Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lody

Nikodem skosił trawnik dookoła domu, umył i odkurzył auto ojca. Padnięty położył się na tarasie i odpoczywał.
Tymczasem Marcel ani na chwilę nie odstępował od Szymona. Podawał ojcu narzędzia.
W końcu, po kilku godzinach pracy buda dla Misia była gotowa. Chłopiec prędko włożył do niej swojego szczeniaka.
- Tu będziesz mieszkał - rzekł uśmiechając się do Szymona. - Tato, w imieniu Misia dziękuję ci za tą budę...
- A ja tobie za pomoc - odparł mężczyzna.
Marcel wyciągnął pieska z budy. Pogłaskał go ręką po łepku.
- Jutro zrobimy budę dla Monsterka. Dzisiaj już nie damy rady, bo niedługo mama wróci z pracy, a my jeszcze nie mamy obiadu. Zrobię coś szybkiego. Może spaghetti.
- Tato, ty potrafisz robić spaghetti? - zdziwił się chłopiec.
- Pewnie, i to jakie! Nie wiesz, że byłem szefem kuchni w najlepszej włoskiej restauracji? - zażartował.
- Tato, bez ściemy!
Szymon uśmiechnął się, po czym chwycił skrzynkę z narzędziami. Wyniósł ją do kanciapy.
- Marcelek, zanieś do szopy niewykorzystane deski, dobrze? - rzekł wycierając ręce w suchą ścierkę.
- Robi się! - odparł chłopiec.
Prędko wykonał polecenie ojca. Szymon był pod wrażeniem tego, jak grzecznym i pomocnym dzieckiem jest Marcel.
- Tatuś, a możemy z Nikodemem jechać rowerami na lody? - spytał chłopiec po chwili.
- Jasne - odparł Szymon. - Chodź do domu. Umyjesz się, bo jesteś cały brudny.
Szymon i Marcel poszli w stronę domu. Nikodem siedział na tarasowych schodach. Monster szarpał go za nogawkę od spodni.
- Nikodem, nie kupię ci nowych spodni - rzekł Szymon z powagą patrząc na chłopca.
Nikodem wzruszył ramionami. Nic nie odpowiedział.
- Jak ja byłbym Monsterkiem to też gryzłbym Nikodema - odezwał się Marcel.
- A jak ja byłbym Pysiulkiem to wbiłbym ci pazury w dupę - odparował Nikodem.
Szymon zaśmiał się. Po chwili zrobił znaną chłopakom poważną minę. 
- Jak ja byłbym jeżem - kontynuował Marcel - pozwoliłbym ci na sobie usiąść.
- A jak ja byłbym słoniem, usiadłbym ci dupą na głowę tak, że bym cię wessał.
- Nikodem! - krzyknął Szymon.
Marcel uśmiechnął się.
- Jak ja byłbym wężem boa wszedłbym ci do dupy, kiedy ty byś spał - powiedział Nikodem głośno i wyraźnie.
- Nie! Koniec tych głupich żartów! - rzekł Szymon podniesionym głosem. - Chłopaki, proszę do łazienki myć ręce i buzie. Raz, dwa!
Marcel i Nikodem uśmiechnęli się do siebie. Prędko ruszyli w stronę drzwi. Tuż za nimi do domu wszedł Szymon. W pierwszej kolejności wstawił wodę na kawę. Później opłukał pomidory, pokroił je w kostkę. Wrzucił na rozgrzaną patelnię. Międzyczasie pokroił w kostkę trzy laski kiełbasy i jedną, niedużą paprykę.
- To możemy jechać na te lody? - spytał Marcel wchodząc do kuchni.
- No tak.
- A kasa?
- Właśnie! Marcel, nie oddałeś mi moich pięciu dych! - rzekł Szymon uśmiechając się do syna, któremu momentalnie zrzedła mina.
- Kurcze - szepnął chłopiec. - Tato, ja postanowiłem, że będę oszczędzał i wrzuciłem tę kasę do skarbonki. Sory, ale na pewno nie zbiję swojej świni dla twoich pięciu dych.
- Jasne, że nie. To byłoby niemądre. Zrobimy tak... W przyszłym miesiącu nie dostaniesz kieszonkowego i będziemy kwita - rzekł Szymon z namysłem.
Marcel zarumienił się. Oczekiwał, że ojciec machnie ręką na te pięćdziesiąt złotych. Teraz zrozumiał, że nic z tego.
O dziwo, Szymon dał chłopakom po dziesięć złotych. Powiedział im, że mają sobie za te pieniądze kupić po dużym, zasłużonym lodzie.
Chłopcy pojechali rowerami do pobliskiego sklepu. Do domu wrócili po niespełna trzydziestu minutach. Szymon nie spodziewał się, że również jemu chłopcy kupią dużego loda w kubku.
- Trzymaj! - zawołał Marcel podając ojcu loda. - Zasłużyłeś!
Mężczyzna uśmiechnął się. Wyszedł na taras. Usiadł na ławce. Miał już zdjąć wieczko z zimnego kubka i zacząć jeść loda, gdy nagle poczuł, że coś szarpie mu nogawkę od spodni. Spojrzał w dół. Ujrzał Monsterka starającego się za wszelką cenę rozedrzeć na strzępy jego spodnie.
- Monster, ty się trochę opanuj z tym gryzieniem, - rzekł wyjmując ze swoich jeansów szpiczaste ząbki szczeniaka - bo jeśli tak będziesz robił, to dostaniesz nie tylko budę, ale i kaganiec na ten mały, gryzący wszystko pyszczek - dodał biorąc szczeniaka na kolana.
Po chwili ujrzał podjeżdżacą pod dom Toyotę Yaris.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro