Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

# 9

Alan

Lea rodzi, a mnie wykopali na korytarz.

- Do kurwy nędzy, ile to może trwać? - krzyczę wkurzony i cholernie przejęty.

Miałem rodzić ze swoją kobietą, ale dziecko źle się ułożyło i muszą jej zrobić cesarkę.

Chodzę po całym korytarzu w jedną i drugą stronę i przeklinam na cały głos. Maciek siedzi na krzesełku i tylko się mi przygląda.

W poczekalni razem z nami siedzi jeszcze jakiś murzyn i widać, że też czeka na poród swojej kobiety.

Jest czarny, jak smoła, tylko widać mu białe gałki oczne. Cholera, jakby stanął na czarnym tle, to kurwa, jak kameleon, ni chuja bym go nie zobaczył.

Obgryzam paznokcie i zaraz dostanę szału, jak mi nikt nic nie powie, albo wejdę tam razem z tymi cholernymi drzwiami.

- Alan uspokój się. Wszystko będzie dobrze. - Maciek próbuje mnie uspokoić, ale ja mam teraz wszystko i wszystkich głęboko w dupie, bo właśnie kroją moją myszkę.

- Łatwo ci mówić, bo nie twoją kobietę teraz kroją. Boże, boję się, że coś będzie z małą. - mówię i chwytam się za włosy, mocno za nie szarpiąc.

- Alan! Będzie ok. Uspokój się i usiądź. Dzwoniła do mnie Róża, mówiła, że zostawi dzieci z opiekunką i zaraz przyjedzie.

- Dobrze. - odpowiadam i siadam obok Macka na krześle.

Nosi mnie, normalnie mnie nosi, bo nienawidzę takiego oczekiwania i niepewności.

Nie wiem ile tak siedzimy na tym pieprzonym korytarzu, ale w końcu drzwi od sali się otwierają i wychodzi z nich pielęgniarka.

Moment... ja ją znam. To ta sama kobieta, która była przy porodzie Amandy. Zrywam się z krzesła i przerażony podbiegam do kobiety.

- Co z Leą, co z moją kobietą i córeczką?! - Pielęgniarka otwiera usta i widzę, że chce coś powiedzieć, ale spogląda na czarnoskórego mężczyznę, uśmiecha się, chwilę nad czymś myśli, po czym zaczyna mówić.

- Pamiętam pana. Pan Alan, jak sobie dobrze przypominam?

- Tak, to ja we własnej osobie! Może mi pani powiedzieć, co z moją rodziną? - odpowiadam, nie bawiąc się w żadne uprzejmości.

- No tak, pan żartowniś i jajcarz. Widzę, że pan zapłodnił kolejną kobitkę? Brawo gratulacje.

- Dziękuję, ale do rzeczy proszę! - baba już mi działa na nerwy. Ja tu czekam na wiadomości, a ta się kurwa mać uśmiecha do mnie i cmoka ustami.

- No cóż... mam dla pana...

- Co ma pani kurwa dla mnie?! - podnoszę głos i przysięgam, że zaraz uduszę tę starą jędzę.

- Spokojnie kochaniutki, co ty taki w gorącej wodzie kąpany? Wszystko jest w porządku. Pana kobieta czuje się świetnie i nawet nie rozwaliliśmy jej cipki. Także nie będzie musiał pan w przyszłości jeździć po ściankach i walić, jak w wiaderko. - kobieta się śmieje, Maciek jej wtóruje, a ja jej zaraz przypierdolę.

- Widzę pani bardzo do śmiechu jest dzisiaj?!

- No dobrze. Nie będę już pana trzymać w niepewności i powiem panu wszystko.

- Świetnie kurwa mać!

- No więc... ma pan śliczną rudą córeczkę.

- Że co kurwa?! - spoglądam na babę, to na kuzyna i robię wytrzeszcz oczu, niedowierzając.

Maciek łapie się ściany i parska śmiechem, a kobieta ledwo powstrzymuje się od ryknięcia, tylko jakoś mnie nie jest do śmiechu.

- To nie wszystko. - mówi po chwili babsko, a ja chwytam się za serce, bo nie zniosę już więcej informacji.

- Mów że kobieto!

- Dziecko jest czarne. - wypala kobieta, a ja mam stan przedzawałowy.

Maciek wyje i przewraca się na podłogę, a pielęgniarka odwraca się do mnie tyłem, zakrywając dłonią swoje usta.

Nie no, to są chyba jakieś pierdolone żarty, prawda? To nie może być prawda, nie może kurna!

Maciek leży na podłodze, rechocze, a po chwili wkurwia mnie jeszcze bardziej.

- Stary, ja od razu wiedziałem po twoim zachowaniu, że masz coś z pigmeja. Ty masz czarne plemniki, gratuluje ci kuzynie, od dziś na spacery z małą, będziesz ze sobą zabierał dzidę i łuk. - pielęgniarka nie wytrzymuję, łapie się za krocze, kuląc się, żeby nie popuścić, a ja mam kurwa ochotę wszystkich zajebać!

Moment kurwa! Obracam głowę i spoglądam na czarnucha siedzącego na poczekalni. Dodaję dwa do dwóch i szybkim krokiem podchodzę do czarnej gnidy, rozkwasić mu łeb.

- Ty kurwa spałeś z moją kobietą asfalcie jebany?! Zaraz ci przypierdolę, to nie wstaniesz! - facet spogląda na mnie zdziwiony, po czym wstaje z krzesła i patrzy na mnie z góry.

Ja pierdolę! Facet ma chyba ze dwa metry wzrostu i wygląda, jak pieprzony koszykarz.

Zaraz stracę życie, ale w chuju to mam. Zaczynam skakać do niego, jak wesz, po głowie, a facet robi kretyńskie miny.

Maciek wstaje z podłogi, podbiega do mnie i próbuje mnie odciągnąć od chłopa, ale ja nie daję za wygraną i krzyczę do niego.

- Ty kurwa czarny kutasie! Zapłodniłeś mi kobietę? Pytam do chuja ciężkiego, co się gapisz, jak ciele na malowane wrota?!.

- Panie Alanie. - pielęgniarka nagle poważnieje i staję obok nas, ciągnąc mnie za rękaw.

- Puść mnie babo! - krzyczę i w dalszym ciągu skaczę z pięściami do ogromnej godżilli.

- Pan się uspokoić. Ja tu tylko przyjechać na studia i czekać na swoja kobieta. - mówi asfalt, a ja dostaje ciśnienia jeszcze bardziej.

- Tak, ty czekać na swoja kobieta, a ja cię zaraz zabić! - wrzeszczę, a Maciek ledwo mnie utrzymuje.

- Pan się uspokoić, bo jeszcze krzywda pan sobie zrobić. To zły szpital, pan ma zepsuta głowa.

- Osz ty kurwa twoja w dupę! Ja mam zepsuta głowa? Ty zaraz będziesz miał zepsuta morda, jak ci w nią przypierdolę. Tylko kurwa po drabinę muszę iść!

Nie, nie, nie!!! To się nie dzieje naprawdę! To jakiś chory żart i kpina! Ja mam rudę, czarne dziecko? To jest?!

- Panie Alanie. Ja pana z całego serca przepraszam. - odzywa się pielęgniarka, a ja z mordem w oczach spoglądam na jej twarz.

- Czego?!

- Ja nie sądziłam, że pan tak zareaguje. Ja żartowałam. Ostatnio pan sobie żartował i pomyślałam, że skoro z pana taki jajcarz, to pożartuję z panem troszkę, ale nie sądziłam, że będzie pan chciał zabić niewinnego człowieka. Jest mi cholernie wstyd i ogromnie pana przepraszam. Ma pan zdrową i śliczną córeczkę. Jest biała i nie jest ruda. Przepraszam pana najmocniej, to miał być żart... niestety się nie udał.

Staję jak wryty, patrzę na kobietę i nie wiem, co powinienem teraz zrobić. Z jednej strony jestem wkurzony, aż się telepię, ale z drugiej cała złość ulatuje ze mnie, jak powietrze z balona i zaczynam oddychać spokojniej.

Patrzę na bladego Maćka z otwartą koparą i zdziwionego wielkoluda.

- Ja przepraszać pana za moje zachowanie, ale ta wstrętna baba powiedzieć mi, że ja mieć czarna dziecko i ja się bardzo zdenerwować. Ja jeszcze raz bardzo pana przepraszać i ja nie chcieć pana bić, ani nie chcieć dostać od pana wpierdola.

- Ja się na pana nie gniewać, bo wiedzieć, jak to jest. Proszę wracać do pana kobieta i pozdrowić ją od czarnego asfalta.

- Ja wcale tak o panu nie myśleć, ja po prostu się bardzo zdenerwować. Jeszcze raz pana bardzo przepraszać. - odwracam się na pięcie i widzę, jak Maciek z babą śmieją się, trzymając się za brzuchy.

- Z czego się kurwa śmiejecie? - pytam, na to mój kuzyn odpowiada.

- My się nie śmiać z niczego, my się tylko uśmiechać.

- A spierdalaj! - odpowiadam Maćkowi, wystawiając w jego stronę środkowy palec.

- Może pan wejść do pana kobieta. - mówi walnięta baba, a ja zaczynam się śmiać.

Kręcę głową, po czym wchodzę na salę, gdzie leżą moje największe skarby.

Podchodzę do Lei i całuję jej usta, a następnie spoglądam na małe zawiniątko, które śpi obok mojej kobiety.

- Jaka ona śliczna. - mówię szeptem, by nie obudzić małej.

- To twoja córeczka. - odpowiada uśmiechnięta brunetka.

- To moja perełka i oczko w głowie. Już współczuję jej facetowi... co ja pierdolę... ona nie będzie miała faceta, prędzej trafię do pudła, jak będę ich gonił z kosą.

- Wariat. - mówi Lea, a ja uśmiecham się do niej, szczęśliwy, jak ten właśnie wariat.

- Jest cudowna i podobna do ciebie aniołku.

- Kocham cię Alan i jestem z tobą szczęśliwa.

- Ja ciebie też kocham. Kurwa, tak mocno, że aż mnie ściska w sercu. Życie bym za was oddał. Za ciebie, Olka i Judytkę. Czy teraz uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem, zostaniesz moją żoną i zestarzejesz się ze mną? - pytam, a Lea zaczyna płakać.

- Jasne, że tak!

- Świetnie! Ja wszystko załatwię! Ślub za miesiąc. - mówię, klaszcząc w dłonie, a Lea zaczyna machać rękami i kręcić głową na nie.

- Za miesiąc? Zwariowałeś? Muszę schudnąć, nie ma mowy! Nie chcę wyglądać, jak beza w wielkiej sukni.

- Kwiatuszku! Ja ci nie pozwalam schudnąć, bo kocham twoje kształty i nawet nie waż się nic w sobie zmienić. Brzuszek zaraz ci spadnie i będzie idealnie. Twoja dupka ma zostać taka i cycuszki taż. Czym ja się będę bawił i miętolił w dłoniach? O na Boga! Już mi stanął!

- Alan! - śmieje się moja kobieta, a ja tylko przewracam oczami.

- Już widzę, jak leżysz na brzuchu, a ja masuję twoje pośladki i klepię w nie dłonią. Ach!!! Lea, będę z tobą szczery... Cieszę się, że nadal będziesz taka super ciasna, że twoja cipeczka została nienaruszona.

- Ty jesteś zdrowo walnięty kochanie.

- Wiem, ale i tak mnie kochasz, prawda?

- Kocham i nie wyobrażam sobie innego życia z dala od ciebie. Gdzie Maciek z Różą? - pyta brunetka.

- Maciek na korytarzu, a Róża ma zaraz być. Zostawiła chłopaków z panią Jolą i już tu jedzie. Chcesz, żeby weszli do was? - pytam i całuję ją po rękach.

- Nie. Dziś już nie. Jestem zmęczona i póki mała śpi, ja też chcę odpocząć. Kochanie ty jedź do domu i przyjedź jutro. Aaa... wiem, że będziecie opijać narodziny małej, ale na Boga!!! Błagam cię, bez policji i utraty prawka. Możesz mi to obiecać? Najlepiej, jak Róża będzie w wami, będę wtedy spokojniejsza. Dzieciaki mogą zostać z opiekunką.

- Jasne kochanie. Żadnej policji i utraty prawka. To mogę ci obiecać. - odpowiadam i kładę rękę na sercu.

- A Róża jest z wami przez cały czas?

- A Róża jest z nami cały czas. - potwierdzam, całuję kobietę mojego życia, potem córeczkę i wychodzę na korytarz, gdzie czekają już na mnie Róża z Maćkiem.

- I jak? - pyta drobna brunetka.

- Judytka jest śliczna i taka podobna do mamy. Lea jest zmęczona i prosiła, żebyśmy przyjechali jutro. - mówię i uśmiecham się, bo jestem taki szczęśliwy, że mam ochotę tańczyć i śpiewać.

- To co robimy? - pyta kuzyn.

- Jak to co? Pijemy! - krzyczę, klaszcząc w dłonie.

- Ja jadę z wami! Niania załatwiona, także nie ma opcji, że idziecie beze mnie. - odzywa się Róża, a ja przytakuje i przytulam jej drobne ciało do siebie, na co mój debilny kuzyn zaczyna sapać z zazdrości.

***

Siedzimy w samym sercu Krakowa i popijamy alkohol, świętując narodziny mojej córeczki.

Jak na wrzesień, to na dworze jest jeszcze ciepło, a wieczory znośne, także spokojnie możemy sobie posiedzieć na powietrzu, wśród innych ludzi. Kraków przez cały rok odwiedza masa turystów i momentami jest tu naprawdę bardzo ciekawie.

Pijemy już trzecią flaszkę, a mi zaczyna się plątać język. Maciek z Różą wywijają, tańcząc na drewnianym parkiecie ustawionym niedaleko stolików.

Jest super, a ja zaczynam śpiewać ze szczęścia, kiedy podchodzi do mnie jakaś młoda siksa i dosiada się do naszego stolika.

Widzę, że jest młodziutka i szuka sponsora.

- Cześć przystojniaku. Jesteś taki samotny, mogę się dosiąść? - pyta i kokieteryjnie mruga swoimi sztucznymi rzęsami.

- Cześć dziecko. Ty czasem nie powinnaś już spać w swoim łóżeczku? - pytam i mrużę jedno oko, bo widzę już podwójnie.

- Ja? Nie no skąd przystojniaku. Jestem pełnoletnia. - odpowiada i szczerzy się do mnie.

- To ja w takim razie jestem księdzem. - mówię.

- Fajny ksiądz z ciebie i masz zajebiste tatuaże. Podniecasz mnie, może chcesz się ze mną zabawić i rozgrzeszyć mnie ze wszystkich moich drobnych grzeszków? - w tym momencie pity przeze mnie alkohol ląduje na jej wytapetowanej twarzy, a ja dławię się i głośno kaszlę.

- Co ty robisz?! Jesteś nienormalny? - krzyczy smarkula i wyciera chusteczką oplutą gębę, rozmazując sobie grubą warstwę szpachli na twarzy.

- Wypierdalaj do domu mała kurwo, dobranocka już się dawno skończyła! Szanuj się dziecko, bo robisz z siebie szmatę i nastoletnią kurwę. Ile ty masz lat? Myślisz, że jak nałożysz na siebie tonę pudru i wymalujesz oczy i usta, jak prostytutka, to ktoś na ciebie poleci? Nie lubię rozjebanej i rozjechanej dupy. Zrób coś dla mnie dziecko i spłyń do domu, bo nie mogę patrzeć na ciebie.

- Ty palancie! Każdy podziwia mnie i moją dupę.

- Jasne z cellulitem, jak stąd, aż na biegun północny! Goń malutka, bo zaraz przestanę być miły i zobaczysz, co ci zrobię.

- Palant i jebany staruch. Mówisz tak, bo pewnie ci już nie staje. - mała zdzira pierdoli coś pod nosem i idzie dalej, szukać frajera, który poleci na jej dziwkarskie wdzięki.

Uśmiecham się do siebie, po czym chwiejnym krokiem idę na parkiet potańczyć trochę z kuzynem i jego żoną.

- Kto to był? - pyta uśmiechnięta Róża.

- Jakaś gimbaza i galerianka, ale powiedziałem jej, że już mi nie staje i poszła dalej. - Maciek się śmieje, ale po chwili z jego twarzy schodzi uśmiech, bo do jego żony podchodzi jakiś goguś i porywa ją do tańca.

- Co on kurwa odpierdala?!Pojebało mu się w główce?

- Dawaj na niego Maciuś! Co ci będzie podrywał dupę! - nakręcam kuzyna, a ten debil podwija rękawy koszuli i idzie na faceta z mordem w oczach.

O ja pierdolę, przecież ten wielkolud połamie tamtej ciocie wszystkie kości i złamie go na pół, jak zapałkę.

Zapierdalam za kuzynem, a do faceta krzyczę, żeby lepiej spierdalał, jak chce żyć. Chuderlak ucieka przerażony, a Maciek zaczyna go gonić. To nic, że plątają mu się kończyny i zaraz wywinie orła, ale twardo biegnie w jego kierunku. Całe szczęście facet biega w kółko po całych Sukiennicach, a Maciek dyszy i kaszle za nim, machając rękami i wyzywając go od różnych. Zabawny widok muszę przyznać...

Biorę Różę pod rękę i idziemy po zdyszanego kuzyna.

- Jesteś już za stary, żeby biegać za małolatami. - śmieję się, za co dostaję od Maćka po głowie.

- Dobra panowie! Wracamy do domu, starczy na dziś. - odzywa się Róża.

- Już? - krzywi się Maciek. - Noc jest ciepła i jest tak fanie. - marudzi w dalszym ciągu, a ja zaczynam się śmiać i tańczyć.

Dostaję jakiejś głupawki i biegam po całym placu, głośno krzycząc, że zostałem ojcem po raz drugi. Biegam, skaczę i śpiewam głośno, kiedy nagle ktoś z okna wydziera mordę, żebym się zamknął.

- Zamknij mordę. Ludzie chcą spać!

- Wyśpisz się po śmierci. - krzyczę i śmieję się już naprawdę głośno.

- Chuj ci w dupę! - wydziera się gościu z okna.

- A dziękuję, dziękuję! Tobie dwa chuje! Jeden w krzyż, drugi w dupę! - zaczynam tańczyć i jeszcze głośniej śpiewać, a Maciek z Różą próbują mnie uciszyć, ale ja jestem Alan i nie można mnie tak po prostu uciszyć.

Rozglądam się dookoła i dostrzegam fontannę. Podbiegam do niej, po czym wskakuję do wody i skaczę, jak upośledzony umysłowo człowiek.

- Maciuś dawaj! - krzyczę, wołając kuzyna. - Woda jest zajebista.

Widzę, że Róża przytrzymuje jego rękę i coś do niego mówi, ale Maciek zalany biegnie do mnie i wskakuję do fontanny.

Wygłupiamy się i cieszymy, jak małe dzieci, a facet z okna dalej wydziera mordę, że zadzwoni po policję.

- O kurwa! - krzyczę do Maćka. - Obiecałem Lei żadnej policji... spierdalamy! - w te pędy wychodzimy z fontanny i uciekamy jak najdalej od tego miejsca, a Róża biegnie za nami i krzyczy, że urwie nam jaja.

Uśmiechnięci i zadowoleni wracamy do domu, gdzie czeka na nas pani Jola, która została z chłopakami. Widząc nas i nasz stan upojenia alkoholowego, wygania nas spać, a sama zostaje z naszymi pociechami. Cudowna kobieta...

Rano budzi mnie gigantyczny kac morderca.

Schodzę na dół do salonu, trzymając się ścian, by się nie sturlać po schodach, gdzie czekają już na mnie Maciek z Różą i małymi berbeciami. O dziwo oni wyglądają normalnie, a mi zaraz eksploduje czaszka. Kiedy się doprowadzam do względnego ładu, wszyscy jedziemy do szpitala, odwiedzić moją córeczkę i przyszłą żonkę.

Na wejściu, całuję Leę i zadowolony siadam na krzesełku, trzymając Olka na rękach. Maciek z Różą i Maxem stają za mną i uśmiechają się na widok mojej córeczki, która aktualnie ssie cycka.

Piękny widok... sam bym się wpił w te dwa wielkie balony i je pociumkał.

- Jak minęła noc kochanie? - pyta mnie uśmiechnięta Lea.

- Dobrze skarbie, wszystko jest ok. Byliśmy grzeczni i nie zabrała nas policja. Róża była z nami i może potwierdzić. - mówię i słodko się uśmiecham.

- Hmm. Policja może nie, ale nagrała was miejska kamera i od rana pokazują was w telewizji, jak się kąpiecie w fontannie, a dziennikarz nazywa was sławnym i poważnym panem seksuologiem i jego przydupasem chodzącym komiksem. - mówi zadowolona brunetka i włącza telewizor, a tam trąbią o nas i pokazują nagrania z kamer, na których widać nas, jak najebani tańczymy i skaczemy, kąpiąc się w fontannie na środku rynku.

Róża parska śmiechem, a Maciek robi minę, jakby miał zaraz dostać zawału.

- Ja pierdolę! Jak nie Robin Hood, to kąpiel w fontannie... zajebiście! - mówi zdołowany kuzyn, a ja chcąc go pocieszyć, śmieję się i komentuję wypowiedź dziennikarza.

- Maciuś nie przejmuj się, jesteśmy sławni...Teraz tylko czekać na propozycję wywiadów, a autografy same się posypią. Laski będą zrzucać majtki na twój widok, ja zostanę twoim agentem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro