Kolorowe kanapki
Około godziny dziewiętnastej Nikodem wrócił do domu. Całe popołudnie spędził na doglądaniu swojego wina. Był podekscytowany i nie mógł się doczekać, kiedy w końcu będzie mógł skosztować wina własnej produkcji.
Gdy wszedł do domu, Szymon i Daniela byli w kuchni. Chociaż ojciec chłopca stał tyłem do przechodzącego syna, rozpoznał jego kroki.
- Nikodem! - zawołał. - Gdzie byłeś cały dzień? Martwiliśmy się o ciebie.
- Byłem u Oliwera. Marcel może potwierdzić - odparł chłopiec.
Szymon odłożył na bok kuchenny nóż, którym kroił warzywa. Odwrócił się przodem do syna.
- Marcel od trzech godzin jest z nami w domu. Co może potwierdzić? - rzekł. - Nikodem, myj ręce i buzię. Zaraz będzie kolacja. A następnym razem, jak będziesz chciał gdzieś jechać rowerem, proszę najpierw przyjść do mnie i spytać, czy się na to zgadzam. Dobrze?
- Dobrze - odpowiedział chłopiec.
- No, to dobrze. Lusia, podasz mi jeszcze jednego ogórka? - zwrócił się do żony.
- Jasne! - odparła.
Marcel siedział przy kuchennym stole. Rysował siedzącego w błocie małego słonia. Chłopiec miał pieska na swoich kolanach.
- Tato, a dlaczego Marcel może trzymać w domu psa?! - rzekł Nikodem siadając naprzeciw brata.
- Niko, odwal się ode mnie - odparował Marcel.
- Ja jakoś nie mogę wpuszczać do domu Monstera!
- Monster wszystko niszczy a Misiu jest grzeczny - odezwał się Szymon.
- Monster niszczy? Co niby zniszczył?
- Moje skórzane buty, dywan i wycieraczkę!
- No dobra, nie musisz krzyczeć - szepnął chłopiec.
- Marcel, wynieś tego psa z domu - wtrąciła się Daniela. - Raz, dwa.
- Mamo, dlaczego? Przecież jest grzeczny. Śpi mi na kolanach - zaoponował Marcel.
- Ale kolacja będzie za moment. Wynieś pieska. Od dzisiaj zwierzęta będą tylko i wyłącznie na dworze. Jasne?
- Tak - rzekł chłopiec zwieszając głowę. Posłusznie wyniósł Misia na dwór. Po chwili wrócił do domu. Nie wytrzymał na widok rozbawionej miny Nikodema.
- Z czego się cieszysz, debilu?! - krzyknął. - Mam powiedzieć tacie, co zrobiłeś?!
Szymon skierował wzrok na Marcela. Nikodem zbladł. Kopnął brata w nogę pod stołem.
- Czy ja o czymś nie wiem? - odezwał się Szymon.
- Tak go tylko podpuszczam - odparł Marcel przecierając ręką prawe oko. - Idę do łazienki... - dodał wstając od stołu.
- Niko, o czym on mówi? - rzekł Szymon siadając na krześle obok syna.
- Nie wiem tato, serio... Co na kolację?
- Chleb z pomidorem i ogórkiem - rzekł Szymon bacznie przyglądając się synowi.
Po chwili Daniela położyła na stole duży talerz wypełniony kolorowymi kanapkami. Usiadła naprzeciw męża.
- Smacznego - powiedziała biorąc do ręki kanapkę.
- Dzięki.
- Dziękuję - rzekł Nikodem spoglądając na brata wracającego z łazienki.
- Ale jestem już mocno głodny... - szepnął Marcel.
Przytulił się do ramienia mamy. Daniela pogłaskała go po głowie i pocałowała w czoło.
- Jedz synuś - szepnęła.
Malec uśmiechnął się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro