Gra
Rozdział dedykowany
Wiernej Czytelniczce Oliwix2004
Daniela leżała na podłodze. Obydwiema rękoma trzymała się za brzuch. Po policzkach spływały jej łzy. Była przerażona.
- Luśka! - zawołał Szymon zbiegając na dół po schodach.
Momentalnie w kuchni zjawili się Marcel i Nikodem. Przestraszeni podeszli do mamy.
- Potknęłam się o Monsterka - powiedziała Daniela ocierając ręką łzy.
- Biedny Monster! - zawołał Nikodem rozglądając się po mieszkaniu w poszukiwaniu swojego psa.
- Wybiegł na dwór... - dopowiedziała. - Szymon, bardzo boli mnie brzuch... Coś jest nie tak... - wyszeptała przerażona.
Mężczyzna momentalnie zbladł na twarzy. Wziął głęboki oddech, po czym wyciągnął ręce do małżonki.
- Chwyć się mnie - rzekł. Pomógł Danieli wstać, powoli prowadził ją w stronę wyjścia.
Marcel otworzył szeroko drzwi.
- Czy jedziemy do szpitala? - odezwał się Nikodem.
- Tak... Przynieś mi kluczyki i portfel - rzekł Szymon.
Chłopiec natychmiast pobiegł do sypialni rodziców. Po chwili był już przed autem.
W czasie, kiedy Szymon pomagał żonie wejść do samochodu, Marcel zaniósł do piwnicy psy i kota. Zamknął też na klucz zarówno drzwi frontowe jak i tarasowe.
Chłopcy wsiedli do samochodu. Auto z piskiem opon wyjechało z podwórka.
- Mamuś, Monster na pewno tego nie chciał - rzekł Nikodem.
- Wiem, synku... - szepnęła bezustannie trzymając się za brzuch.
- Powiedz Lusia, tylko się nie denerwuj... Upadłaś na brzuch? - spytał Szymon.
- Nie - odparła. - Ale boli mnie bardzo...
- Mamuś, oddychaj głęboko - rzekł Marcel. - No co? Tak się mówi, jak kobieta jedzie samochodem i rodzi...
- Mama jeszcze nie rodzi. Nawet nie ma dużego brzucha - odezwał się Nikodem.
- Tato, a jak dzidziuś będzie mały, to będziemy mu stawiali nocnik na środku salonu, żeby robił kupę? - odezwał się Nikodem.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał mężczyzna.
- Nieważne. Odpowiedz.
- Nie wiem, Niko... Zaskoczyłeś mnie swoim pytaniem - rzekł Szymon. Kątem oka spojrzał na siedzącą obok niego małżonkę. Dostrzegł, że kobieta mimo bólu, uśmiechnęła się.
- Na początku jak dzidziuś zrobi siusiu albo kupkę to będziny mu bić brawo - dopowiedziała.
- Mi jakoś nikt nie bije brawo, jak robię siku - odezwał się Marcel.
- Bo obsikujesz klapę! - odparł Nikodem.
- Chyba jesteś chory!
- Chłopaki! Spokój tam - odezwał się Szymon. - Za kilka minut będziemy na miejscu... Skarbie, dasz radę...
Chociaż Izba Przyjęć była pełna pacjentów, Daniela została bezzwłocznie przewieziona na oddział ginekologiczny. Tam miał zbadać ją lekarz.
Szymon siedział w poczekalni. Głowę miał zwieszoną na dół. Czas zdawał się stać w miejscu.
- Tatuś... - usłyszał głos Nikodema. - Kupiliśmy ci z Marcelem kawę... Trzymaj - dodał podając ojcu plastikowy kubek z czarną ekspresso.
Szymon podniósł wzrok.
- Dzięki chłopaki - rzekł uśmiechając się synów. - Tak właściwie, Nikodem, jadłeś dzisiaj coś? Chyba nie...
- No nie - przyznał chłopiec... A wczoraj na kolację jadłem tylko skibkę chleba z dżemem...
- Dam wam po dziesięć złotych... Kupcie sobie coś do zjedzenia - rzekł mężczyzna zaglądając do portfela. - No nie... Pusto. Mam jedynie kartę.
- Tatuś, nie szkodzi... - rzekł Nikodem. - I tak nie jestem głodny.
- Tatuś, a może pogramy w taką rodzinną grę? - odezwał się Marcel. - Ta gra nosi nazwę "Prawda za prawdę". Zadajesz mi pytanie, a ja muszę odpowiedzieć ci zgodnie z prawdą, a potem ja ciebie o coś pytam i ty mi odpowiadasz...
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał chłopca po głowie.
- Co chcesz wiedzieć? - rzekł po chwili.
- Jaki masz PIN do karty kredytowej...
- Nie wierzę... Odpowiem ci, jeśli ty w ciągu pięciu sekund odpowiesz mi na moje pytanie...
Marcel uradował się. Był gotów udzielić ojcu odpowiedzi na każde zadane przez niego pytanie. Wyprostował się.
- Śmiało - rzekł chłopiec.
- Ile jest osiem razy siedem?
- Tato, no! To nie fair!
- Ty, mój urwisie! Chodź trochę...
Szymon posadził Marcela na swoich kolanach.
- Mogę łyka kawy? - spytał chłopiec.
- Możesz - odparł Szymon.
Chłopiec wziął z ręki ojca plastikowy kubek. Skosztował mocnego napoju.
- Fuj! Ble... - rzekł wycierając język w koszulkę.
- Marcel, co ty wyprawiasz?
Chłopiec nic nie odpowiedział. Oparł się plecami o pierś Szymona.
- Tatuś, a co jeśli dzidziuś umrze? - spytał wywołując dreszcze na plecach ojca.
- Dzidziuś nie umrze... Wszystko będzie dobrze, Marcelku.
- A co, jeśli mamie coś się stanie? - padło kolejne pytanie.
- Daję ci słowo, że jeszcze dzisiaj wrócimy z mamą do domu. Okej?
- Okej - szepnął chłopiec uspokoiwszy się nieco.
Wtem zza oszklonych drzwi wyszedł lekarz. Minę miał niezwykle poważną. Spojrzał na Szymona, po czym z wolna ruszył w jego kierunku.
Jasiński podniósł się z krzesła. Podszedł do doktora. Dwaj chłopcy uchwycili się rąk ojca. Patrzyli na lekarza, jak na kogoś, od kogo zależą losy całej ziemi.
- Niestety, mam dla pana dwie przykre wiadomości... - zaczął lekarz.
Chłopcy jeszcze mocniej ścisnęli ręce ojca. Szymon poczuł gulę w gardle. Spojrzał lekarzowi w oczy próbując coś z nich wyczytać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro