Deski
Zaledwie po piętnastu minutach nauki, Marcel zamknął książkę. Wstał z kanapy, uśmiechnąwszy się do Szymona ruszył w stronę drzwi.
- Marcel, a dokąd ty idziesz? Miałeś się uczyć - odezwał się ojciec chłopca.
- No to się trochę pouczyłem. Wystarczy na dzisiaj - odparł malec.
- Nie wystarczy... Wracaj na kanapę, weź książkę do ręki i ucz się tabliczki. Za pół godziny cię przepytam.
- A co, jeśli nie będę umiał? - spytał chłopiec.
- Ucz się i nie zadawaj głupich pytań.
- No odpowiedz mi.
- Marcel, będziesz się tak długo uczył, aż się nauczysz.
- Umiem już wszystko.
- Tak? Zaraz to sprawdzimy - rzekł mężczyzna wstając od stołu. Usiadł obok Marcela. Chłopiec schylił głowę.
- Dwa razy dwa ile jest? - spytał Szymon z uśmiechem na ustach.
- Tato... Weź się. Każdy głupi wie, że cztery.
- No dobrze. A dwa plus dwa razy dwa? Ile jest?
- To nie jest tabliczka mnożenia.
- Nie szkodzi... Odpowiedz.
- Dwa dodać dwa jest cztery, razy dwa jest osiem.
- Bzdura. Marcel, skup się. Jaka jest kolejność wykonywania działań?
Chłopiec uderzył się ręką w czoło.
- Najpierw mnożymy, potem dodajemy...
- No właśnie. Czyli?
- Czyli nie będzie osiem, tylko... sześć... Bo dwa razy dwa jest cztery i dodać dwa jest sześć.
- No i pięknie! Widzisz, Marcelku? Jak chcesz, to potrafisz myśleć. Siedem razy dwa?
- Jejku, tato... Czternaście.
- Bardzo dobrze... Siedem razy pięć?
- Tato, nie pytaj mnie o pięć...
- Dlaczego?
- Bo to siara... Przez pięć nawet przedszkolaki umieją mnożyć...
Szymon się zaśmiał. Siedem razy pięć - powtórzył.
- No... Pięć, dziesięć... Trzydzieści pięć - odparł. - Ale nie pytaj mnie już o pięć, okej?
- Dziewięć razy pięć?
- Jejku, no... Pięć, dziesięć... Czterdzieści pięć. Tato, umiem przez pięć... Pytaj mnie o inne.
Szymon poczochrał chłopca po głowie, po czym podniósł się z kanapy. Nalał dwie szklanki soku pomarańczowego.
- Daję ci pięć minut przerwy od nauki. Napij się... Pobaw się chwilę z Misiem.
Chłopiec się uśmiechnął. Jednym ciurkiem wypił całą szklankę soku.
- Sprawdzę, co robi Niko... - rzekł zmierzając w stronę drzwi. - A ty, co będziesz robił? - spytał widząc, że ojciec bierze do ręki swój laptop.
- Sprawdzę, ile kosztują deski sosnowe - rzekł.
- A po co ci deski?
- No, rodzina nam się powiększy... Trzeba zrobić dobudówkę, żeby każdy miał swój własny kąt - odparł Szymon.
Marcel odszedł od drzwi. Zbliżywszy się do ojca, usiadł przy stole na sąsiednim krześle.
- Nie idziesz na dwór? - odezwał się Szymon.
- Wolę z tobą oglądać deski... - szepnął chłopiec uśmiechając się do taty.
- No dobrze...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro