Domek
W miarę zbliżania się do domku na drzewie Nikodem czuł coraz większy ścisk w gardle. Marcel w głębi serca cieszył się, że w końcu Szymon dowie się, co ukrywa przed nim Nikodem.
- Mam taki pomysł... Po południu moglibyśmy popływać łódką po jeziorze - odezwała się Daniela.
- Jasne... Możemy - rzekł Szymon.
W pewnym momencie Nikodem podał Danieli Monsterka. Szturchnął brata za rękę.
- Kto pierwszy na drzewie? - spytał chwiejnym głosem.
Marcelowi zrobiło się żal Nikodema, toteż pobiegł z nim w stronę drzewa. Obaj wspięli się na krzywą wierzbę.
- Marcel, ja cię naprawdę bardzo przepraszam... Nigdy więcej cię nie podkabluję i dam ci wszystkie swoje pieniądze... Tylko błagam, wymyśl coś szybko.
Nikodem rozpłakał się. Nie mógł się uspokoić. Marcel pierwszy raz w życiu widział go aż tak przerażonego.
- Niko, opanuj się. Dostaniesz pewnie pięć razy na dupę. Jakoś to przeżyjesz. A bo to pierwszy raz? Poza tym tata jest w dobrym humorze... Może ci odpuści. Powiedz prawdę, że chcieliśmy wczoraj zniszczyć tę butlę i dlatego uciekliśmy od babci.
- Marcel, ja się boję... - szepnął chłopiec ocierając ręką łzy. - Może weź to na siebie, co?
- Mam powiedzieć, że to moje wino? Zgłupiałeś?
- Albo zwalmy wszystko na Oliwera...
- Niko, powiedz tacie prawdę. Zrób mega smutną minę. To zawsze działa... Prawie zawsze...
- Może uderzysz mnie w twarz tak, żeby poleciała mi krew? Niby, że skaleczyłem się o gałąź...
- Nie zrobię tego... Jak cię znam, powiesz mamie i tacie, że cię uderzyłem i znowu mi się dostanie a nie tobie.
- Chłopaki! - zawołał Szymon. - Gdzie wy jesteście?
- Niko, powiedz prawdę... Jeśli powiesz prawdę, masz pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, że tata ci odpuści. Ja na twoim miejscu powiedziałbym prawdę i to jak najszybciej.
Chłopcy zeskoczyli z drzewa. Wolnym krokiem poszli w stronę rodziców zbliżających się do docelowego miejsca.
Małżonkowie popatrzyli z dołu na solidnie wykonany domek na drzewie.
- Co oni chcą od tego domku? Podłoga cała, szyby w oknach całe... Nie rozumiem.
Chłopcy podeszli do rodziców. Nikodem otarł ręką kolejne łzy.
- A tobie co? - rzekł Szymon uśmiechając się do syna. - Niko, uspokój się. Co ci?
Marcel wziął głęboki oddech.
- Coś go ugryzło w nogę - rzekł. - I to w tą zszytą...
Daniela zatrwożyła się. Podała szczeniaka Marcelowi, po czym przykucnąwszy dokładnie przyjrzała się nodze Nikodema.
- Gdzie to coś cię ugryzło? - spytała.
- Tutaj - szepnął chłopiec drapiąc się po nodze. - Bardzo boli...
- Nic tu nie widzę... Szymon, może wracajmy do domu? Przemyję mu tę nogę wodą utlenioną tak na wszelki wypadek...
Mężczyzna objął małżonkę. Pocałował ją w skroń.
- Dasz radę iść, czy wziąć cię na barana? - zwrócił się do Nikodema.
- Dam radę... - szepnął chłopiec pociągając nosem.
Widząc, że rodzice kierują się w stronę domu, Nikodem odetchnął z ulgą. Z wdzięcznością uśmiechnął się do Marcela.
Po chwili chłopcy dołączyli do Danieli i Szymona. Marcel niósł Monsterka, a Nikodem mocno kuśtykał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro