Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

# 17

Maciek

Rano, po imprezie u kuzyna wracamy z żoną do domu. Mam nadzieję, że Max spędził miło wieczór i nie rozniósł nam mieszkania, bo jeśli tak, to nie chciałbym być w jego skórze.

Wjeżdżamy windą na swoje piętro i kierujemy się do drzwi mieszkania. Przekręcam klucz w zamku i wchodzimy do środka, ale to co widzimy mrozi nam krew w żyłach.

– Co do kurwy?! – spoglądam na żonę, ona na mnie i szybkim krokiem wchodzimy do salonu, a tam dosłownie, jakby przeleciało tornado.

Szklanki, butelki, talerze porozwalane po całej podłodze, chipsy i inne przekąski, które przygotowała Róża, wkomponowane w mój zajebiście drogi dywan, a na samym środku pomieszczenia rozwalone zwłoki kumpli Maxa, w tym śpiący Olek, przytulony do mojego syna.

– Co moja bielizna robi w salonie i dlaczego Piotrek śpi w mojej sukience? – żona spogląda na mnie i zasłania dłonią usta, żeby nie wybuchnąć.

W moim ciele zbiera się teraz wielki, przerażający i czynny wulkan... Dosłownie moment, a wybucham na całe mieszkanie.

– Wstawać kurwa! – na moje słowa Olek zrywa się z podłogi i zaczyna płakać, podbiegając do mnie i mówiąc.

– Wujaszku, wujaszku, to oni mnie upili i kazali się całować z Agnieszką, a potem Max włączył mi film dla dorosłych i już tak samo poszło. Ja cię najmocniej przepraszam. – odsuwam chłopaka od siebie i szybkim krokiem przemierzam salon, podchodzę do syna trupa i podnoszę jego bezwładne ciało z podłogi.

– Kolejny tatuaż?! – krzyczę, gdy dostrzegam na jego ręce kolorowe ślaczki, które zaczynają się od nadgarstka i jak się domyślam, zapewne kończą się na łopatce. Nie widzę dokładnie, bo syn ma podkoszulek, ale jestem pewien, że jest ogromny.

Potrząsam ciałem zalanego Maxa i krzyczę głośno i przy tym uderzam go dłonią w twarz. Max odzyskuje przytomność i jedyne słowa, jakie jest wstanie wypowiedzieć, to.

– O kurwa! – puszczam go, a jego ciało uderza z impetem o podłogę.

Max krzywi się z bólu, ale po chwili zaczyna budzić swoich kumpli, którzy zaraz zginą od moje ciężkiej ręki.

– O w mordę, ale mnie łeb jebie! – mówi zaspany Piotrek, ubrany w sukienkę mojej żony.

Stoję tak w tym cholernym salonie i dosłownie dyszę z wściekłości, jak byk na arenie, gotowy do walki. Jestem wkurwiony lekko mówiąc, a przez moje ciało przechodzą pioruny i błyskawice.

Gdyby mój wzrok potrafił zabić, to nikt nie wyszedłby teraz z tego cało.

– Dzień dobry panie Maćku. – szepce wystraszony Romek, a ja mimowolnie zaciskam dłonie w pięści.

– Tato, my tu zaraz posprzątamy i będzie ok. – słowa syna wyprowadzają mnie z równowagi.

Róża stoi obok mnie i przygląda się mojej reakcji i dosłownie w ostatniej chwili chwyta mnie za ramię, bo mój syn już wylądowałby na ścianie.

– Maciek uspokój się i porozmawiajmy, gdy emocje opadną.

– Jakie kurwa emocje? Przecież ja jestem spokojny, nie widać?! – wrzeszczę na całe mieszkanie, a moja szczeka zaciska się coraz mocniej, tak mocno, że zaczynają mnie boleć zęby.

– Wypierdalać mi z domu i nie chcę was więcej tu widzieć! – krzyczę do kumpli mojego syna, a wszyscy w te pędy zbierają swoje dupska z podłogi i biegną w stronę wyjścia.

– Ty zostajesz Olek! – zwracam się do chłopaka, a ten tylko wystraszony kiwa głową i siada na brudnej sofie.

– Mówiłem ci coś na temat kolejnego tatuażu! Masz mnie za idiotę? – pytam Maxa, który nadal siedzi na podłodze i trzyma się za łokieć.

Max milczy, a ja dostaję ciśnienia.

– Pytam się kurwa! Języka w gębie zapomniałeś nagle? – syn podnosi wzrok na mnie i odpowiada.

– Jestem dorosły i nie będziesz mi mówił, co mogę robić. To moje ciało i zrobię z nim, co będę chciał.

– O ty kurwa jebany gówniarzu!

– Maciek uspokój się. – mówi Róża.

Podchodzę do syna i podnoszę go do pionu.

– Ty jesteś dorosły? W takim razie nie potrzebujesz ode mnie pieniędzy i drogich ciuchów, ani żadnych gadżetów, ani tym bardziej tego złotego łańcucha na szyi. – krzyczę, a następnie zrywam łańcuszek z szyi syna i wyrzucam go za siebie, po chwili rozrywam pasek zegarka, który ma na ręce i roztrzaskuję go o podłogę.

Dalej jednym ruchem rozrywam jego podkoszulek i zaczynam szarpać za pasek od spodni. Wrzeszczę i szarpię synem tak, że po chwili stoi przede mną w samych bokserkach.

Patrzy na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy i nie wie, co powiedzieć, a ja nadal wrzeszczę i szarpię nim, jak szmacianą lalką.

– Myślisz, że ci szczylu nie dam rady? Twoje mięśnie ci nie pomogą. Jak cię zaraz pierdolnę, to wylądujesz na ścianie i żadne twoje groźby i prośby tu nic nie wskórają. Zaufałem ci, a ty po raz kolejny zrobiłeś ze mnie idiotę! Dałem ci alkohol i pozwoliłem zaprosić kolegów, a tobie było mało i urządziłeś sobie w moim domu burdel! Jesteś u mnie przegrany i koniec mojej dobroci! Od dziś radź sobie sam i zarabiaj na swoje utrzymanie. Od dziś przysługuje tobie wyłącznie ciepły posiłek i dach nad głową. Będziesz chodził w tym, co sam dla ciebie wybiorę, a jeśli ci się nie podoba, to droga wolan! Darmozjada w domu trzymać nie zamierzam. Mało tego, z twojego pokoju wyjeżdżają wszystkie luksusy, a ty od dziś śpisz na materacu, bo łóżko wypierdolę na śmietnik. – widzę, że syn chce coś powiedzieć, ale nie pozwalam mu na to.

– Zamknij mordę i nawet nie piśnij słówkiem. A teraz szczylu pójdziemy do łazienki i zetrę z ciebie ten efekt twojej głupoty. Wezmę szczotkę i zmyję ten tusz z twojego ciała. Dopóki mieszkasz pod moim dachem, albo będziesz robił, to co mówię, albo wypierdalaj! Zrozumiałeś mnie?! – pytam.

Cisza...

– Pytam, czy mnie zrozumiałeś?! – sapię wściekły w twarz mojego śmierdzącego, zarzyganego syna.

– Zrozumiałem. – odpowiada i zaciska szczękę ze złości.

– Świetnie! W takim razie zaczniemy porządki od teraz!

Zdejmuję z siebie marynarkę, rzucam ją na kanapę, po czym biegnę do góry, do pokoju syna.

Wracam na schody z jego szmatami, pociętymi na kawałki i zrzucam je na dół.

Żona, syn i Olek patrzą na mnie, jak na wariata, ale ja mam totalnie wszystko w dupie, bo miarka się przebrała.

Wracam do pokoju Maxa, a po chwili na dół zrzucam kolejne rzeczy...płyty, odtwarzacze, telewizor, laptopa, wszystkie gadżety syna, takie jak łańcuszki, bransoletki, zegarki lądują roztrzaskane na podłodze.

Perfumy i środki czystości, żele po prysznic, wszystko. Telefon ląduje prosto pod nogami Maxa i nie ma już co z niego zbierać.

Hantle, które ma w pokoju wyrzucam także i niestety one uszkadzają moją podłogę w salonie, ale nie dbam teraz o to, bo w tym momencie ja mam świetny ubaw. Cieszę się, jak dziecko, wyrzucając kolejne rzeczy z pokoju syna.

Kiedy jestem już dostatecznie zmęczony i usatysfakcjonowany z tego, co zrobiłem, wracam na dół do wszystkich, zakładam na siebie marynarkę, podchodzę do żony, całuję ją w usta, gładzę po policzku i szepcę do ucha.

– Spokojnie serduszko, panuję nad sytuacją. – Róża uśmiecha się do mnie i łapie mnie za pośladki, przysuwając się do mnie mocniej.

– Jesteś boski kochanie.

– Poczekaj na mnie w sypialni. Odwiozę Olka do domu, a potem się tobą odpowiednio zajmę. – po raz ostatni całuję żonę, obracam się do syna i szelmowsko się do niego uśmiecham.

– Chodź Oluś, odwiozę cię do domu.

– Dobrze wujku. – odpowiada wystraszony chłopak i znika w przedpokoju.

– Ty synu, do mojego powrotu, to wszystko posprzątasz.

– Żartujesz? – pyta.

Podchodzę do niego, dźgam go palcem w pierś i mówię.

– A czy ja wyglądam, na kogoś, kto sobie żartuje? – chłopak spuszcza głowę i nic więcej nie mówi.

– Tak właśnie myślałem. – obracam się na pięcie i wychodzę z pomieszczenia. Przy wyjściu, odwracam się jeszcze na moment do żony i mówię.

– Kochanie, daj Maxiowi moje dresy. Biedny został bez ubrań, a musi to wszystko posprzątać. Nie chcę, żeby się przeziębił.

– Jasne kochanie. – odpowiada uśmiechnięta Róża i puszcza mi oczko.

– Czekaj na mnie krasnalku, zaraz jestem z powrotem.

***

– Odwiozłem ci do domu drobnego pijaczka. – nadaję do Alana, uśmiecham się, po czym wychodzę z jego domu i jadę na drobne zakupy. Muszę ubrać syna...

***

Alan

Po telefonie od Róży, zaczynam się niepokoić, że Maciek mnie zabije, za to co zrobiłem, ale kiedy kuzyn odwozi Olka do domu, nawet nie wspomina o niczym, a przy tym jest bardzo zadowolony i szczęśliwy.

Padło mu chyba na głowę...

Róża powiedziała mi, co zrobił Maciek w ich mieszkaniu i z jednej strony się mu nie dziwię, bo Max momentami przesadzał i sam nie wiem, jak zachowałbym się, gdyby Olek mi odwalał takie numery.

Żarty to jedno, ale Max stanowczo przesadził z imprezą. Dużo w tym mojej winy, bo mogłem kupić mniej alkoholu, albo po prostu jebnąć się w głowę, gdy zapraszałem kuzyna do siebie. Max teraz ma przechlapane, a ja czuję się winny.

– Tato, przepraszam. – mówi Olek, a ja spoglądam na niego i tylko kręcę głową.

– Jesteś na mnie zły? – pyta.

– Nie. Idź weź prysznic i doprowadź się do porządku, bo śmierdzisz wódą i wymiocinami. Swoją drogą, powinieneś sprzątać bałagan u wujka, razem z Maxem.

– Chciałem, ale wujek powiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo Max sobie poradzi. – syn znika w łazience, a ja wracam do salonu i siadam obok moich kobiet, które aktualnie oglądają jakiś serial.

– Max znowu narozrabiał? – odzywa się żona, a ja tylko wzdycham.

– To debil i bardzo dobrze mu tak! – krzyczy moja córka i śmieje się przy tym, jak niespełna rozumu.

– Judytko, to twój kuzyn, czemu mówisz o nim takie rzeczy?

– Bo to dupek i nie lubię go. To alfons i szkolny casanova. – na słowa córki wybucham śmiechem, bo momentalnie przypominają mi się stare czasy, kiedy byłem identyczny, jak Max dziś.

– Z czego się śmiejesz? – pyta Judyta.

– Kochanie, ja byłem taki sam, jak twój kuzyn.

– Serio?

– Serio.

– To nie polubiłabym ciebie. – odpowiada.

– Wiem kwiatuszku. Kiedy poznałem twoją mamę, to oszalałem na jej punkcie i tak już zostało do dziś.

– Masz szczęście, choć czasami masz głupie pomysły tatku.

– Tak? Jakie na przykład? – pytam zaciekawiony.

– Gonisz wszystkich moich kolegów i nikt nie chce się ze mną umówić na lody, a o kinie już nie wspomnę. – przytulam córkę do siebie i całuję jej czoło, uśmiecham się i mówię.

– Bo moja księżniczka zasługuje na księcia, a nie takich lowelasów, jakim byłem ja w wieku twoich kolegów.

– Święta racja – śmieje się Lea, a Judyta tylko przewraca oczami.

Z łazienki wychodzi Olek i prosi mnie na stronę.

– Tato? Możemy porozmawiać w cztery oczy? – pyta.

– Jasne! Chodź do twojego pokoju.

Kiedy jesteśmy w sypialni syna, widzę, że ten zaczyna się denerwować i chodzić po całym pokoju.

– Usiądź i się uspokój. – mówię. – Przeskrobałeś coś?

– Nie! Nie... Chciałem z tobą porozmawiać o sprawach, no wiesz jakich? – spoglądam na Olka i mimowolnie się uśmiecham.

– Myślę, że możesz być ze mnie dumny. – mówi i siada obok mnie na łóżku.

– Tak?

– Tak. Wczoraj całowałem się z dziewczyną, a potem stałem się mężczyzną. – wypala zawstydzony i chowa twarz w dłoniach.

Zaczynam gwizdać i klaskać w dłonie, zadowolony z tego, że mój syn postanowił skorzystać z gumek, których mu dałem.

– Opowiadaj, jak było. – mówię i trącam syna dłonią w ramie.

– Tylko nie krzycz na mnie, dobrze?

– Jasne! Dlaczego miałbym krzyczeć? – pytam.

– Bo wiesz... Max włączył mi film dla dorosłych i patrzyłem na to wszystko, co robili tamci ludzie.

– No i ?...

– No i później się zaczęło! Mówię ci tatko, to było najlepsze, co mnie do tej pory w życiu spotkało.

– Jezu synu! Strasznie się cieszę. Opowiadaj dalej. – mówię podniecony, jak mały chłopiec z opowieści Olka.

– No mówię ci, to było dosłownie mega doświadczenie, kiedy się tak wiła wokół mojego ptaszka, jak wąż boa, wokół swojej ofiary, to odleciałem do innego świata.

– Wow! Masakra! – krzyczę zadowolony, ale w dalszym ciągu słucham podnieconego syna.

– Tato, nie wiem ile to trwało, ale zdecydowanie za krótko.

– Kurwa mać, moja krew!

– Była mokra, śliska i wilgotna, przesuwała się w górę i w dół. Było mi cudownie i nagle ... eksplozja, aż mi twarz wykręciło! – słucham syna i nie wierzę, że to zrobił...

Normalnie oczy wychodzą mi z orbit, że nie dowierzałem w jego możliwości.

– Tato! Było tak cudownie, że zrobiliśmy to jeszcze trzy razy. – chwytam się za serce i cieszę się, jak niespełna rozumu.

– Za czwartym razem zabrakło mi balsamu, bo cioci Róży się skończył i poszło na sucho.

– A jak ona ma na imię? – pytam zaciekawiony.

– Ale kto? – pyta.

– No ta piękna szczęściara, którą tak... no o której mi tak opowiadasz.

– Ona nie ma imienia. – odpowiada, a ja już nic nie rozumiem.

Drapię się po brodzie, ale słucham dalej tego, co syn ma mi do powiedzenia.

– Twoja może ma, ja swojej jeszcze nie dałem imienia. – Co on gada?...

Chyba jeszcze nie wytrzeźwiał do końca, myślę sobie.

– Jak nie dałeś?

– No ... może nazwę ją obca.

– Co?!Dlaczego obca? – pytam, bo już całkowicie nic nie rozumiem.

– No bo, jak ją dałem pod pupę i mi zdrętwiała, to była, jak obca. Nie miałem czucia i tak jakby, była obca. Cudownie się czułem, jak się onanizowałem.

– Co ty do mnie rozmawiasz, do chuja ciężkiego? Walisz sobie konia i nazywasz rękę obca?! Kurwa mać! Następnym razem weź wyruchaj automatyczną sekretarkę wujka Maćka i nazwij ją Gienia! – momentalnie wstaję z łózka i muszę wyjść z pokoju syna, bo nie wytrzymam.

– Ale tato! – krzyczy Olek. – Myślałem, że będziesz ze mnie dumny.

– Boże zwariuję! – krzyczę, po czym wychodzę z syna pokoju i idę prosto w stronę mojego barku z alkoholem.

Nie... to nie dla mnie... ja się wykończę... Chyba wolałbym jednak wybryki Maxa...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro