Komisja
Daniela leżała na kanapie. Z uśmiechem na twarzy patrzyła, jak jej mąż myje podłogę.
- Co cię tak bawi? - spytał w końcu. - Myślałaś, że nie wiem, jak się trzyma mopa?
- Szymon, psy nie mają wstępu do domu.
- Mają. Trzy do jednego... Przegłosowane - odparł krótko. - I posprzątane... A tak właściwie, zauważyłem, że nasi synowie nie mają żadnych obowiązków. Czas to zmienić. Marcel! Nikodem! - zawołał.
- Po co ich wołasz? Przecież podłoga jeszcze nie wyschła - powiedziała Daniela.
- Szybko przetrę ją na sucho... Zanim zejdą... - nie dokończył.
Do salonu wbiegł Nikodem. Poślizgnął się na mokrym parkiecie. Upadł na podłogę.
- Ała! Moja dupa - rzekł.
- Nie biega się po domu - odezwał się Szymon.
Mężczyzna prędko przetarł podłogę suchym mopem. Po chwili po schodach zszedł Marcel. Pytająco spojrzał na ojca.
- Mamy kilka spraw do obgadania - zaczął Szymon. - Siadajcie na kanapie obok mamy...
Chłopcy bez pośpiechu spełnili prośbę ojca. Marcel przytulił się do jaśka.
- Od dzisiaj Marcelku, będziesz miał obowiązek myć naczynia po każdym śniadaniu - zaczął.
- A dlaczego? - spytał chłopiec.
- Żeby wyręczyć mamę - odparł Szymon. - Nikodem, ty będziesz zmywał po kolacji.
- Bezsensu - rzekł chłopiec. - Po kolacji zawsze jest więcej naczyń niż po śniadaniu!
- Głupi jesteś! Po śniadaniu właśnie jest więcej! I są bardziej brudne... - rzekł Marcel. - Mamo, powiedz, że nie godzisz się na takie wykorzystywanie mnie i Nikodema...
- Ja tu nie mam nic do gadania - odparła uśmiechając się do męża.
- Jak nie? - oburzył się Marcel. - Właśnie, że masz i to bardzo dużo...
- Mycie naczyń to jedno... - kontynuował Szymon. - Kolejna sprawa organizacyjna... W każdą sobotę chłopcy będą robić generalne porządki w swoich pokojach.
Daniela głośno się zaśmiała.
- Tato, weź się - szepnął Nikodem pod nosem.
- Do godziny dwunastej pokoje mają lśnić... Czystość i porządek będzie sprawdzać dwuosobowa komisja...
- I tak nie będę sprzątał - rzekł Marcel.
- Tak tylko wspomnę, że ta sama komisja wypłaca wam kieszonkowe, więc radzę...
- To ta komisja ma ostatnio opóźnienia! - zawołał Nikodem.
- Albo braki w portfelu - dorzucił Marcel.
- Niestety, ty masz braki w wiedzy na przykład z tabliczki mnożenia, ja mam braki w portfelu...
- To był cios poniżej pasa, tato - rzekł Marcel.
- Cios poniżej pasa to będzie teraz. Uwaga, przygotujcie się... Dostaliśmy pismo z Urzędu Stanu Cywilnego... Na mocy tego pisma, Marcelek w świetle prawa jesteś moim własnym dzieckiem. Mam do ciebie pełne prawa i zamierzam z tych praw w pełni korzystać.
Chłopiec momentalnie zbladł na twarzy.
- Ale, że co? - spytał niepewnie.
- To, że od teraz mam na papierze, że jesteś mój.
Marcel pochylił nisko głowę. W oczach stanęły mu łzy.
- Marcelek, a ty co? Nie cieszysz się? - spytał Szymon z uśmiechem. Podszedł do chłopca. Usiadł na kanapie tuż obok niego. Wyciągnął do niego ręce.
- Chodź do taty - rzekł, po czym wziął Marcela w objęcia. Daniela podśmiechiwała się cicho.
- A ty, Niko jesteś mój - odparła patrząc w roześmianą twarz Nikodema. Jedenastolatek pozwolił jej się przytulić. Ucałowała go w skroń.
- Marcelek, nie smuć się... - rzekł Szymon próbując uspokoić zatroskane dziecko. - Najgorsze już za nami... Teraz już będzie tylko lepiej...
- Tatuś? Obiecaj mi coś - wydusił z siebie. - Obiecaj, że nie będziesz kazał mi uczyć się tabliczki mnożenia - rzekł ocierając łzy.
- Marcel, obiecuję... Obiecuję ci, że tabliczkę mnożenia będziesz miał w małym palcu...
Chłopcu w oczach pojawiły się kolejne łzy. Daniela spojrzała na syna ze współczuciem.
- Szymon, przestań już... Nie dokładaj mu - szepnęła. - Mamy wam jeszcze jedną rzecz do przekazania - dodała uśmiechnięta. - Ja to powiem - oznajmiła spoglądając na męża. - Uwaga... Będziecie mieć braciszka albo siostrzyczkę...
- Że co? To chyba najgorszy dzień w całym moim życiu - rzekł Marcel.
- Marcel, w końcu będziesz miał się z kim bawić w tortury - odezwał się Nikodem.
- Nawet tak nie żartuj! - powiedziała Daniela.
Nikodem zawstydził się. Zrobił się czerwony na twarzy. Marcel jeszcze mocniej wtulił się w pierś Szymona. Zacisnął powieki. Z oczu poleciały mu kolejne łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro