Impreza cz. 2
Daniela położyła się w salonie na kanapie. Przykryła się kocem. Mimo wczesnej pory, była zmęczona. Planowała poświęcić kilka minut na drzemkę.
Dopiero co przymknęła oko, gdy usłyszała straszliwy huk. Podniosła się z kanapy. Wbiegła do kuchni. Dwa krzesła leżały na podłodze. Nikodem niezdarnie starał się je podnieść.
- Czy ja mogę spytać, co robisz?
- Oczywiście! - odparł chłopiec. - Pytaj!
- Nikodem, dlaczego te krzesła leżą na podłodze? Hej! Co ty wyprawiasz?
Nikodem starał się postawić krzesło na stole.
- To będzie wieża Eiffla! - zawołał. - Sam ją zbuduję i będę w niej mieszkał...
- Nie dłużej niż do powrotu ojca... Nikodem, dziecko, miałeś spać... Proszę w tej chwili do spania!
Daniela chwyciła chłopca za rękę. Zaprowadziła go pod samo łóżko.
- Do spania! - krzyknęła stanowczo.
- Ale mi nie chce się spać. Idę dzisiaj na imprezę - rzekł kierując się w stronę szafy.
- Nikodem... Błagam cię, dziecko...
Chłopiec zaczął wyrzucać z szafy wszystkie swoje ubrania.
Daniela nie chciała na to patrzeć. Szarpnęła chłopca za rękę, po czym na siłę starała się zaciągnąć go do łóżka. Nikodem zaczął się szarpać.
- Puść mnie, ochrona! - krzyknął.
- Ja ci zaraz dam ochronę! - wrzasnęła Daniela. Kątem oka spojrzała na leżący wśród wyrzuconych ubrań czarny, elegancki pasek należący do Nikodema. Podniosła go. Chciała uderzyć nim niesfornego chłopca. Zamachnęła się. I nic z tego. Nie potrafiła. Rzuciła pasek z powrotem na podłogę.
Chłopiec wyrwał się z jej uścisku. Usiadł wśród ubrań rozrzuconych po pokoju. Znalazł wśród nich białą koszulę. Zdjął piżamę. Włóżył koszulę.
- No co? Idę na imprezę! - rzekł zadowolony.
Daniela westchnęła. Podeszła do okna. Spostrzegła podjeżdżającą pod dom Toyotę. Odetchnęła z ulgą. Zbiegła ze schodów.
- Hej! Długo was nie było - powiedziała cała w nerwach.
- Zostawiłem Marcela u Oliwera. Marcel przeprosił Janka, oddał scyzoryk. Wypiłem kawę i jestem. Nikodem śpi?
- Szykuje się na imprezę - odparła Daniela.
- Na imprezę? Jak ja mu zaraz dam imprezę, to dopiero będzie miał. Gdzie on jest? U siebie?
- Tak... Powyrzucał wszystkie rzeczy z szafki. Szymon, skąd on miał alkohol?
- Nie wiem - odparł mężczyzna wzruszając ramionami. - Nie wiem. Ale najpóźniej jutro się dowiem... Właśnie... To jest myśl!
Szymon prędko wbiegł do pokoju syna. Chłopak siedział na podłodze, miał na sobie białą koszulę zapięta na jeden guzik.
- Słyszałem, że idziesz na imprezę - rzekł Szymon siadając obok syna.
- Idę, a co?
- Idę z tobą.
- Za stary jesteś. Nie wpuszczą cię tam...
- No tak... A powiedz mi, znasz dobrego barmana?
- Ja jestem barmanem! Robię najlepsze wino w całej galaktyce! Dałbym ci, ale jesteś za stary...
- Nie masz żadnego wina.
- Jak nie? Mam całą butlę!
- Niby gdzie?
- W domku na drzewie! Tylko nie mów o tym tacie... Jak się dowie, mam przesrane...
- Coś ty - rzekł Szymon biorąc głęboki oddech. - Na pewno mu o tym nie powiem. Kładź się spać. Musisz być wyspany, skoro całą noc będziesz imprezował...
- Mądrze mówisz...
Szymon pomógł chłopcu wstać. Malec ledwo trzymał się na nogach. Gdyby nie to, że Szymon trzymał go za ramię, Nikodem w drodze do łóżka upadłby co najmniej trzy razy.
Szymon zasłonił rolety w oknach. Przykrył dziecko kołdrą, po czym wyszedł pokoju.
Zszedł na dół po schodach. W pośpiechu zmieniał buty.
- Dokąd idziesz? - spytała Daniela.
- Zdaje się, że Nikodem trzyma jakiś alkohol w domku na drzewie. Pójdę to sprawdzić...
- Wróć zaraz. Zrobię nam kawę.
- Za dziesięć minut jestem z powrotem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro