Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Diagnoza

Lekarz, który zbadał Marcela od razu domyślił się, co mu jest. Dla pewności polecił wykonać jeszcze kilka prostych badań.
Gdy poinformował nas o tym, że Marcel ma zapalenie wyrostka robaczkowego i będzie musiał mieć operację, nie docierało to do mnie. Luśka w sekundzie zrobiła się blada jak ściana. Bałem się, że za moment zemdleje i będę musiał ich oboje zostawić w szpitalu.
Marcel został przyjęty na oddział zaledwie po godzinie od naszego stawienia się w izbie przyjęć. Daniela została przy nim.
Razem z Nikodemem pojechaliśmy do mojej mamy. Wypytywała mnie o wszystko. Za wiele jej nie powiedziałem, bo sam niewiele wiedziałem. Zostawiłem Nikodema pod jej opieką.
Dała mi ręcznik dla Marcela. W drodze do szpitala kupiłem jeszcze piżamę, laczki, mydło, pastę, szczoteczkę do zębów, jabłko, wodę, sok, bułkę i... paczkę żelków. Z takim wyposażeniem wjechałem windą na szpitalne czwarte piętro, gdzie mieścił się oddział dziecięcy.
Na końcu długiego korytarza znajdowały się drzwi od sali, w której leżał Marcel. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył. Brzuch już go nie bolał. Ostrożnie go przytuliłem.
Daniela prędko zdała mi relację. Marcel dostał domięśniowo dwa zastrzyki, a w drodze do ubikacji spotkał leżącego na tym samym oddziale kolegę z klasy, Kornela.
Pokazałem Marcelowi jego nową piżamę. Wyśmiał mnie. Powiedział, że takiej piżamy nie założyłby nawet po pijaku. Jednak moim zdaniem pomarańczowa piżama w zielone żaby bardzo do niego pasuje.
Rozpakowałem resztę zakupionych rzeczy. Marcel najbardziej ucieszył się z żelków. Prędko otworzył paczkę. To były owocowe misie. Marcelek wziął w obydwie ręce po jednym małym misiu. Zaczął się nimi bawić. Omal nie popłakałem się ze śmiechu, gdy słuchałem, jak te miśki się do siebie odzywają. Kłóciły się bardzo. W końcu Marcel zdenerwował się na nie. Powiedział: "Dość tego! Nie umiecie normalnie ze sobą gadać to za karę was zjem". Włożył do buzi najpierw czerwonego, a po chwili zielonego misia.
Daniela głaskała go po grzywce. O dziwo, nie sprzeciwiał się temu. Położył się na lewym boku przodem do nas.
- Kiedy wrócę do domu? Co mi jest? - spytał patrząc mi w oczy. Poczułem ucisk w gardle. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.
- Nie wiemy jeszcze, kiedy będziesz mógł wrócić do domu... - powiedziałem. Głos chyba mi drżał.
- A co mi jest? - powtórzył pytanie. Tym razem skierował wzrok na Danielę.
Lusia znowu pobladła. Po chwili uśmiechnęła się do Marcelka.
- Synuś, masz zapalenie wyrostka... - wyznała.
- Co to znaczy? - padło kolejne pytanie.
- To znaczy, że będziesz musiał mieć zrobioną operację - powiedziałem patrząc trochę na Danielę, trochę na Marcela. - Ale nic się nie martw - dodałem natychmiast. - My z mamą bardzo cię kochamy i cały czas będziemy przy tobie. Wszystko będzie dobrze.
Teraz to ja pogłaskałem go po ciemnej grzywce. Wziąłem w rękę jego małą dłoń i ucałowałem ją. Czułem ciarki na plecach na samą myśl o tym, że mojemu dziecku zostanie podana narkoza... Zaśnie, nie będzie niczego świadomy. Później obudzi się z raną w brzuchu.
- Tatuś, a jak już wyzdrowieję to będziesz się ze mną bawił w samolot? - spytał po chwili.
- Tak, kochanie - powiedziałem do niego. Pierwszy raz w życiu powiedziałem do niego "kochanie". Uśmiechnął się. Wtulił się w kołdrę. Wydawać by się mogło, że to jedno słowo sprawiło, że poczuł się bezpieczny. Nie zadawał już więcej pytań.
- Będę spał - szepnął zamykając oczy.
Daniela pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się.
- Tatuś... A przywieziesz mi jutro iPhona? - spytał nie otwierając oczu.
- Już masz koniec kary? - zaśmiałem się. Oj, Marcelek, Marcelek...
- Kara na iPhona jest głupia. Wymyśl mi jakąś fajniejszą karę - szepnął przewracając się na drugi bok.
- Dobrze. Jutro przywiozę ci twojego iPhona.
- No... I tak ma być - szepnął.
Oboje z Danielą spojrzeliśmy na siebie. Nasz skarb zasnął. Przez kilka minut siedzieliśmy przy jego łóżku. Chwyciłem Lusię za rękę. Jeszcze raz spojrzałem jej w oczy. Dopiero teraz dostrzegłem długą łzę spływającą po jej policzku.
Podeszła do wielkiego okna. Odwróciła się do mnie plecami. Co miałem zrobić? Podszedłem do niej. Objąłem ją. Otarłem swoimi palcami tą jej długą łzę.
- Lusia - powiedziałem półszeptem.
Przytuliła się do mnie. Zaczęła płakać. Oboje zaczęliśmy płakać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro