Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

# 6

Tego samego dnia wieczorem...

Maciek

Jestem zły na moją żonę i jej zachowanie na poprawinach, kiedy podczas bardzo inteligentnego występu mojego kuzyna, śmiała się w niebo głosy. Alan też przesadził z tą piosenką, za co go wykastruję i powieszę na płocie, ale na to przyjdzie pora.

Jutro Róża jedzie do spa nad samo morze i zabiera ze sobą świętą trójcę... a mianowicie moją matkę, jej matkę i Leę. Wiem, że zrobiła to specjalnie, żebym został sam z Alanem i dwójką maluchów, dodatkowo dała pani Zosi urlop na cały tydzień.

Spoko poradzimy sobie sami, a ja zrobię żonie na złość i nie dam jej tej satysfakcji. Wystarczająco mnie dziś upokorzyła i wyśmiała przed wszystkimi gośćmi...

Odświeżony po długiej i gorącej kąpieli, wychodzę w samym ręczniku na biodrach do sypialni, gdzie czeka już na mnie moja uśmiechnięta od ucha do ucha żonka. Spoglądam na nią i do głowy przychodzi mi jedna myśl.

– Co ty robisz skarbie? – pytam.

– Nic kochanie uśmiecham się do ciebie. – odpowiada i szczerzy się do mnie, jak mysz do sera.

Odruchowo łapię się za serce, robię zakłopotaną minę i mówię.

– O matko kochana, już się bałem, że jakiś skurcz na twarzy cię złapał. – na moje słowa, uśmiech z jej ślicznej buzi schodzi momentalnie i robi naburmuszoną minę, ale ja zdaje się tego nie wiedzieć i zdejmuję z siebie ręcznik, rzucam go na fotel, a następnie zupełnie nagi wchodzę na łóżko, wygodnie się układając po swojej stronie materaca.

Specjalnie się nie przykrywam, bo widzę, że Róża ma ochotę na seks... ja także mam ogromną ochotę, zważywszy, że ma na sobie czerwoną koronkową piżamkę, ale nie dam jej tej satysfakcji i nie ulegnę... będę twardy...

Brunetka uśmiechnięta zaczyna się do mnie łasić, jak łasiczka podczas rui i błądzi rękoma po moim nagim ciele. Mój penis, zdradziecka świnia momentalnie się podnosi, a ja go przeklinam w myślach i obiecuję mu, że jeżeli stanie całkowicie na baczność, to się z nim rozprawię na amen.

– Kochanie...? – mruczy mi do ucha żona.

– Tak skarbie?

– Wiesz co, my to jesteśmy idealnym małżeństwem. – mówi zmysłowo i zaczyna dłonią przejeżdżać po moim nagim torsie, wplatając palce w malutkie kręcone włosy.

Momentalnie robi mi się gorąco i najchętniej rzuciłbym się na nią tu i teraz i wypieprzył jej ten seksowny tyłek, ale obiecałem sobie, że dam jej nauczkę za dziś.

– Hmm... Idealne małżeństwo, to Kowalscy spod ósemki. – odpowiadam i zaczynam ziewać.

– Jak to Kowalscy? – pyta zdziwiona. Myśli chwilę i znowu się odzywa. – Ale przecież żona pana Kowalskiego nie żyje od dwóch lat.

– No właśnie... dlatego są idealnym małżeństwem. – odpowiadam i w duchu rechoczę, jak żaba.

Róża na moje słowa trąca mnie ręką w ramię i obrażona obraca się do mnie plecami.

Nareszcie dała sobie spokój... zadowolony, że Róża odpuściła zamykam oczy i próbuje usnąć, kiedy to moja nienasycona żonka, zaczyna się wiercić po całym łóżku i sapać. Przytula się do moich pleców, zaczyna podgryzać moją skórę na szyi i chrypi mi do ucha.

– Maciuś, dawaj mi tu buziaka, dawaj mi cmokaka, no bo wiesz, jest już ciemno i wszystko jedno... – Co ona pierdoli?! Odwracam się do niej twarzą i spoglądam na nią, jak na kosmitkę.

– No chodź Maciuś, chodź i weź mnie! Wczoraj nic nie było, a ja jestem spragniona ciebie i twojego wielkiego sprzętu.

– Róża, ale do rocznicy jeszcze daleko. – odpowiadam i przysięgam, że zaraz wybuchnę śmiechem, na widok jej wyrazu twarzy.

Robi się czerwona, purpurowa i zielona, a po chwili wali mnie poduszką w głowę i zła wychodzi z naszej sypialni.

Zadowolony i uśmiechnięty, nakrywam się kołdrą i usypiam.

***

Budzę się o świcie i schodzę do na dół, do kuchni napić się kawy. Dziś muszę trochę popracować nad książką i mam nadzieję, że Max mi na to pozwoli, kiedy to już zostaniemy sami.

W kuchni siedzi moja śliczna perełka z naszym synkiem.

– Cześć kochanie. – wita się ze mną Róża, a ja się tylko uśmiecham, całując ją w czoło, z następnie mojego synka, który pochłania butelkę z mlekiem.

– Maciuś?

– Tak skarbie... – obracam się do żony tyłem i zaczynam szykować sobie kawę.

– Chciałam cię przeprosić za wczoraj. Trochę przesadziłam z tym strojem i w ogóle. – nie wzruszony jej słowami, nawet się nie obracam w jej stronę, tylko nucę sobie piosenkę, która akurat leci w radiu.

– Maciek! – Róża podnosi głos, ewidentnie podirytowana moim zachowaniem.

– Tak kochanie?

– Mówiłam, że jest mi przykro.

– Ale nie potrzebnie moje słoneczko... zaćmione... – odpowiadam i silę się na wymuszony uśmiech. – Przecież ja jestem debilem i nie życiowym nieudacznikiem, więc nie zrobiłaś nic, co nie byłoby prawdą.

– Ale Maciuś...

– Powiedziałem, że się nie gniewam. Spokojnie... dziś, albo jutro zobaczę swoje zdjęcie w gazetach w przebraniu Robin Hooda, jak robię z siebie debila, na własnym weselu, ale to nic... Mam nawet pomysł na nową książkę. „ Seksuolog w zielonych rajtuzach.." . podoba ci się tytuł? – pytam, a następnie przechodzę do salonu, siadam na sofę, otwieram laptopa i zaczynam przeglądać poranne wiadomości.

Róża wkłada Maxa do kojca, po czym szybkim krokiem podchodzi w moją stronę, popycha moje ciało tak, żebym oparł plecy o oparcie kanapy i siada na mnie okrakiem.

Zdejmuje mi okulary z nosa, których zawsze używam do czytania i wpija się w moje usta, całując namiętnie. Podoba mi się to, ale i tak nie mam zamiaru się poddać, bo uraziła moją dumę i naraziła moje dobre imię na szwank.

– Maciuś pokochajmy się. – chrypi mi w twarz, pomiędzy natarczywymi pocałunkami a rękoma błądzi po mojej klatce piersiowej, by za chwilę wyjąć z moich spodni dresowych sterczącego penisa.

– O jaki jest twardy i gotowy na mnie, Maciuś nie bądź taki... weź mnie tu i doprowadź na sam szczyt ekstazy. Nie będziemy się widzieć cały tydzień.

– To twoja decyzja kwiatuszku... zgniły. – odpowiadam i próbuję zepchnąć żonę ze swoich kolan i schować przyrodzenie z powrotem tam, gdzie jego miejsce, ale ona nie daje za wygraną i wyjmuje mojego ptaka ponownie, ściskając go mocno w dłoniach.

Jestem podjarany i mam cholerną ochotę na seks, ale nie mogę... kurwa nie mogę.

– Róża przestań... Zaraz będzie Lea i reszta towarzystwa. Musisz się szykować. – wymyślam przeróżne wymówki, by tylko do niczego nie doszło, ale Róża ma chyba naprawdę ogromną chcicę, bo nic do niej nie dociera, a i ja zaraz jej ulegnę.

– One mają być dopiero za godzinę, zdążymy. Weź mnie tu, na tej kanapie i wymóc moją dupeczkę. – O na Boga!!! Zaraz eksploduję!

– Kobieto! Opanuj się, tu jest dziecko.

– Maciek! Max śpi. – warczy napalona dzica, a ja już nie mam argumentów, by jej odmówić, ale w tym samym momencie przychodzi mi szatański plan do głowy.

Podnoszę się z kanapy, trzymając żonę na rękach, po czym rzucam ją, by opadła na sofę i warczę podniecony do granic możliwości.

– Zdejmij spodnie i wypnij się mocno, bardzo mocno!

– O tak!! – Róża szybko zdejmuje z siebie spodnie i staje do mnie tyłem z mocno wypiętą pupą. O Ja!!! Ale widoki...

Wyjmuję penisa ze spodni, przejeżdżam po nim dłonią, a następnie jednym, mocnym ruchem wchodzę do jej gorącej cipki. Róża zaczyna stękać i wyć z rozkoszy, a ja poruszam się bardzo szybko i energicznie, by rozładować swoje napięcie.

Posuwam ją z całych sił tak, jak lubi najbardziej, a żonka wciąż błaga o więcej. Kiedy widzę, że jest bliska spełnieniu, a do jej orgazmu niewiele brakuje, wyjmuję z niej fiuta, kończąc na jej plecach.

Zadowolony z siebie, uśmiecham się od ucha, do ucha, a Róża zaczyna krzyczeć.

– Co to miało być?! Zostawiasz mnie w takim momencie? Prawie dochodziłam!

– Mogłaś się pospieszyć, ja już nie dałem więcej rady, musiałem wyjść. – odpowiadam i ledwo powstrzymuję śmiech.

– Przecież kurwa biorę tabletki! Mogłeś zostać w środku i pozwolić mi dojść! Zrobiłeś to specjalnie?

– Ależ nie słoneczko ty moje zaćmione. Tak stękałaś, że myślałem, że już doszłaś. – podchodzę do wściekłej brunetki, przelotnie całuję jej usta, klepię w jej goły pośladek, po czym obracam się do niej tyłem i idę do mojego synka, który się właśnie obudził.

Róża sapie i dyszy, po czym z gołą, ubrudzoną od mojego nasienia pupą wychodzi z salonu.

– Cio tam mój mały Maxiu? Ale dałem mamie nauczkę cio? – gadam do syna i cieszę się ze swojego małego zwycięstwa jak korki.

Kiedy moja żonka i jej święta trójca wychodzą z domu, łapię za telefon i dzwonię do Alana.

– Czego? – odzywa się dupek, po drugiej stronie.

– Bierz, spakuj siebie, małego i na tydzień przenosisz się do mnie! – mówię stanowczym głosem.

– Dobrze skarbie, ty mój cukiereczku... Pańcia się już szykuje i zaraz jesteśmy. – Alan się nabija, ale zadowolony zgadza się na wszystko.

Siedzimy w salonie, oglądamy jakiś program telewizyjny, zajadamy pizzę i pijemy piwo. Syn Alana raczkuje, po całym salonie, froterując mi panele, a Max leży na pleckach i wesoło macha nóżkami.

– Chcesz jeszcze browar? – pyta Alan i podnosi się z dywanu, idąc do kuchni.

– Poproszę. – odpowiadam i spoglądam na niego.

Ej kurwa!!! On ma na nogach moje klapki, w których chodzę po mieszkaniu.

– Kurwa zdejmij moje klapki ze swoich śmierdzących syr. – krzyczę do kuzyna.

– Daj spokój, to tylko kapcie.

– W szafie na przedpokoju masz masę kapci, dla gości! Odpierdol się od moich!

Alan na moje słowa zdejmuje klapki z nóg, rzuca je w moją stronę i krzyczy.

– Masz pedale! Zupę sobie z nich ugotuj!

– Nie lubię, kiedy ktoś zakłada moje buty. – odpowiadam zdenerwowany.

Alan wraca z piwem, podaje mi jedno i siada obok mnie. Spogląda na mnie i mówi.

– Ty! Stary, ty się ostatnio nieco zaokrągliłeś tu i ówdzie. Może byśmy zaczęli uprawiać jakiś sport?

– Ja uprawiam. – odpowiadam znudzony i zerkam na Maxa.

– Ta kurwa! Ty uprawiasz! Chyba TRIATLON!

– Co to? – pytam.

– Chlanie, ruchanie i spanie! – śmieje się ze mnie kretyn jeden, a ja zaczynam zacieszać razem z nim.

– Dobra mój mistrzu w zielonych majtach, trzeba wykapać chłopaków. – odzywa się brunet, a ja wstaję i idę do łazienki po jego wanienkę, po czym wracam i stawiam wannę w kuchni, nalewam do niej wody i zaczynam szykować syna do kąpieli.

Alan podnosi z podłogi spacerującego Olka, rozbiera go i wkłada do zlewu, z brudnymi talerzami.


– Co ty kurwa debilu robisz?! – pytam zszokowany tym, co właśnie widzę.

– No co? Myję syna. Wanienka jest zajęta. – odpowiada i zadowolony nalewa wody do zlewu.

Olek trzyma talerz i zadowolony wymachuje nim we wszystkie strony, a Alan cieszy się jak kretyn.

– Zobacz... przyjemne z pożytecznym... on się umyje i twoje naczynia będą czyste.

– Ja pierdolę! Ty jesteś niespełna rozumu. – odpowiadam, kręcąc głową na boki i zaczynam myć Maxa.

Kiedy chłopaki są wykąpani i najedzeni, Olek siedzi na dywanie i bawi się klockami, a Max śpi słodko na brzuszku, obok Aleksandra.

Alan ogląda mecz, a ja robię porządki w kuchni, kiedy przybiega do mnie Buba i zaczyna podgryzać moją nogawkę.

– Odejdź ode mnie wredna kreaturo! Nie widzisz, że jestem zajęty? Idź do tego wydziaranego dupka, żeby z tobą wyszedł. – mówię do suki i odganiam ją nogą, by się ode mnie odczepiła.

Buba biegnie do Alana, ale ten też ją ma gdzieś. Obserwuję psa i zastanawiam się, co zrobi. Buba zadowolona podbiega do Olka i wypina się na jego drewniane klocki. Na początku mam ochotę zabić tego kundla, ale po chwili śmieję się na cały głoś i mówię do zajętego kuzyna.

– Alan!

– Czego kurwa! – odzywa się.

– Olek bawi się klockiem.

– To co, niech się bawi. – odpowiada niewzruszony niczym Alan, spoglądający namiętnie na ekran telewizora.

Ja zaczynam się śmiać tak głośno, że aż się krztuszę śliną. Kiedy się względnie uspokajam mówię.

– Ale przed chwilą mój pies zrobił na niego klocka. – Alan na moje słowa zrywa się z miejsca i podbiega do Olka, bierze go na ręce i krzywi się na wszystkie strony, wyzywając mnie od najgorszych debili na świecie. Olek umazany psimi odchodami, cieszy się, a jego ojciec powstrzymuje się, żeby nie zwymiotować.

No... to długi tydzień przed nami... śmieję się głupkowato, po czym podnoszę z dywanu śpiącego synka i idziemy do sypialni...

Kochani tydzień bez kobiet w domu = się totalna katastrofa i Armagedon... Jak Alan z Maćkiem poradzą sobie sami przez ten czas?...

Pozdrawiam gorąco... Miłego dnia wszystkim życzę... Alicja :*:*:*:*:*:*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro