Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Karuzela

Szymon zatrzymał auto przed swoim domem. Nikodem odpiął pasy. Prędko wyskoczył z samochodu.
- Synek! Klucze! - rzekł Szymon przez uchyloną boczną szybę. - Będę czekał na ciebie u babci.
- Okej, tatuś - rzekł Nikodem biorąc z ręki ojca klucze od domu.
Chłopiec uchylił lekko furtkę. Uśmiechnął się na widok kwitnących przy werandzie rożowych hortensji.
Nikodem wszedł do mieszkania, zaś Szymon zajechał autem pod dom rodziców. Niezwykle ciekawiło go, jaki tajemniczy list jest w posiadaniu jego matki.
Wszedł do domu bez pukania. Danuta obierała ziemniaki na obiad. Uśmiechnęła się na widok syna. Ten, pocałował ją w policzek na powitanie.
- Dobrze cię widzieć. Szymuś, wstaw sobie wodę na kawę...
- Mamie też zrobić coś do picia? - spytał podchodząc do kuchennego blatu.
- Miętówkę mi zrób.
- Mama da mi ten tajemniczy list...
Kobieta odłożyła na stół mały nożyk. Umyła ręce. Dokładnie wytarła je w papierowy ręcznik.
- Szymuś... Przyszedł list z Sądu Rodzinnego...
- Z sądu? - zdziwił się. - Mama poda ten list.
Kobieta szybko położyła rękę na lodówce. To tam znajdowała się biała, podłużna koperta. Kobieta podała ją synowi do ręki.
- Ten list jest zaadresowany do Lusi? - zdziwił się.
- Nie chciałam jej denerwować. Otwórz, ciekawi mnie, co jest w środku...
Szymon prędko rozpieczętował kopertę. Z przejęciem odczytał treść listu. Chwycił się za głowę.
- Szymon, co tam jest napisane...
- Nie wierzę... Po prostu nie wierzę...
- Szymon, mów wreszcie!
- Ojciec Marcela wystąpił do sądu z wnioskiem o widzenia z Marcelem... Nagle sobie przypomniał, że ma syna!
- Boże drogi... - westchnęła Danuta. - Od razu wiedziałam, że ten list nie przyniesie nic dobrego...
Szymon zaczął śledzić wzrokiem treść drugiej kartki.
- Synku, mów... Co tam jest napisane? - dopytywała się.
- W piątek Marcel ma się stawić na rozmowę z psychologiem. Mamo, ten człowiek jest przestępcą! Czego on chce od mojego Marcela?
- Synku, nie denerwuj się. Żaden sąd nie wyda korzystnej decyzji człowiekowi, który ma kryminalną przeszłość.
- Nie wiem, jaką on tam ma przeszłość. Ale rozwalił bejsbolówką moje auto!
- Zgłosiliście to na policję? - spytała.
- Oczywiście, że tak... Pewnie przesiedział pół roku w więzieniu za to... Nie wiem. Ale na kilka miesięcy dał nam spokój... A teraz to! - rzekł dusząc w ręku urzędowe pisma.
- Woda się gotuje... Zrobię ci kawę...
Szymon zsunął się na krzesło. Pochylił nisko głowę.
- Szymuś, nie martw się... Sąd nie da jemu praw do Marcela...
- Mamuś, jak ja mam powiedzieć o tym Lusi? Ona naprawdę nie może się denerwować... Nie powiedziałem ci nowiny...
- Jakiej? - spytała.
- Będziemy mieć bliźnięta - oznajmił na moment uśmiechając się do matki.
Danuta przeczesała ręką włosy syna. Przytuliła go.
- Czekaj tu! - zawołała zmierzając w stronę schodów. - Muszę powiedzieć o tym ojcu! Ale się ucieszy!
Nie minęło wiele czasu, gdy Danuta i Franciszek niemalże wbiegli do kuchni.
- Szymon, mama mówi, że będziesz miał bliźnięta! - rzekł senior Jasiński. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę! - dodał klepiąc syna po ramieniu.  - A co to za list? - spytał Franciszek po chwili.
- A nic takiego - odparła Danuta.
- Jak nic takiego? Z sądu? Pokaż...
Franciszek, z wykształcenia prawnik, wziął do ręki owo pismo. Odczytał jego treść.
- No, no... Trzeba jakoś pomóc wnukowi... Zaraz zadzwonię do świetnego prawnika, który wygra wam tę sprawę... - rzekł z uśmiechem na twarzy.
Szymon rozpłakał się. Jeszcze raz ucałował ojca.
Wtem do domu dziadków wszedł Nikodem. Trzymał w ręku wielki karton zabawek, którymi od dawna się już nie bawił.
- Po co ci te zabawki? - odezwał się Szymon.
- Potrzebne... - odparł chłopiec stawiając karton na podłodze.
Jedenastolatek przytulił się do babci i do dziadka. Podszedł do ojca. Uśmiechnął się do niego.
- Wnusiu, napijesz się owocowej herbatki? - odezwała się Danuta.
- Dzięki. Wolę soczek - odparł chłopiec.
- Zamknąłeś drzwi od domu? - spytał Szymon.
- Tak - odparł chłopiec kładąc na stole pęk kluczy. - Kiedy jedziemy do mamy i do Marcela? - spytał.
- Jak wypiję kawę - odparł Szymon.
- Okej... Babcia, masz jakieś cukierki albo coś?
- A coś się znajdzie - odparła zaglądając do szafki.
Przesypała do szklanej miseczki paczkę kukułek. Nikodem natychmiast wziął do ręki dwie garście cukierków. Napełnił nimi obydwie kieszenie spodni..
- Dziadek, idziemy zobaczyć do uli? - spytał. - Zanim tata wypiję kawę miną całe wieki...
Franciszek prędko podniósł się z krzesła. Wspólnie z wnukiem wyszedł na dwór.
Nikodem pobiegł na łąkę zostawiając dziadka w tyle. Z podekscytowaniem przyglądał się pszczołom.
- Dziadek, one nigdy nie odpoczywają? - spytał zdumiony tym, że żadna z pszczół nie robi sobie przerwy.
- Odpoczywają w nocy - odparł Franciszek. - A dlaczego Marcel z wami nie przyjechał? - spytał po chwili.
- Chciał zostać z mamą w szpitalu. Ja też miałem zostać... Ale tata zgodził się mnie tu zabrać... Mam ważną misję do wykonania... - wyznał.
- Jaką misję? - spytał dziadek chłopca.
- W Zajezierzu mieszka taka biedna rodzina i chciałem im zawieść trochę moich starych zabawek. Ja i tak już się nimi nie bawię. Te dzieci, które tam mieszkają bawią się guzikami i pudełkami od zapałek, dziadku.
Frsnciszek uśmiechnął się do wnuka. Zaimponowała mu jego postawa.
- Tylko tata nie może się dowiedzieć o tym... Pewnie powie, że nie po to mi kupuje drogie zabawki, żebym je rozdawał.
- A ja myślę, że gdyby tata się o tym dowiedział, byłby z ciebie naprawdę dumny...
Chłopiec zarumienił się. Słowa dziadka bardzo podniosły go na duchu.
- A dlaczego tak mówisz?
- Bo tak jest - odparł Franciszek. - Idzie tata. Chyba wypił już tę swoją kawę...
Chłopiec wybiegł ojcu naprzeciw. Przytulił się do jego ramienia.
- Tatuś, a czy kupisz nam ten basen? - spytał przenikliwie wpatrując się w oczy ojca.
- Kupię, kupię...
- A zjeżdżalnię?
- I jeszcze co? Może karuzelę? - zaśmiał się.
- Karuzelę? - zdziwił się chłopiec.
- Tato, będziemy już jechać... Wieczorem zadzwonię do taty. Poda mi tata numer telefonu do tego prawnika, dobrze?
- Oczywiście... Ale najpierw sam do niego zadzwonię. To mój stary znajomy.
- No domyślam się - odparł Szymon uśmiechając się do ojca.
Powiedziawszy te słowa Szymon objął ojca. Również Nikodem przytulił się do dziadka.
- Dobre dziecko z tego mojego wnuka... - szepnął Franciszek patrząc na zmierzających w stronę auta Szymona i Nikodema. - Trochę nieogarnięte, ale dobre...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro