Lody
Tego dnia Nikola nie przyszła do szkoły. Marcel był z tego powodu nieswój. Gdy dzieciaki z jego klasy biegały po boisku za piłką, chłopiec siedział na ławce obok Szymona. W pewnym momencie uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Co znowu? - odezwał się Szymon.
Chłopiec pochylił się nad plecakiem. Otworzywszy zamek, wyciągnął z tornistra swojego szczeniaka.
- Mój kochany Misiaczek - rzekł pieszczotliwie.
- Marcel! Wziąłeś psa do szkoły? - odezwał się Szymon.
Chłopiec położył szczeniaka na swoich kolanach. Pogłaskał go po malutkiej, okrągłej główce.
- Chciałem go pokazać Nikoli... - odparł.
- Połóż go na trawie. Niech sobie pobiega... Nie przynosi się zwierząt do szkoły.
- Wiem tato... Ale sam widzisz, że nie mamy już lekcji...
Szymon podrapał się z tyłu głowy. Wziął szczeniaka z rąk chłopca, po czym przeniósł go na krótko ściętą, zieloną trawę.
- Za ile minut dzwonek? - spytał Marcel.
- Za niecałe pięć minut...
- Mama wraca z nami do domu?
- Tak... Może pojedziemy jeszcze na lody...
Marcel uśmiechnął się.
- Jakie lody lubisz najbardziej? - spytał Szymon po chwili.
- Wszystkie lubię... Miętowych nie cierpię... Najbardziej to chyba czekoladowe i karmelowe... A ty, tato?
- Ja też nie lubię miętowych - odparł Szymon. - Wszystkie pozostałe mogą być. Jak byłem dzieckiem, moja mama robiła mi pyszne lody... Poprosimy ją kiedyś o przepis. Weź pieska. Za chwilę dzwonek.
- Okej.
Marcel zeskoczył z ławki. Prędko wziął na ręce swojego szczeniaka. Ruszył w stronę auta.
- Marcel, plecak! - zawołał Szymon.
Chłopiec prędko się wrócił. Rozległ się dzwonek kończący lekcję. Nikodem podbiegł do taty. Był cały zdyszany.
- Jedziemy do domu, czy na świetlicę? - spytał wyciągając z plecaka butelkę mineralnej wody.
- Trzymaj kluczyki... Czekajcie na mnie w aucie... Okej?
- Okej! - odparł chłopiec.
Prędko pobiegł w stronę samochodu. W połowie drogi dogonił Marcela.
Tymczasem Szymon przerzucił swoją skórzaną torbę przez ramię, po czym podniósł się z ławki. Nieoczekiwanie podbiegła do niego Agata. Trzymała w dłoni białą kopertę. Nieśmiało wręczyła ja wychowawcy.
- To dla pana - szepnęła, po czym prędko uciekła w stronę przystanku autobusowego.
Szymon wsunął kopertę do skórzanej torby, po czym poszedł do księgowości po Lusię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro