Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Farba

Szymon skończył zbijać z desek budę dla Monsterka. Wręczył chłopakom po pędzlu. Dał im też wszystkie puszki z farbą, jakie miał w kanciapie.
Zarówno Marcel jak i Nikodem z radością zabrali się za konserwowanie bud swoich pupili.
- Monster to po angielsku potwór - rzekł Nikodem spoglądając na ojca. - Tato, wiedziałeś o tym?
- Tak, synku...
- No więc zrobimy mu taką mega straszną grotę - dodał maczając pędzel w czarnej farbie.
- A mój Misiu to wariat - rzekł Marcel pod nosem. - Więc będzie miał wszystkie kolory na swojej budzie. Mój szalony Misiu... Tato, a ty co będziesz robił?
- Muszę wymyślić jakiś obiad.
- Co tu myśleć?! - odezwał się Nikodem. - Schabowe zrób!
- Jak widzisz, nie mam auta, którym mógłbym podjechać do sklepu...
- My możemy rowerami jechać! - rzekł Nikodem.
- Nie. Ziemniaki są w domu. Zrobię wam frytki.
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
- Tylko nie za grube - rzekł Marcel.
- Niko, jacie! Spójrz tam! - dodał wskazując ręką na niebo.
Nikodem spojrzał w górę. Nie przypuszczał, że Marcel mazgnie w tym czasie budę Monsterka zieloną farbą.
- Ty debilu! - wrzasnął Nikodem. Z nerwami zamoczył cały pędzel w czarnej farbie i skierował go w stronę budy Misia.
- A spróbuj! - krzyknął Marcel biorąc do ręki puszkę z czerwoną farbą. - Jeśli to zrobisz rozpętasz wojnę - zagroził.
- Chłopaki! Koniec tych wygłupów! - rzekł Szymon podniesionym głosem.
- Tato, ja mu nie mogę darować tego, co zrobił! - rzekł wzburzony Nikodem. Nie bacząc na stojącego tuż przy nim ojca, zaczął malować na czarno budę Misia.
Marcel rozpłakał się. Pchnął Nikodema na ziemię.
- Chłopaki! Hej! Co wy wyprawiacie? - rzekł Szymon chwytając jedną ręką Marcela a drugą Nikodema.
- On zaczął - burknął Nikodem z nerwami.
- Ty, debilu czarną farbą zamalujesz to, co ja ci domalowanem. A ciekawe, jak ja zamaluję to, co ty mi zrobiłeś! - wrzasnął Marcel popychając Nikodema.
Szymon mocniej ścisnął rękę Marcela.
- Ała!
- Uspokoisz się?! Proszę podać sobie ręce na zgodę i nie chcę słyszeć żadnej kłótni! Zrozumiano?
- Ja mu na pewno pierwszy nie podam ręki - zakomunikował Marcel. Z obrazą spojrzał na Nikodema.
- Nie podasz? - rzekł Szymon. - Podasz i to w tej chwili!
- Nie podam! - wrzasnął chłopiec.
- Marcel! Zbiera ci się! Za moment zdejmę pasek i dostaniesz lanie za wybicie szyby, za znęcanie się nad Julią i Amelią, za wracanie do domu w środku nocy i za nieusłuchaństwo!
Marcel zdał sobie sprawę z tego, że żarty się skończyły.
- Przepraszam cię, Nikodem - rzekł wyciągając rękę do brata.
- Na kolana... - szepnął Nikodem pod nosem.
- Nie! Ja zaraz szału dostanę! - wrzasnął Szymon.
- Tato, on zniszczył budę Monsterka!
- Nie zniszczył! Dość tego! Obydwaj do domu! Natychmiast! A spróbujcie mi się pobić, to pozabijam!
Chłopcy pobiegli w stronę tarasu. Szymon przetarł ręką spocone czoło. Dokończył malować budy dla psów.
Gdy wrócił do domu, Marcel siedział przy kuchennym stole. Bawił się z kotem.
- Chyba mama powiedziała wyraźnie, że nie wolno wnosić zwierząt do domu... - rzekł Szymon nalewając wodę do czajnika.
- Mamy nie ma w domu... - odparł chłopiec.
- No tak... Faktycznie.
Szymon schylił się do dolnej szafki. Wyciągnął z niej nieduży worek ziemniaków.
- Pomogę ci - rzekł chłopiec wstając z krzesła.
Szymon uśmiechnął się.
- Umyj ręce po kocie - rzekł.
- Okej!
Marcel pobiegł do łazienki. Po chwili był już z powrotem. Wziął w ręce dużego ziemniaka. Obejrzał go z każdej strony.
- Tatuś... Twoim zdaniem jestem odpowiedzialny? - spytał.
- Ale w jakim sensie?
- W sensie, czy można mi dać do ręki nóż...
- Jasne... Raczej nie poucinasz sobie paluchów.
Chłopiec takiej odpowiedzi oczekiwał. Wziął głęboki oddech.
- Tatuś, a kupisz mi scyzoryk?
Szymon zaśmiał się.
- Strugaj ziemniaki i nie zadawaj głupich pytań. Oczywiście, że nie!
- Tato, sam mówiłeś, że jestem odpowiedzialny!
- Zmieniam zdanie. Nie jesteś...
- To sam sobie strugaj te pyrki - odparł chłopiec wkładając ziemniaka z powrotem do worka.
Szymon nic nie odpowiedział. Spojrzał z namysłem na syna. Marcel usiadł przy stole. Popatrzył na ojca. Zrobiło mu się go żal.
- Jednak ci pomogę - rzekł.
Wstał z krzesła. Wziął do ręki mały nożyk, po czym stanął przy ojcu i wspólnie z nim obierał ziemniaki na frytki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro