Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dur brzuszny

Marcel i Nikodem siedzieli przy kuchennym stole. Jedli śniadanie. Szymon brał poranny prysznic.
- Mamo, bezsensu, żeby chodzić do szkoły, skoro są już wystawione oceny - odezwał się Marcel.
- No właśnie! - przyłączył się Nikodem. - I tak nauczyciele nie robią nam już lekcji... Siedzimy w ławkach i się nudzimy... Jakaś masakra.
Daniela spojrzała na chłopaków z namysłem. Wypiła dwa łyki kawy.
- Powiedźcie to ojcu a nie mnie - odparła.
- Kiedy właśnie my specjalnie mówimy to tobie, mamuś... Tata jest ograniczony w tych sprawach... Ma klapy na oczach...
- Jak koń - zaśmiał się Marcel. - Mamo, powiedz mu, że nie idziemy dzisiaj do szkoły i tyle...
- Sami sobie z nim załatwiajcie takie sprawy... Ja się w to nie mieszkam...
- Wiesz co? Nie myślałem, że taka jesteś! - zawołał Marcel odsuwając od siebie talerz z płatkami. - Nie będę jadł...
- Ja też nie - rzekł Nikodem.
Daniela bez słowa wzruszyła ramionami. Spojrzała w kierunku wchodzącego do kuchni Szymona. Mężczyzna usiadł obok Nikodema. Wziął do ręki skibkę chleba ze smalcem.
- A wy dlaczego nie jecie? - zwrócił się do chłopców.
- Bolą nas brzuchy... - odparł Marcel przybierając smutny wyraz twarzy. - To chyba dur brzuszny - dodał z powagą.
Daniela, która akurat piła kawę, wybuchnęła śmiechem. Zachłysnęła się. Zaczęła się dusić. Szymon klepnął ją trzy razy w plecy.
- Przeszło ci? - spytał po chwili.
Danieli z oczu popłynęły łzy. Szybko je otarła.
- Tak... - szepnęła. - Dur brzuszny... Straszne... Trzeba z nimi jechać do szpitala - zaśmiała się.
Nikodem i Marcel spojrzeli na nią z powagą. Nie wiedzieli, co tak bardzo ją bawi.
- Chłopaki, za pięć minut chcę widzieć puste talerze! - odezwał się Szymon.
- Kiedy ja naprawdę... - szepnął Marcel.
- Bez dyskusji!
- Tato, to bezsensu - odezwał się Nikodem. - Oceny są już wystawione. Wytłumacz mi, po co mamy chodzić do szkoły.
- Dzieci, które nie ukończyły osiemnastego roku życia mają prawny obowiązek chodzić do szkoły. Wystarczająca odpowiedź? Za dziesięć minut wyjeżdżamy z domu. I nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu. Nikodem, weź się za jedzenie. Dobrze ci radzę!
Chłopiec wziął do ręki łyżkę. Zarówno on jak i Marcel zrozumieli, że nie ma co marzyć o przedłużonych wakacjach. Zjedli śniadanie do końca.
Była godzina wpół do ósmej, gdy chłopcy wbiegli na korytarz. Ubrali buty, po czym ruszyli w stronę drzwi.
- Marcel, plecak! - rzekł Szymon.
- Nie biorę plecaka. I tak nie mamy już lekcji - zakomunikował chłopiec.
Szymon spojrzał na malca. Zmarszczył brwi. Chwyciwszy Marcela za ramię spojrzał mu w oczy.
- Żebyś się nie musiał niepotrzebnie denerwować, powiem dzisiaj nauczycielom, że mają prowadzić z wami normalne lekcje aż do czwartku... A dzisiaj na matematyce będziecie rozwiązywać testy... Odpowiada ci to?
- Nie... - odparł Marcel.
- To ja już nie wiem, synu o co tobie chodzi...
- O nic... Jedźmy już do tej głupiej szkoły... - szepnął.
- Marsz po plecak!
Marcel pobiegł na piętro po tornister. Po chwili był już gotowy do wyjścia. Z nerwami wsiadł do auta. Szymon przekręcił kluczyk w stacyjce. Pojechali w stronę Torunia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro