Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gra

Rozdział dedykowany
Wiernej Czytelniczce Oliwix2004

Daniela leżała na podłodze. Obydwiema rękoma trzymała się za brzuch. Po policzkach spływały jej łzy. Była przerażona.
- Luśka! - zawołał Szymon zbiegając na dół po schodach.
Momentalnie w kuchni zjawili się Marcel i Nikodem. Przestraszeni podeszli do mamy.
- Potknęłam się o Monsterka - powiedziała Daniela ocierając ręką łzy.
- Biedny Monster! - zawołał Nikodem rozglądając się po mieszkaniu w poszukiwaniu swojego psa.
- Wybiegł na dwór... - dopowiedziała. - Szymon, bardzo boli mnie brzuch... Coś jest nie tak... - wyszeptała przerażona.
Mężczyzna momentalnie zbladł na twarzy. Wziął głęboki oddech, po czym wyciągnął ręce do małżonki.
- Chwyć się mnie - rzekł. Pomógł Danieli wstać, powoli prowadził ją w stronę wyjścia.
Marcel otworzył szeroko drzwi.
- Czy jedziemy do szpitala? - odezwał się Nikodem.
- Tak... Przynieś mi kluczyki i portfel - rzekł Szymon.
Chłopiec natychmiast pobiegł do sypialni rodziców. Po chwili był już przed autem.
W czasie, kiedy Szymon pomagał żonie wejść do samochodu, Marcel zaniósł do piwnicy psy i kota. Zamknął też na klucz zarówno drzwi frontowe jak i tarasowe.
Chłopcy wsiedli do samochodu. Auto z piskiem opon wyjechało z podwórka.
- Mamuś, Monster na pewno tego nie chciał - rzekł Nikodem.
- Wiem, synku... - szepnęła bezustannie trzymając się za brzuch.
- Powiedz Lusia, tylko się nie denerwuj... Upadłaś na brzuch? - spytał Szymon.
- Nie - odparła. - Ale boli mnie bardzo...
- Mamuś, oddychaj głęboko - rzekł Marcel. - No co? Tak się mówi, jak kobieta jedzie samochodem i rodzi...
- Mama jeszcze nie rodzi. Nawet nie ma dużego brzucha - odezwał się Nikodem. 
- Tato, a jak dzidziuś będzie mały, to będziemy mu stawiali nocnik na środku salonu, żeby robił kupę? - odezwał się Nikodem.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał mężczyzna.
- Nieważne. Odpowiedz.
- Nie wiem, Niko... Zaskoczyłeś mnie swoim pytaniem - rzekł Szymon. Kątem oka spojrzał na siedzącą obok niego małżonkę. Dostrzegł, że kobieta mimo bólu, uśmiechnęła się.
- Na początku jak dzidziuś zrobi siusiu albo kupkę to będziny mu bić brawo - dopowiedziała.
- Mi jakoś nikt nie bije brawo, jak robię siku - odezwał się Marcel.
- Bo obsikujesz klapę! - odparł Nikodem.
- Chyba jesteś chory!
- Chłopaki! Spokój tam - odezwał się Szymon. - Za kilka minut będziemy na miejscu... Skarbie, dasz radę...

Chociaż Izba Przyjęć była pełna pacjentów, Daniela została bezzwłocznie przewieziona na oddział ginekologiczny. Tam miał zbadać ją lekarz.
Szymon siedział w poczekalni. Głowę miał zwieszoną na dół. Czas zdawał się stać w miejscu.
- Tatuś... - usłyszał głos Nikodema. - Kupiliśmy ci z Marcelem kawę... Trzymaj - dodał podając ojcu plastikowy kubek z czarną ekspresso.
Szymon podniósł wzrok.
- Dzięki chłopaki - rzekł uśmiechając się synów. - Tak właściwie, Nikodem, jadłeś dzisiaj coś? Chyba nie...
- No nie - przyznał chłopiec... A wczoraj na kolację jadłem tylko skibkę chleba z dżemem...
- Dam wam po dziesięć złotych... Kupcie sobie coś do zjedzenia - rzekł mężczyzna zaglądając do portfela. - No nie... Pusto. Mam jedynie kartę.
- Tatuś, nie szkodzi... - rzekł Nikodem. - I tak nie jestem głodny.
- Tatuś, a może pogramy w taką rodzinną grę? - odezwał się Marcel. - Ta gra nosi nazwę "Prawda za prawdę". Zadajesz mi pytanie, a ja muszę odpowiedzieć ci zgodnie z prawdą, a potem ja ciebie o coś pytam i ty mi odpowiadasz...
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał chłopca po głowie.
- Co chcesz wiedzieć? - rzekł po chwili.
- Jaki masz PIN do karty kredytowej...
- Nie wierzę... Odpowiem ci, jeśli ty w ciągu pięciu sekund odpowiesz mi na moje pytanie...
Marcel uradował się. Był gotów udzielić ojcu odpowiedzi na każde zadane przez niego pytanie. Wyprostował się.
- Śmiało - rzekł chłopiec.
- Ile jest osiem razy siedem?
- Tato, no! To nie fair!
- Ty, mój urwisie! Chodź trochę...
Szymon posadził Marcela na swoich kolanach.
- Mogę łyka kawy? - spytał chłopiec.
- Możesz - odparł Szymon.
Chłopiec wziął z ręki ojca plastikowy kubek. Skosztował mocnego napoju.
- Fuj! Ble... - rzekł wycierając język w koszulkę.
- Marcel, co ty wyprawiasz?
Chłopiec nic nie odpowiedział. Oparł się plecami o pierś Szymona.
- Tatuś, a co jeśli dzidziuś umrze? - spytał wywołując dreszcze na plecach ojca.
- Dzidziuś nie umrze... Wszystko będzie dobrze, Marcelku.
- A co, jeśli mamie coś się stanie? - padło kolejne pytanie.
- Daję ci słowo, że jeszcze dzisiaj wrócimy z mamą do domu. Okej?
- Okej - szepnął chłopiec uspokoiwszy się nieco.
Wtem zza oszklonych drzwi wyszedł lekarz. Minę miał niezwykle poważną. Spojrzał na Szymona, po czym z wolna ruszył w jego kierunku.
Jasiński podniósł się z krzesła. Podszedł do doktora. Dwaj chłopcy uchwycili się rąk ojca. Patrzyli na lekarza, jak na kogoś, od kogo zależą losy całej ziemi.
- Niestety, mam dla pana dwie przykre wiadomości... - zaczął lekarz.
Chłopcy jeszcze mocniej ścisnęli ręce ojca. Szymon poczuł gulę w gardle. Spojrzał lekarzowi w oczy próbując coś z nich wyczytać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro