Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kupa

Szymon przeszedł się z chłopakami wzdłuż jeziora. W trójkę uzgodnili, jaką trasą będą biec.
Chłopcy byli podekscytowani. Marcel podskakiwał. Robił skłony i przysiady. To była jego rozgrzewka.
- Tato, jeśli wygrasz, w nagrodę będziesz musiał zabrać nas na lody! - odezwał się Marcel.
- Nie wiem, czy będę w stanie...
- Oj, będziesz, będziesz! - odezwał się Nikodem. - Marcel, może damy tacie fory, co? Wygra i weźmie nas na lody!
- Nikodem, kupię ci podwójnego loda jeśli nie pozwolisz mu wygrać - odparł Marcel.
- Dobra, chłopaki! Dość tej pogadanki. Sędzia! - zawołał Szymon.
- Jestem, jestem! - powiedziała Daniela schodząc z tarasu.
Podeszła do chłopaków. Ci, stanęli przed linią.
- Zanim ruszycie przypomnę wam o kilku zasadach - odezwała się. - Nie popychamy się, nie podkładamy sobie nóg. Marcel, do ciebie to się głównie tyczy.
- Spoko - odparł chłopiec.
- No, mam nadzieję... Nie biegniemy na skróty... To ma być uczciwa rozgrywka. Okej?
- Skarbie, do rzeczy... - odezwał się Szymon.
- No dobra! Trzy, dwa, jeden... Start! - krzyknęła.
Chłopcy pobiegli w stronę kajaku. Marcel wystartował jako pierwszy. Czuł, że wygraną ma w garści. Biegł tak szybko, jak potrafił. Chociaż Nikodem kilka razy starał się go wyprzedzić, Marcel nie pozwolił mu na to. Dobiegł do mety jako pierwszy. Rzucił się kolanami na trawę.
- I po spodniach - szepnęła Daniela podchodząc do syna. - Mamy zwycięzcę! Marcel, pierwsze miejsce! Drugie miejsce, Nikodem! Gratulacje! Szymon, niestety... Chłopaki, gdzie jest tata?
Dzieciaki odwróciły się w stronę kajaka.
- Ej, gdzie tata? Biegł za mną i znikł... - odezwał się Nikodem.
- Chodźmy go poszukać! - zawołał Marcel chwytając matkę za rękę.
Daniela i jej synowie poszli w stronę kajaka. Przeszli około dwieście metrów. Wtem, ich oczom ukazał się leżący na trawie Szymon. Mężczyzna udawał, że nie ma siły dalej biec.
- Tato, co z tobą? - odezwał się Nikodem. - Mówiłeś, że masz super sprint, a teraz co? Dajesz ciała?
Szymon uśmiechnął się w duchu.
- No, daję - rzekł próbując podnieść się z ziemi.
Nikodem podał ojcu rękę. Szymon się podniósł, zrobił skłon. Wziął kilka głębokich oddechów.
- Kto pierwszy na tarasie! - zawołał, po czym ruszył sprintem w stronę domu.
Marcel i Nikodem spojrzeli na siebie, po czym pobiegli za ojcem. Obaj mieli nadzieję, że uda im się go dogonić. I udało się. Tuż przed tarasem, Marcel i Nikodem wyprzedzili Szymona.
- Sory, tato! Cienias z ciebie! - rzekł Marcel siadając na tarasowej balustradzie. Szymon podbiegł do domu. Usiadł na drewnianych schodach. Oddychał głęboko.
- Zmęczyłeś się? - spytał Marcel.
- No... - przyznał.
- Ja zrobiłem jeszcze z pięć takich okrążeń i to z palcem w dupie - rzekł Marcel.
- Gdzie? - spytał Szymon patrząc na chłopca z niedowierzaniem.
- W dupie, tato. Tak się mówi...
- Nie mówi się tak.
- Ty też mówisz "dupa"...
- Okej... Niech ci będzie - odparł Szymon pochylając głowę.
Po chwili z domu wyszedł Nikodem. Trzymał w ręku butelkę z wodą.
- Co, tatuś? Zgrzałeś się? Chciałbyś się ochłodzić? - spytał odkręcając butelkę.
- Nawet nie próbuj - odparł Szymon.
Nikodem zawahał się. Odłożył butelkę, po czym usiadł obok ojca.
- Niko, boisz się taty? Przecież on jest tak zmachany, że dałbyś radę zwiać przed nim na pierwsze, lepsze drzewo. Co nie, tato? - spytał Marcel zeskakując z balustrady.
Chwycił leżący za tarasem zielony wąż. Odkręcił wodę.
- Marcel, dobrze ci radzę... Zakręć tę wodę...
Chłopiec uśmiechnął się do ojca, po czym maksymalnie przekręcił zawór. Prędko skierował na Szymona strumień zimnej wody.
Nikodem pobiegł w stronę auta. Z niedowierzaniem patrzył na to, co robi Marcel.
- Okej, jestem już cały mokry... Wystarczy! - rzekł Szymon po chwili.
- Ja o tym zadecyduję... Nie ty - odparował chłopiec.
- A, niech ci będzie! - odparł mężczyzna kładąc się na tarasie.
Marcel podszedł bliżej niego z wężem w ręku. Sowicie polewał ojca zimną wodą.
- Niko! Chodź! Chcesz trochę?
Nikodem bez słowa podbiegł do brata. Chwycił wąż obydwiema rękoma. Szymon postanowił zmienić pozycję. Przewrócił się na brzuch. Nikodem polewał wodą jego plecy, biodra i nogi.
- Przyjemnie ci? - spytał.
- Może być - odparł Szymon.
- Tato, a kiedy rozłożymy nasz basen? - zapytał chłopiec po chwili.
- Jak przestaniesz mnie lać wodą...
Stojący przy kranie Marcel natychmiast zakręcił zawór.
- Tata, chodź! Gdzie jest ten basen? Zaraz go przyniesiemy z Nikodemem!
- Teraz to ja muszę iść się przebrać...
- Ale zaraz przyjdziesz? - spytał Marcel.
- Tak...
- I rozłożymy dzisiaj ten basen i napełnimy go wodą?
- Tak... Z palcem wiesz gdzie - odparł Szymon, po czym wszedł do domu.
Nikodem spojrzał na Marcela z namysłem.
- Ja myślę, że to nie jest mój tata. Mój tata się tak nie odzywa... Myślę, że jakiś kosmita w niego wszedł...
- Kosmita to wszedł w ciebie - rzekł Marcel. - Bo tacie to odwala raz na jakiś czas, a ty zawsze zachowujesz się tak, jakbyś był z innej planety... Niko z planety Mars!
- Spadaj - odparł Nikodem siadając na zlanych wodą tarasowych schodach.
- Śpisz dzisiaj z Monsterkiem?
- Coś ty, nie zgodzą się.
- Ja spałem z Misiem i nic mi nie mówili - pochwalił się.
- Ściema!
- Wcale nie! Nawet zrobił mi kupę pod łóżkiem. Jak nie wierzysz, to chodź, pokażę ci!
- To ta kupa wciąż tam jest?
- No...
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie, po czym weszli do domu. Bez słowa pobiegli po schodach do pokoju Marcela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro