Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chmury

Daniela i Szymon leżeli na trampolinie. Patrzyli na chmury.
- Ta wygląda jak olbrzymi wodospad - powiedziała Lusia wyciągając rękę w górę.
- Raczej jak pędzące stado koni...
Wtem na tarasie pojawił się Marcel. Chłopiec oparł się rękoma o balustradę.
- Za ile minut będę mógł przestać się uczyć? - spytał przybierając smutny wyraz twarzy.
- Chodź do nas! - zawołał Szymon.
Chłopiec prędko zeskoczył z tarasu. Wszedł na trampolinę. Położył się między matką a ojcem. Zamknął oczy.
Daniela uznała, że to dobry moment, by powiedzieć chłopcu o tym, że Marek stara się o widzenia z nim.
- Synku, musimy ci z tatą coś powiedzieć - zaczęła.
Marcelowi słońce świeciło w oczy, toteż zasłonił je ręką.
- Co? - spytał malec.
- Marek, twój biologiczny ojciec, chciałby spotykać się z tobą, wiesz? - wyznała.
- Ale ja z nim nie - odparł chłopiec.
- Rozumiem... My z tatą też tego nie chcemy. Ale on złożył takie pismo w sądzie... I sąd będzie musiał tę sprawę rozpatrzyć - wyjaśniła.
- No i?
- No i w piątek będziemy musieli zawieść cię do takiej pani, która będzie rozmawiała z tobą o Marku... Pewnie cię spyta o to, czy chciałbyś się z nim spotykać...
- To powiem, że nie chcę. Mamuś, ja wszystko pamiętam. On cię popchnął. Pamiętasz to?
- Tak... - szepnęła.
- Nie chcę go znać!
Marcel usiadł. Minę miał nietęgą. Chciało mu się płakać.
- Nie becz - odezwał się Szymon. - Nie oddamy cię przecież nikomu... Jesteś nasz.
Powiedziawszy te słowa Szymon przytulił chłopca. Ucałował go w czubek głowy.
- Naprawdę nie oddacie mnie? - spytał.
- Nie. Marcel, ty, Nikodem i te dwa dzieciątka, która mama nosi pod sercem, jesteście naszymi najcenniejszymi skarbami... Oboje z mamą bardzo, ale to bardzo was kochamy i nigdy żadnego z was nie oddamy ani Markowi ani nikomu innemu.
Marcel uśmiechnął się. Kiwnął głową na znak, że pojął słowa wypowiedziane przez Szymona.
- A czy w takim razie cofasz mi wszystkie kary? - spytał po chwili.
- Zrobimy tak... Wybierz sobie jedną karę, a my z mamą rozważymy czy możemy ci ją cofnąć czy nie...
- Trampolina... - szepnął chłopiec błogo.
- Jeśli zdasz krótki test, to cofniemy ci karę na trampolinę... - rzekł Szymon puszczając oko do żony. - Pięć razy trzy, ile jest?
- Piętnaście!
- Cztery razy cztery?
- Szesnaście!
- Cztery razy osiem?
Marcel zastanowił się przez chwilę. Liczył coś na palcach.
- Trzydzieści... Trzydzieści dwa - odparł.
- No, dobrze. Sześć razy osiem?
- Znów przez osiem - westchnął chłopiec. - Nie pamiętam tego...
- No, zastanów się.
- Nie wymyślę...
- No dobrze... Anulujemy tę karę na trampolinę, ale jutro znowu się trochę pouczysz... - rzekł Szymon.
- Spoko! - zawołał chłopiec. - A czy możecie zejść? Chciałbym trochę poskakać! - zawołał Marcel.
Szymon i Daniela uśmiechnęli się do siebie, po czym pomału zeszli z trampoliny. Poszli w stronę jeziora.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro