Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bulimia

Zbliżała się dwudziesta pierwsza trzydzieści. Marcel i Nikodem leżeli już w swoich łóżkach. Szymon zajrzał do obywdu chłopców, by powiedzieć im "dobranoc" i zgasić światło.
Nim wszedł do sypialni, wziął głęboki oddech. Chciał porozmawiać z żoną na temat jej samopoczucia. Wiedział, że musi być wobec niej bardzo delikatny, bo sprawa była dość drażliwa.
Daniela siedziała na łóżku. Miała na sobie różowy szlafrok. Wyciągała wsuwki z włosów. Szymon uśmiechnął się do niej. Usiadł obok.
- Jak się czujesz? - zaczął.
- Dobrze, a co? - odparła.
- Nie mdli cię?
- Nie. Przeszło mi...
Szymon wstał z łóżka. Podszedł do okna. Zasłonił rolety. Ponownie usiadł przy żonie. Chwycił ją za rękę.
- Lusia, jutro pojedziemy do lekarza...
- Do jakiego znów lekarza? Szymon! Tłumaczę ci, że już mi przeszło. Nie wymyślaj mi chorób, proszę cię! - wybuchnęła.
- Lusia, posłuchaj mnie... Nie zachowujesz się normalnie... Nie jesz, wymiotujesz... Martwię się o ciebie.
- Nie musisz...
- Muszę, jestem twoim mężem! Kocham cię... Nie chcę, żebyś robiła sobie krzywdę...
- Co proszę? Teraz to ja już w ogóle nie rozumiem, o co tobie chodzi. Mów jaśniej.
- Masz bulimię - odparł.
- Co takiego? Skarbie, nie mam bulimii, ani anoreksji... Nic mi nie jest. Ty to masz wybujałą wyobraźnię! Bulimia! Szymon, puknij się w głowę! Nie mam żadnej bulimii.
- Okej. Niech ci będzie... - rzekł przechodząc na drugą stronę łóżka. - Jeśli jutro usłyszę, że cię mdli, zobaczę że nie jesz, albo że biegniesz do łazienki, wpakuję cię do samochodu i zawiozę do psychiatry...
- Szymon!
- A teraz do łóżka spać!
Daniela spojrzała z nerwami na męża. Wstała z łóżka, podeszła do komody. Chwyciła leżącego na niej białego, pluszowego misia. Mocno go przytuliła.
- Kocham cię misiu - szepnęła. - Ty jeden mnie rozumiesz i potrafisz pocieszyć...
Powiedziawszy to wytknęła język na męża. Szymon uśmiechnął się.
- No chodź... Już się nie obrażaj.
- Spadaj - odparła krótko.
- Lusia... No chodź, bo marznę bez ciebie.
- Marzniesz? - zaśmiała się.
Rzuciła miśka na podłogę, po czym zbliżyła się do łóżka. Usiadła tyłem do męża. Szymon czule ją objął. Zaczął pieszczotliwie całować ją po szyi i po policzku.
- Chodź do mnie... Tęskniłem za tobą przez cały dzień - szepnął jej od ucha.
Daniela uśmiechnęła się. Zdjęła szlafrok, po czym położywszy się na łóżku, wtuliła się w ramiona męża.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro