Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kamień

Marcel i Nikodem pomagali ojcu budować budę dla Monsterka, gdy oto ujrzeli Oliwera podjeżdżającego rowerem pod kanciapę.
Chłopiec był podekscytowany. Rzucił rower na ziemię.
- Siema! - zawołał. - Tata pojechał do miasta! Możemy, no wiecie, co... - zawahał się.
Marcel natychmiast odłożył młotek.
- Tato, czy pozwolisz nam jechać na pół godzinki do Oliwera? - odezwał się Marcel.
Szymon z uwagą przyjrzał się Oliwerowi.
- Przede wszystkim, chłopcze, jak się wchodzi do kogoś na podwórko, należy się przywitać - rzekł.
- Dzień dobry - powiedział Oliwer zdejmując czapkę z głowy.
- Dzień dobry - odparł Szymon.
- Tato, czy możemy jechać do Oliwera? Proszę cię! Zgódź się! - zawołał Marcel błagalnym głosem.
- Nie. Widzę, że coś kombinujecie. Możecie bawić się z Oliwerem tutaj. Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Oliwer pomoże nam robić budę dla Monsterka.
- Tato, nie bądź taki, no! - zawołał Marcel. - Pozwól nam jechać. Słowo, że za pół godziny będziemy w domu. Zresztą! Co ci się będę pytał!
Nie bacząc na Szymona chłopiec wyprowadził z kanciapy swój rower. Nikodem usiadł na prymitywnej ławce zrobionej z dwóch pustaków i deski.
- W tej chwili schowaj rower do szopy! - rzekł Szymon stanowczo.
- Nie będę się ciebie słuchał - odparł Marcel. - Jadę do Oliwera bawić się z nim w tortury. Wrócę za pół godziny. Wiesz, gdzie będę i o której wrócę więc się mnie nie czepiaj.
- Marcel, proszę natychmiast schować rower do szopy! Nigdzie dzisiaj nim nie pójdziesz!
- Właśnie, że pojadę - odpyskował chłopiec. Nie bacząc na ojca, wsiadł na rower. Nim zdążył położyć nogi na pedałach, Szymon chwycił syna za ramię i zdjął go z rowera.
- Uspokoisz się sam, czy ja mam cię uspokoić, co?! Jak zaraz zdejmę pasek i trzepnę cię nim parę razy w dupsko to na drugi raz będziesz wiedział, że ojca należy słuchać!
Marcel momentalnie spokorniał. W oczach stanęły mu łzy. Szybko je otarł.
- Proszę schować rower do szopy! Raz!
Chłopiec bez słowa wykonał polecenie Szymona. Zamknął drzwi od kanciapy. Z nerwami usiadł obok Nikodema.
- Oliwer, ty też jesteś w domu taki nieusłuchany jak Marcel? - rzekł Szymon spoglądając na syna sąsiadów.
Malec nie wiedział, co odpowiedzieć. Schylił lekko głowę.
- Dzisiaj nie pobawisz się z chłopakami. Marcel i Nikodem mają robotę - rzekł Szymon po chwili. - A poza tym, co to za zabawa w tortury, co?! Chcecie sobie krzywdę zrobić? Nie możecie pograć w piłkę, pobawić się z psem czy kotem, tylko wymyślacie jakieś zabawy w tortury?!
- Nie my, tylko Marcel - rzekł Nikodem pod nosem.
- Przecież nikt nie zrobiłby nikomu krzywdy... - szepnął Marcel po cichu.
- Może nie, a może tak. Oliwer, zmykaj do domu. Jak spotkam twojego ojca to mu powiem, w co się bawisz z chłopakami. Ciekawe, co na to powie!
Oliwer w milczeniu wsiadł na rower, po czym pojechał w stronę swojego domu. Marcel westchnął głęboko.
- Ani razu się jeszcze z Oliwerem w to nie bawiliśmy, więc nic nie mów jego tacie - szepnął Marcel biorąc do ręki leżący na ziemi kamyk.
- Zobaczymy... - odparł Szymon. - Wymierzysz kolejną deskę?
- Tak. Wymierzę... A Nikodem będzie w tym czasie siedział na dupie!
- Marcel, dość! Do domu! Biegiem! - krzyknął Szymon.
Chłopiec ruszył z nerwami w stronę tarasu.
- W dupie mam wszystko! - krzyknął. Bez namysłu rzucił kamieniem w auto Szymona. Zamarł, gdy spostrzegł, że kamień utkwił w przedniej szybie pojazdu.
- Nie! Tego ci nie podaruję! - krzyknął Szymon ruszając w pościg za uciekającym chłopcem.
Marcel był szybszy. Wdrapał się na jedną z pobliskich wierzb. Szymon stracił go z pola widzenia. Wzburzony podszedł do auta.
- Nie no! - zawołał, po czym uderzył maskę samochodu zaciśniętą pięścią. - No co za gówniarz!
Nagle przy samochodzie zjawił się Nikodem. Dawno nie widział ojca tak bardzo zdenerwowanego.
- Tatuś, może dokończymy robić budę dla Monsterka... - odezwał się.
- Niko, później. Muszę wezwać lawetę! Przecież nie pojadę do serwisu z pięciocentymetrowym kamieniem wbitym w sam środek przedniej szyby!
- Tato, on nie chciał tego zrobić... - szepnął Nikodem.
- Ale zrobił! Niko, synku... Pochowaj deski i narzędzia do szopy...
- Tato, obiecałeś, że zrobisz tę budę dzisiaj!
Szymon odszedł od auta. Usiadł na tarasowych schodach. Wziął kilka głębokich oddechów. Próbował się uspokoić.
Tymczasem Nikodem obszedł samochód kilka razy dookoła. W końcu podbiegł do ojca. Usiadł obok niego na schodach.
- Marcel to ma cela... Normalnie szok! - rzekł pełen podziwu dla brata.
- No... To prawda... - przyznał mężczyzna. - Ma cela...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro