Nieoczekiwany gość
Następnego dnia około godziny dziesiątej do Zajezierza przyjechała Danuta. Szymon wraz z żoną i dziećmi jedli akurat śniadanie na tarasie.
Na widok samochodu babci, Marcel zwiał do pokoju na poddasze. Nikodem nie miał tyle śmiałości.
- Dzień dobry! - powiedziała zdenerwowana kobieta. - Przyjechałam, aby porozmawiać sobie z moimi wnukami.
- Pójdę po Marcela - szepnęła Daniela wstając od stołu.
- Co ty sobie, Nikodem, wyobrażasz?! Jak mogłeś wyjść z mojego domu w środku nocy?! No słucham!
- Wstań, kiedy rozmawiasz z babcią - rzekł Szymon nakładając sobie na kanapkę plaster szynki.
Nikodem podniósł się z krzesła. Zwiesił głowę.
- Słucham cię! Tłumacz się! Czyj to był pomysł, żeby uciekać z domu?!
- Marcela - odparł chłopiec.
Wtem na taras weszła Daniela. Spojrzała na Szymona. Mężczyzna w mig domyślił się, że Marcel zwyczajnie zlekceważył wołanie Danieli.
- Tylko błagam cię. Nie krzycz na niego od rana...
- Nie zamierzam.
Jak powiedział, tak zrobił. Bez słowa wszedł do pokoju Marcela. Groźnym spojrzeniem wywołał natychmiastową reakcję ze strony chłopca. Po chwili malec był już na tarasie.
- Jest i Marcel! - odezwała się Danuta.
- Jestem, a co? - rzekł chłopiec wsuwając ręce do kieszeni spodni.
- Zrobię mamie herbatę - odezwała się Daniela.
- Marcel, przede wszystkim ręce z kieszeni i proszę wstać - rzekł Szymon.
- Dobrze, proszę pana! - odparł chłopiec podnosząc się z krzesła. - Muszę być grzeczny, bo zaraz mi uwagę wpisze - zaśmiał się.
Danuta z niedowierzaniem patrzyła na chłopca. Jeszcze wczoraj sprawiał wrażenie grzecznego, pokornego dziecka.
- Marcel, wyszliście z mojego domu w środku nocy. Nie robi się tak - odezwała się Danuta. - Byliście zostawieni pod moją opieką. Gdyby coś się wam stało, odpowiadałabym za to.
- Wisi mi to...
- Uważaj na słowa, Marcel - rzekł Szymon robiąc sobie kolejną kanapkę.
- Rozmawiam z babcią, nie z tobą...
- Dość! - rzekł Szymon. - Nikodem! Proszę przeprosić babcię za to, że uciekłeś z jej domu!
Chłopiec podszedł do Danuty. Przytulił ją.
- Marcel! To samo!
- Nikogo nie będę przepraszał - rzekł malec schodząc z tarasu. - Niech Nikodem przeprosi za mnie, bo to był jego interes, żeby uciekać.
- Marcel, ostatni raz cię proszę, przeproś babcię.
- Ostatni raz mówię, nie.
- Podejdź do mnie...
- Nie.
- Albo podejdziesz do mnie albo do babci. Wybieraj.
- Wybieram Misia...
- Szymon, nie ma sprawy. Niech nie przeprasza - odezwała się Danuta.
- Mama usiądzie... Za moment Marcelek mamę przeprosi.
Po chwili Szymon stał już przy niesfornym chłopcu. Jedną rękę położył na jego ramieniu, a drugą wyciągnął w oczekiwaniu na mobilne urządzenie syna.
- IPhone!
Chłopiec speszył się. Wsunął rękę do kieszeni. Zbladł.
- Co? Nie ta kieszeń? - spytał Szymon. - Co w niej jest?
- Nic...
- Nic?
Marcel nie przypuszczał, że Szymon wsunie swoją rękę do kieszeni jego spodni. Zdawszy sobie sprawę z tego, że za moment bezpowrotnie straci swój cudem zdobyty scyzoryk, rozpłakał się.
- Skąd to masz? - padło pytanie.
- Znalazłem.
- Gdzie?
- W lesie...
Słowa wypowiedziane przez chłopca zaintrygowały siedzącego na tarasie Nikodema. Jedenastolatek podszedł do Szymona i Marcela. Z uwagą spojrzał na scyzoryk.
- W jakim lesie? - spytał ojciec chłopców.
- No wczoraj, w lesie... Niko może potwierdzić... - szepnął chłopiec spuszczając głowę. Nim Nikodem otworzył usta, Marcel już wiedział, że brat prędzej go pogrąży niż obroni.
- W lesie? Coś ci się pomyliło - rzekł Nikodem. - Przecież to scyzoryk Oliwera. Ukradłeś mu go!
- Nie ukradłem! Przysięgam! Pożyczyłem tylko! - bronił się.
- Oliwer w życiu nie dałby ci swojego scyzoryka!
- Niko, zjadłeś już śniadanie? - rzekł Szymon ze stanowczością. Nie podobało mu się to, że jego syn przy każdej okazji skarży na młodszego brata.
- Jeszcze nie... - westchnął chłopiec.
- To już!
Nikodem wrócił na taras. Nieoczekiwanie przy Szymonie i Marcelu stanęła Daniela. Oparła się o balustradę od tarasu.
- Ukradł Oliwerowi scyzoryk. Jak mam go ukarać? - rzekł Szymon spoglądając na małżonkę.
Daniela nie wiedziała, co powiedzieć. Wzruszyła ramionami.
- Daj mu poprawkę z przedwczoraj - powiedziała w końcu.
- Mamo, nie - szepnął chłopiec wybuchając płaczem.
- Daj ten iPhone i idź przeproś babcię - rzekł Szymon.
Chłopiec bez sprzeciwu wyciągnął iPhone z kieszeni. Podał go ojcu do ręki.
Chciał zmiękczyć serce Szymona, toteż ze zwieszoną głową podszedł do Danuty.
- Babcia... Przepraszam - rzekł.
- Trochę to trwało zanim zdecydowałeś się mnie przeprosić. Uważasz, że postąpiłeś słusznie wymykając się z domu w środku nocy?
- Źle zrobiłem...
Powiedziawszy te słowa Marcel usiadł na tarasowych schodach. Pochylił głowę. Z oczu płynęły mu łzy. Niezwykle bolało go zachowanie brata. Przecież Marcel narażał się dla niego. Wyszedł z domu Danuty w środku nocy, choć doskonale wiedział, że za coś takiego może porządnie oberwać. Zrobił to nie tylko dla stuzłotowego banknotu, ale również powodowany braterskim uczuciem. Był gotów pomóc Nikodemowi zniszczyć butlę z winem. Doskonale wiedział, że uchroniłby w ten sposób brata od ciężkiego lania, które nieuchronnie się ku Nikodemowi zbliżało. Teraz Marcel nie widział, co o tym wszystkim myśleć. Zastanawiał się nawet nad tym, czy nie wyjawić Szymonowi prawdy. Nie widział, jak postąpić.
Daniela usiadła obok Marcela. Popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Płaczesz z powodu scyzoryka, czy dlatego, że tata zabrał ci twój iPhone? - spytała.
- Nie twój interes - odparł dziesięciolatek odsuwając się od matki.
Danielę zamurowało. Podniosła się ze schodów, usiadła na tarasie. Wzięła do ręki skibkę chleba i nożyk do smarowania masła. Danuta z przerażeniem patrzyła, jak jej synowej trzęsą się ręce.
- Kochana, nie możesz się tak denerwować - odezwała się. - Synku, podejdź tu do mnie! - zawołała. - Zobacz, jak twojej żonie trzęsą się ręce!
Daniela nie wytrzymała. Rzuciła kanapkę na stół, po czym z płaczem wbiegła do domu. Szymon ruszył za nią.
- Skarbie, wpuść mnie - rzekł stojąc przy drzwiach od łazienki. Zapukał. - Kochanie, Lusia...
Daniela przekręciła zamek. Szymon wszedł do środka. Prędko przytulił żonę.
- Skarbie, poradzimy sobie... Marcel się zmieni. Jestem tego pewien. Wchodzi teraz w głupi wiek i stąd te pyskówki... Porozmawiam z nim. Jesteśmy rodziną. Przebrniemy przez to razem. Już nie płacz, bo mi serce pęka, gdy na ciebie patrzę.
Daniela uśmiechnęła się przez łzy. Przemyła twarz, wzięła kilka głębokich oddechów, po czym wspólnie z mężem wyszła na taras.
- Dzieci, będę się zbierać - oznajmiła Danuta. Podeszła do synowej. - A ty, kochana, nie możesz się tak przejmować. Głowa do góry, moje dziecko.
Danuta przytuliła synową, po czym poszła w stronę auta.
- Pa babciu! - zawołał Nikodem.
- Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro