Farba
Szymon skończył zbijać z desek budę dla Monsterka. Wręczył chłopakom po pędzlu. Dał im też wszystkie puszki z farbą, jakie miał w kanciapie.
Zarówno Marcel jak i Nikodem z radością zabrali się za konserwowanie bud swoich pupili.
- Monster to po angielsku potwór - rzekł Nikodem spoglądając na ojca. - Tato, wiedziałeś o tym?
- Tak, synku...
- No więc zrobimy mu taką mega straszną grotę - dodał maczając pędzel w czarnej farbie.
- A mój Misiu to wariat - rzekł Marcel pod nosem. - Więc będzie miał wszystkie kolory na swojej budzie. Mój szalony Misiu... Tato, a ty co będziesz robił?
- Muszę wymyślić jakiś obiad.
- Co tu myśleć?! - odezwał się Nikodem. - Schabowe zrób!
- Jak widzisz, nie mam auta, którym mógłbym podjechać do sklepu...
- My możemy rowerami jechać! - rzekł Nikodem.
- Nie. Ziemniaki są w domu. Zrobię wam frytki.
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
- Tylko nie za grube - rzekł Marcel.
- Niko, jacie! Spójrz tam! - dodał wskazując ręką na niebo.
Nikodem spojrzał w górę. Nie przypuszczał, że Marcel mazgnie w tym czasie budę Monsterka zieloną farbą.
- Ty debilu! - wrzasnął Nikodem. Z nerwami zamoczył cały pędzel w czarnej farbie i skierował go w stronę budy Misia.
- A spróbuj! - krzyknął Marcel biorąc do ręki puszkę z czerwoną farbą. - Jeśli to zrobisz rozpętasz wojnę - zagroził.
- Chłopaki! Koniec tych wygłupów! - rzekł Szymon podniesionym głosem.
- Tato, ja mu nie mogę darować tego, co zrobił! - rzekł wzburzony Nikodem. Nie bacząc na stojącego tuż przy nim ojca, zaczął malować na czarno budę Misia.
Marcel rozpłakał się. Pchnął Nikodema na ziemię.
- Chłopaki! Hej! Co wy wyprawiacie? - rzekł Szymon chwytając jedną ręką Marcela a drugą Nikodema.
- On zaczął - burknął Nikodem z nerwami.
- Ty, debilu czarną farbą zamalujesz to, co ja ci domalowanem. A ciekawe, jak ja zamaluję to, co ty mi zrobiłeś! - wrzasnął Marcel popychając Nikodema.
Szymon mocniej ścisnął rękę Marcela.
- Ała!
- Uspokoisz się?! Proszę podać sobie ręce na zgodę i nie chcę słyszeć żadnej kłótni! Zrozumiano?
- Ja mu na pewno pierwszy nie podam ręki - zakomunikował Marcel. Z obrazą spojrzał na Nikodema.
- Nie podasz? - rzekł Szymon. - Podasz i to w tej chwili!
- Nie podam! - wrzasnął chłopiec.
- Marcel! Zbiera ci się! Za moment zdejmę pasek i dostaniesz lanie za wybicie szyby, za znęcanie się nad Julią i Amelią, za wracanie do domu w środku nocy i za nieusłuchaństwo!
Marcel zdał sobie sprawę z tego, że żarty się skończyły.
- Przepraszam cię, Nikodem - rzekł wyciągając rękę do brata.
- Na kolana... - szepnął Nikodem pod nosem.
- Nie! Ja zaraz szału dostanę! - wrzasnął Szymon.
- Tato, on zniszczył budę Monsterka!
- Nie zniszczył! Dość tego! Obydwaj do domu! Natychmiast! A spróbujcie mi się pobić, to pozabijam!
Chłopcy pobiegli w stronę tarasu. Szymon przetarł ręką spocone czoło. Dokończył malować budy dla psów.
Gdy wrócił do domu, Marcel siedział przy kuchennym stole. Bawił się z kotem.
- Chyba mama powiedziała wyraźnie, że nie wolno wnosić zwierząt do domu... - rzekł Szymon nalewając wodę do czajnika.
- Mamy nie ma w domu... - odparł chłopiec.
- No tak... Faktycznie.
Szymon schylił się do dolnej szafki. Wyciągnął z niej nieduży worek ziemniaków.
- Pomogę ci - rzekł chłopiec wstając z krzesła.
Szymon uśmiechnął się.
- Umyj ręce po kocie - rzekł.
- Okej!
Marcel pobiegł do łazienki. Po chwili był już z powrotem. Wziął w ręce dużego ziemniaka. Obejrzał go z każdej strony.
- Tatuś... Twoim zdaniem jestem odpowiedzialny? - spytał.
- Ale w jakim sensie?
- W sensie, czy można mi dać do ręki nóż...
- Jasne... Raczej nie poucinasz sobie paluchów.
Chłopiec takiej odpowiedzi oczekiwał. Wziął głęboki oddech.
- Tatuś, a kupisz mi scyzoryk?
Szymon zaśmiał się.
- Strugaj ziemniaki i nie zadawaj głupich pytań. Oczywiście, że nie!
- Tato, sam mówiłeś, że jestem odpowiedzialny!
- Zmieniam zdanie. Nie jesteś...
- To sam sobie strugaj te pyrki - odparł chłopiec wkładając ziemniaka z powrotem do worka.
Szymon nic nie odpowiedział. Spojrzał z namysłem na syna. Marcel usiadł przy stole. Popatrzył na ojca. Zrobiło mu się go żal.
- Jednak ci pomogę - rzekł.
Wstał z krzesła. Wziął do ręki mały nożyk, po czym stanął przy ojcu i wspólnie z nim obierał ziemniaki na frytki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro