Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kątownik

Wokół pałacu rosło mnóstwo krzaków i drzew. Dotarcie rowerami przez gęste chaszcze graniczyło z cudem, toteż dzieciaki zostawiły dwukołowce w głębokim rowie.
Ada była podekscytowana. Nie mogła się doczekać, aby zobaczyć z bliska pałac. Po dwóch minutach od zejścia z rowera, dziewczynka stała już przy wysokim budynku przypominającym raczej piętrowy barak niż zamek.
- Jak tam wejdziemy? - spytała patrząc na zabite deskami okna.
- Gdzieś tu powinna być poluzowana deska, co nie, Niko? - odezwał się Marcel.
- No... Chodźcie za mną! - zawołał Nikodem biegnąc w stronę dużego okna. Marcel podskoczył z radości na widok starannie ukrytego wejścia.
- Panie przodem! - zawołał wskazując Adzie otwór w ścianie.
Dziewczynka spojrzała na Marcela podejrzliwie. Nie ufała mu. Mimo to ostrożnie weszła do starego budynku.
W pałacu było ciemno, toteż dziewczynka wyciągnęła telefon z kieszeni. Włączyła latarkę.
Po chwili do budynku weszli Marcel z Nikodemem.
- Jak tata się o tym dowie to będzie lanie - rzekł Nikodem rozglądając się po pustych, oskrobanych z tynku ścianach.
- Jak papla nie wypapla, to się nie dowie i nie będzie lania...
- Nie wypapla, chociażby się nie wiem, co działo! - zawołał Nikodem podchodząc do czternastolatki.
- Ada, tam są schody do piwnicy... Kiedyś byłem tam z tatą... Musicie tam ze mną pójść.
Ada uśmiechnęła się. Pośpieszyła w stronę schodów.
- Uważajcie, ślisko i stromo... - odezwała się schodząc na dół. Jedną ręką trzymała się na pół spróchniałej poręczy. W drugiej ręce miała telefon, którym oświetlała drogę.
- Nie wierzę... - szepnęła wchodząc do piwnicy.
Jej oczom ukazała się wielka metalowa klatka... Ada obeszła ją z każdej strony.
- Po prostu nie wierzę...
- Marcel! Chodź tu, szybko! - wrzasnął Nikodem po chwili. - Zobacz co znalazłem! - dodał podnosząc z ziemi pordzewiałą sprężynę. - Przyda się?
- Jasne! - odparł Marcel uśmiechając się do brata. - Żałożymy ci to na głowę.
- Spadaj. Tu jest więcej takich rupieci! Są nawet widły, jakieś wiadra... Druty... Jacie nie mogę! But!
- Niko, weź sobie tego buta, skoro tak cię on zachwycił - odezwał się Marcel.
- Spadaj! Mam swoje dwa! - odparł jasnowłosy chłopiec.
- To, co? Robimy tu naszą tajną bazę? - odezwała się Ada.
Marcel kiwnął twierdząco głową.
- Możemy - rzekł. - Byłoby fajnie, gdybyśmy pobawili się trochę w tortury... Ja mogę być katem. Ada, będziesz ofiarą?
- Odbiło ci?! Pobawić się mogę, ale to ja będę katem, a ty ofiarą! - odparła.
- W sumie, Nikodem może być ofiarą... Właśnie, Niko... Gdzie on jest? Niko friko! - zawołał Marcel. - Nie ma go... Nikodem!
- Jestem tutaj! - rozległ się głos chłopca.
- Gdzie? - spytał Marcel rozglądając się na boki.
- Nad twoją pustą głową! - zaśmiał się jedenastolatek.
Marcel i Ada spojrzeli w górę. Nikodem siedział na wystającym spod sufitu żelaznym kątowniku. Był roześmiany od ucha do ucha.
- Złaź stamtąd, debilu! - wrzasnął Marcel. - Spadniesz i dopiero będzie! Od razu się wyda, że tu byliśmy! No złaź!
- Jak? - rzekł Nikodem patrząc w dół. - Spadnę...
- To jest właśnie Nikodem! - wrzasnął Marcel. - Debilu, liczę do trzech i wbijam ci widły w tyłek!
- Marcel! Odbiło ci?! - krzyknęła Ada szturchając kuzyna za łokieć.
Schyliła się po leżący pod jej nogami patyk. Wykierowała go w stronę Nikodema.
- Masz pięć sekund, aby zejść z wieży! - zawołała pomału zbliżając się do Nikodema. - Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów, bo cię zestrzelę...
Marcel oparł się plecami o metalową klatkę. Zaczął się śmiać. Tymczasem Ada rozpoczęła odliczanie.
- Jeden! - zawołała robiąc w miejscu obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. - Dwa!
- Niko, jak mi tak odliczała, to się potem źle dla mnie skończyło... Radzę ci stamtąd zmiatać i to szybko.
Jedenastolatek wziął sobie do serca radę brata. Dobrze wiedział, jak Ada potraktowała Marcela, gdy ten zniszczył lalkę Julii. Nikodem nie chciał podzielić jego losu, toteż prędko zeskoczył spod sufitu.
- Ała! - wrzasnął wybuchając płaczem. - Moja noga! Chyba złamana!
Marcel zdenerwował się. Klepnął brata ręką w twarz.
- Uspokój się! - wrzasnął. - Na pewno nie jest złamana!
- Nie bij mnie, idioto! - krzyknął Nikodem próbując się podnieść.
- Złamana... Nie mogę nią ruszyć... Boli... Dzwoń po tatę... Boli!
- Kurde, Niko! Spróbuj wstać...
- Właśnie... Nikodem... Porusz tą nogą... Możesz? - odezwała się Ada.
- Nie mogę... Ała!
Marcel podszedł do ściany. Przyłożył do niej głowę. Czuł, że wszystkie plany związane z bazą w pałacu za chwilę legną w gruzach.
- Marcel, zadzwonimy... - odezwała się Ada.
- Nie! - wrzasnął chłopiec. - Niko, wstań, proszę cię, no!
Ada wyłączyła latarkę. Wybrała na dotykowym ekranie numer telefonu Danieli. Przydusiła palcem zieloną słuchawkę.
Nikodem oparł się rękoma o podłogę, po czym bez żadnych trudności stanął na nogach.
- Ale was nabrałem! - zawołał. - A ty, czubku, jeszcze raz mnie walniesz, to ci oddam! - dodał, po czym kopnął Marcela w nogę.
Ada nie zdążyła rozłączyć połączenia. Daniela odebrała telefon.
- Tak ciociu! Cicho chłopaki! Gdzie jesteśmy? Hm... Jesteśmy...
- Pod stogiem! - zawołał Nikodem.
- Pod stogiem, ciociu...
- Nie, jesteśmy sami... Tylko... Tak, wszystko dobrze... Na kolację? Dobrze. Będziemy... Pa...
Ada rozłączyła połączenie. Wsunęła telefon do kieszeni spodni.
- I co mówiła? - odezwał się Marcel.
- Mamy wrócić do domu przed dziewiętnastą...
- O, czyli zdążymy! - odparł chłopiec zbliżając się do brata. - Kładź się na podłodze!
- Chyba śnisz! - odparował Nikodem.
- Zabawimy się w tortury... Ja i Ada będziemy katami, a ty będziesz ofiarą...
Nikodem popatrzył na błyszczące oczy brata. W mig pojął, że nie ma czasu do stracenia. Odwrócił się na pięcie, po czym pobiegł w stronę wyjścia.
Ada i Marcel ruszyli za nim w pościg. Tym razem Nikodem był szybszy. Wyciągnął z rowu pierwszy lepszy rower, po czym pojechał w stronę domu.
Marcel i Ada spojrzeli na siebie z namysłem.
- No i mamy przerąbane... - westchnął Marcel siadając na trawie.
- Lepiej wracajmy do domu - szepnęła Ada.
- Zgłupiałaś?! Nikodema i tak nie dogonimy... Papla wszystko wypapla. Na pewno nie wrócę teraz do domu, o nie! Chodź do pałacu... Może znajdziemy tam coś ciekawego... Mama kazała wrócić na kolację, więc wrócimy na kolację... A, i wycisz telefon... A najlepiej wyłącz... Nie chcę, żeby wydzwaniali - odparł chłopiec wstając z trawy.
Ada i Marcel uśmiechnęli się do siebie. Po chwili weszli do pałacu przez otwór w ścianie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro