Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Geniusz

Marcel i Nikodem zostawili rowery przy altance. Pobiegli w stronę domu, w którym mieszkał Oliwer. Zapukali do drzwi.
Po chwili w drewnianej futrynie stanął Janek. Miał na sobie robocze ubrania. Pytająco spojrzał na milczących chłopaków.
- Wy pewnie do Oliwera - rzekł przerywając chwilę ciszy.
Marcel kiwnął twierdząco głową. Janek wszedł z powrotem do domu. Po kilku minutach ujrzeli zmierzającego w ich stronę kolegę. Chłopiec zamknął za sobą drzwi.
- Hej, idziesz z nami na rowery? - rzekł Marcel uśmiechając się do Oliwera.
- No - odparł chłopiec. - Tylko dokończę jeść obiad. Zaraz wyjdę.
Oliwer ponownie wszedł do domu. Tymczasem Marcel i Nikodem zeszli z wysokich schodów. Przeszli się po podwórku wzdłuż murowanych garaży.
- Głupio mi, że tak rozwaliliśmy wtedy temu panu cały bimber - rzekł Nikodem zwieszając nisko głowę. - Chyba pójdę i go przeproszę...
- Głupi jesteś?! Odbiło ci?! Dobrze zrobiliśmy...
- No nie wiem...
- Ale ja wiem - rzekł Marcel zaglądając przez uchylone drzwi do jednego z garaży. Dostrzegł tam piłę spalinową. Postanowił lepiej jej się przyjrzeć.
Gdy wszedł do garażu okazało się, że wszędzie jest pełno różnego rodzaju maszyn i urządzeń. Ani Marcel ani Nikodem nie wiedzieli, do czego te przedmioty służą.
Chłopcy stali przy żelaznej maszynie służącej do zmiany kół, gdy nagle dostrzegli, że do garażu wchodzi Janek.
- A wy co tu robicie?! Jazda mi stąd! - krzyknął biorąc do ręki metalowy pręt. - A niech mi tu jeszcze raz któryś wejdzie!
Marcel i Nikodem wybiegli z garażu. Zatrzymali się dopiero przy altance. Usiedli na trawie. Odpoczywali.
- Masakra, co to za człowiek - rzekł Marcel.
- Debil - szepnął Nikodem.
- Ale tam było dużo fajnych narzędzi do robienia tortur. Musimy się spytać Oliwera, kiedy jego taty nie będzie w domu... I pójdziemy się tam pobawić w tortury... Przywiążemy cię do tej wielkiej maszyny i będziemy ci wiercić w brzuchu dziury śrubokrętem. Cieszysz się, Niko? - rzekł Marcel z błyskiem w oczach.
- No... A ja wezmę piłę i utnę ci rękę - odparł Nikodem.
- Spoko!
Wtem chłopcy usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. Z domu wybiegł Oliwer. Wsiadł na swój czerwony składak, po czym podjechał nim do kolegów.
- Dokąd jedziemy? - spytał.
- Ty tu znasz okolicę. Zaprowadź nas w jakieś fajne miejsce - rzekł Marcel. - Byle nie za daleko, bo nie mówiliśmy w domu, że sobie jedziemy.
- Możemy jechać do starego młyna. To niedaleko.
- Chyba wiem, o czym mówisz - odezwał się Nikodem. - Masz na myśli ten wielki młyn, który stoi nad wodą? Sory Oli, ale to jest mega daleko. Kiedyś byłem tam z tatą. Jechaliśmy tam autem chyba z pół godziny...
- Niko, nie wymiękaj. Może znajdziemy tam jakiś butelki po piwie. Wiesz, że na dnie takich butelek można znaleźć bezcenne krople alkoholu...
- Spadaj Marcel - rzekł Nikodem  wstając z trawy. Podniósł z ziemi swój rower.
- Jeśli nie do młyna to możemy jechać do pałacu.
- Co wy z tym pałacem?! - wybuchnął Nikodem. - Przecież tam nic nie ma... Tylko spójrzcie! - zawołał wskazując ręką na wielki stóg słomy znajdujący się maksymalnie kilometr od domu Oliwera. - Jedźmy tam!
Marcelowi przypadł do gustu pomysł brata. Chłopcy wsiedli na rowery. Jechali polną dróżką w obranym kierunku.
Po kilku minutach byli już na miejscu. Wdrapali się na sam szczyt wielkiego stogu.
- Tu jest super! - zawołał Marcel spoglądając w dal.
Z góry widać było całe Zajezierze oraz inne okoliczne miejscowości. Piękny, letni krajobraz napawał Marcela zachwytem. Chłopiec był pod wrażeniem tego, jak malownicze jest Zajezierze. Pola przeplatane łąkami wyglądały z góry jak kolorowa mozaika.
- Echo!!! - krzyknął Marcel stając na wierzchołku stoga. Echo rozniosło się wokół. - Tu jest zarąbiście... Niko! Chociaż raz się na coś przydałeś!
Nikodem uśmiechnął się. Z uwagą spojrzał na Oliwera bawiącego się scyzorykiem.
- Daj mi ten nóż - rzekł.
- Po co ci? - odparł Oliwer.
- Chcę go obejrzeć.
Oliwer podał Nikodemowi metalowy scyzoryk. Chłopiec przyłożył nóż do sznurka, którym związana była belka słomy na której siedział. Przeciął sznurek.
- Fajny ten nożyk... Muszę sobie taki kupić - rzekł Nikodem zwracając koledze jego własność. - Oliwer, chciałem ci się o jedną rzecz zapytać. Nauczysz mnie robić bimber?
Oliwer przykrył głowę czapką z daszkiem. Wsunął scyzoryk do kieszeni spodni.
- Coś ty! - rzekł po chwili. - Ja sam nie umiem robić bimbru... Musisz mieć specjalną aparaturę... Na pewno nie masz.
- Ale mam szklaną butlę - odparł Nikodem.
- A to możesz zrobić wino.
Nikodemowi zabłyszczały oczy. Z radością spojrzał na Marcela, a po chwili utkwił wzrok w Oliwerze.
- Wrzucasz zepsute kompoty do tej butli i cukier, i drożdże... Wlewasz trochę wody i tyle. Butli nie zamykasz, żeby ci nie wybuchła... Dwa tygodnie i masz winko jak trza.
- Tylko skąd wezmę kompoty? - szepnął Nikodem.
- Czubie, odbiło ci? Serio chcesz robić wino? Puknij się w łep! - krzyknął Marcel.
- U nas w spiżarce jest pełno kompotów. Mogę ci kilka słoików przynieść - odezwał się Oliwer.
- Serio? To superowo! - ucieszył się chłopiec. - To może nie tracimy czasu! Musimy przenieść butlę w jakieś bezpieczne miejsce a pod plan włożymy jakiś pieniek, żeby tata się nie pokapował, że nie ma butli. Przeniesiemy ją do domku na drzewie. Jestem genialny!
- Niko, jesteś głupi, a nie genialny! - wybuchnął Marcel. - Jak to się wyda, tata się na ciebie wścieknie.
- Marcel, jak się wyda? Jak ty nie wygadasz to się nie wyda!
Chłopcy zeszli ze stogu. Wsiedli na rowery, po czym pojechali pod dom Oliwera. Ten prędko pobiegł do spiżarni. Wrócił po zaledwie pięciu minutach. W ręku trzymał torbę pełną uderzających się o siebie słoików.
- Co tak długo?! - zawołał Nikodem biorąc torbę z ręki Oliwera. Zajrzał do środka. - Tyle wystarczy? - spytał.
- Jasne!
Chłopcy pojechali rowerami pod dom Jasińskich. Nikodem i Oliwer ucieszyli się widząc, że rodziców nie ma na podwórku. 
Marcel postanowił, że nie będzie uczestniczył w akcji WINO. Schował swój rower do kanciapy, po czym wziąwszy kota na ręce, usiadł na tarasowych schodach.
Tymczasem Oliwer i Nikodem zabrali się za realizację swojego planu. Ostrożnie przenieśli szklaną butlę dwieście metrów od domu. Postawili ją przy drzewie, na którym znajdował się drewniany domek z maleńkim tarasem.
- Sami jej tam nie wniesiemy - rzekł Oliwer. - Marcel!!! - zawołał.
Marcel pobiegł do chłopaków. Widząc załamaną minę Nikodema, zdecydował się pomóc. W trzech udało im się przenieść butlę do domku. Nikodem nie mógł uwierzyć w to, że wszystko to dzieje się naprawdę.
- Dzięki Marcel - rzekł. - Jesteś prawdziwym przyjacielem.
- Spoko - odparł chłopiec biorąc na ręce kota przyczepionego pazurami do drzewa.
Chłopiec powoli poszedł w stronę domu. Dobrze wiedział, że prędzej czy później sprawa wyjdzie na jaw, i Nikodem dostanie od ojca tęgie lanie.
- My nie będziemy pić wina, co nie Pysiu? - szepnął bawiąc się ze swoim kotem. - Czekaj, przyniosę ci trochę mleczka.
Malec wszedł do domu. W salonie i w kuchni było pusto. Gdyby nie to, że obydwa samochody stały na podwórku, Marcel pomyślałby, że nikogo nie ma w domu. Wyciągnął z lodówki karton mleka, po czym wyszedł na dwór.
Nakarmił nie tylko kota, ale i dwa psy. Kątem oka dostrzegł Nikodema i Oliwera wsiadających na rowery. Chłopcy ruszyli w stronę sklepu. Marcel od razu domyślił się, że na pewno jadą po drożdże i cukier. Zdziwiło go jednak to, że Nikodem nie zabrał ze sobą pieniędzy. Postanowił, że nie będzie się nad tym zastanawiał. Wstał ze schodów, chwycił kota, po czym poszedł na hamak. Położywszy się na nim, zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro