# 17
Maciek
Rano, po imprezie u kuzyna wracamy z żoną do domu. Mam nadzieję, że Max spędził miło wieczór i nie rozniósł nam mieszkania, bo jeśli tak, to nie chciałbym być w jego skórze.
Wjeżdżamy windą na swoje piętro i kierujemy się do drzwi mieszkania. Przekręcam klucz w zamku i wchodzimy do środka, ale to co widzimy mrozi nam krew w żyłach.
– Co do kurwy?! – spoglądam na żonę, ona na mnie i szybkim krokiem wchodzimy do salonu, a tam dosłownie, jakby przeleciało tornado.
Szklanki, butelki, talerze porozwalane po całej podłodze, chipsy i inne przekąski, które przygotowała Róża, wkomponowane w mój zajebiście drogi dywan, a na samym środku pomieszczenia rozwalone zwłoki kumpli Maxa, w tym śpiący Olek, przytulony do mojego syna.
– Co moja bielizna robi w salonie i dlaczego Piotrek śpi w mojej sukience? – żona spogląda na mnie i zasłania dłonią usta, żeby nie wybuchnąć.
W moim ciele zbiera się teraz wielki, przerażający i czynny wulkan... Dosłownie moment, a wybucham na całe mieszkanie.
– Wstawać kurwa! – na moje słowa Olek zrywa się z podłogi i zaczyna płakać, podbiegając do mnie i mówiąc.
– Wujaszku, wujaszku, to oni mnie upili i kazali się całować z Agnieszką, a potem Max włączył mi film dla dorosłych i już tak samo poszło. Ja cię najmocniej przepraszam. – odsuwam chłopaka od siebie i szybkim krokiem przemierzam salon, podchodzę do syna trupa i podnoszę jego bezwładne ciało z podłogi.
– Kolejny tatuaż?! – krzyczę, gdy dostrzegam na jego ręce kolorowe ślaczki, które zaczynają się od nadgarstka i jak się domyślam, zapewne kończą się na łopatce. Nie widzę dokładnie, bo syn ma podkoszulek, ale jestem pewien, że jest ogromny.
Potrząsam ciałem zalanego Maxa i krzyczę głośno i przy tym uderzam go dłonią w twarz. Max odzyskuje przytomność i jedyne słowa, jakie jest wstanie wypowiedzieć, to.
– O kurwa! – puszczam go, a jego ciało uderza z impetem o podłogę.
Max krzywi się z bólu, ale po chwili zaczyna budzić swoich kumpli, którzy zaraz zginą od moje ciężkiej ręki.
– O w mordę, ale mnie łeb jebie! – mówi zaspany Piotrek, ubrany w sukienkę mojej żony.
Stoję tak w tym cholernym salonie i dosłownie dyszę z wściekłości, jak byk na arenie, gotowy do walki. Jestem wkurwiony lekko mówiąc, a przez moje ciało przechodzą pioruny i błyskawice.
Gdyby mój wzrok potrafił zabić, to nikt nie wyszedłby teraz z tego cało.
– Dzień dobry panie Maćku. – szepce wystraszony Romek, a ja mimowolnie zaciskam dłonie w pięści.
– Tato, my tu zaraz posprzątamy i będzie ok. – słowa syna wyprowadzają mnie z równowagi.
Róża stoi obok mnie i przygląda się mojej reakcji i dosłownie w ostatniej chwili chwyta mnie za ramię, bo mój syn już wylądowałby na ścianie.
– Maciek uspokój się i porozmawiajmy, gdy emocje opadną.
– Jakie kurwa emocje? Przecież ja jestem spokojny, nie widać?! – wrzeszczę na całe mieszkanie, a moja szczeka zaciska się coraz mocniej, tak mocno, że zaczynają mnie boleć zęby.
– Wypierdalać mi z domu i nie chcę was więcej tu widzieć! – krzyczę do kumpli mojego syna, a wszyscy w te pędy zbierają swoje dupska z podłogi i biegną w stronę wyjścia.
– Ty zostajesz Olek! – zwracam się do chłopaka, a ten tylko wystraszony kiwa głową i siada na brudnej sofie.
– Mówiłem ci coś na temat kolejnego tatuażu! Masz mnie za idiotę? – pytam Maxa, który nadal siedzi na podłodze i trzyma się za łokieć.
Max milczy, a ja dostaję ciśnienia.
– Pytam się kurwa! Języka w gębie zapomniałeś nagle? – syn podnosi wzrok na mnie i odpowiada.
– Jestem dorosły i nie będziesz mi mówił, co mogę robić. To moje ciało i zrobię z nim, co będę chciał.
– O ty kurwa jebany gówniarzu!
– Maciek uspokój się. – mówi Róża.
Podchodzę do syna i podnoszę go do pionu.
– Ty jesteś dorosły? W takim razie nie potrzebujesz ode mnie pieniędzy i drogich ciuchów, ani żadnych gadżetów, ani tym bardziej tego złotego łańcucha na szyi. – krzyczę, a następnie zrywam łańcuszek z szyi syna i wyrzucam go za siebie, po chwili rozrywam pasek zegarka, który ma na ręce i roztrzaskuję go o podłogę.
Dalej jednym ruchem rozrywam jego podkoszulek i zaczynam szarpać za pasek od spodni. Wrzeszczę i szarpię synem tak, że po chwili stoi przede mną w samych bokserkach.
Patrzy na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy i nie wie, co powiedzieć, a ja nadal wrzeszczę i szarpię nim, jak szmacianą lalką.
– Myślisz, że ci szczylu nie dam rady? Twoje mięśnie ci nie pomogą. Jak cię zaraz pierdolnę, to wylądujesz na ścianie i żadne twoje groźby i prośby tu nic nie wskórają. Zaufałem ci, a ty po raz kolejny zrobiłeś ze mnie idiotę! Dałem ci alkohol i pozwoliłem zaprosić kolegów, a tobie było mało i urządziłeś sobie w moim domu burdel! Jesteś u mnie przegrany i koniec mojej dobroci! Od dziś radź sobie sam i zarabiaj na swoje utrzymanie. Od dziś przysługuje tobie wyłącznie ciepły posiłek i dach nad głową. Będziesz chodził w tym, co sam dla ciebie wybiorę, a jeśli ci się nie podoba, to droga wolan! Darmozjada w domu trzymać nie zamierzam. Mało tego, z twojego pokoju wyjeżdżają wszystkie luksusy, a ty od dziś śpisz na materacu, bo łóżko wypierdolę na śmietnik. – widzę, że syn chce coś powiedzieć, ale nie pozwalam mu na to.
– Zamknij mordę i nawet nie piśnij słówkiem. A teraz szczylu pójdziemy do łazienki i zetrę z ciebie ten efekt twojej głupoty. Wezmę szczotkę i zmyję ten tusz z twojego ciała. Dopóki mieszkasz pod moim dachem, albo będziesz robił, to co mówię, albo wypierdalaj! Zrozumiałeś mnie?! – pytam.
Cisza...
– Pytam, czy mnie zrozumiałeś?! – sapię wściekły w twarz mojego śmierdzącego, zarzyganego syna.
– Zrozumiałem. – odpowiada i zaciska szczękę ze złości.
– Świetnie! W takim razie zaczniemy porządki od teraz!
Zdejmuję z siebie marynarkę, rzucam ją na kanapę, po czym biegnę do góry, do pokoju syna.
Wracam na schody z jego szmatami, pociętymi na kawałki i zrzucam je na dół.
Żona, syn i Olek patrzą na mnie, jak na wariata, ale ja mam totalnie wszystko w dupie, bo miarka się przebrała.
Wracam do pokoju Maxa, a po chwili na dół zrzucam kolejne rzeczy...płyty, odtwarzacze, telewizor, laptopa, wszystkie gadżety syna, takie jak łańcuszki, bransoletki, zegarki lądują roztrzaskane na podłodze.
Perfumy i środki czystości, żele po prysznic, wszystko. Telefon ląduje prosto pod nogami Maxa i nie ma już co z niego zbierać.
Hantle, które ma w pokoju wyrzucam także i niestety one uszkadzają moją podłogę w salonie, ale nie dbam teraz o to, bo w tym momencie ja mam świetny ubaw. Cieszę się, jak dziecko, wyrzucając kolejne rzeczy z pokoju syna.
Kiedy jestem już dostatecznie zmęczony i usatysfakcjonowany z tego, co zrobiłem, wracam na dół do wszystkich, zakładam na siebie marynarkę, podchodzę do żony, całuję ją w usta, gładzę po policzku i szepcę do ucha.
– Spokojnie serduszko, panuję nad sytuacją. – Róża uśmiecha się do mnie i łapie mnie za pośladki, przysuwając się do mnie mocniej.
– Jesteś boski kochanie.
– Poczekaj na mnie w sypialni. Odwiozę Olka do domu, a potem się tobą odpowiednio zajmę. – po raz ostatni całuję żonę, obracam się do syna i szelmowsko się do niego uśmiecham.
– Chodź Oluś, odwiozę cię do domu.
– Dobrze wujku. – odpowiada wystraszony chłopak i znika w przedpokoju.
– Ty synu, do mojego powrotu, to wszystko posprzątasz.
– Żartujesz? – pyta.
Podchodzę do niego, dźgam go palcem w pierś i mówię.
– A czy ja wyglądam, na kogoś, kto sobie żartuje? – chłopak spuszcza głowę i nic więcej nie mówi.
– Tak właśnie myślałem. – obracam się na pięcie i wychodzę z pomieszczenia. Przy wyjściu, odwracam się jeszcze na moment do żony i mówię.
– Kochanie, daj Maxiowi moje dresy. Biedny został bez ubrań, a musi to wszystko posprzątać. Nie chcę, żeby się przeziębił.
– Jasne kochanie. – odpowiada uśmiechnięta Róża i puszcza mi oczko.
– Czekaj na mnie krasnalku, zaraz jestem z powrotem.
***
– Odwiozłem ci do domu drobnego pijaczka. – nadaję do Alana, uśmiecham się, po czym wychodzę z jego domu i jadę na drobne zakupy. Muszę ubrać syna...
***
Alan
Po telefonie od Róży, zaczynam się niepokoić, że Maciek mnie zabije, za to co zrobiłem, ale kiedy kuzyn odwozi Olka do domu, nawet nie wspomina o niczym, a przy tym jest bardzo zadowolony i szczęśliwy.
Padło mu chyba na głowę...
Róża powiedziała mi, co zrobił Maciek w ich mieszkaniu i z jednej strony się mu nie dziwię, bo Max momentami przesadzał i sam nie wiem, jak zachowałbym się, gdyby Olek mi odwalał takie numery.
Żarty to jedno, ale Max stanowczo przesadził z imprezą. Dużo w tym mojej winy, bo mogłem kupić mniej alkoholu, albo po prostu jebnąć się w głowę, gdy zapraszałem kuzyna do siebie. Max teraz ma przechlapane, a ja czuję się winny.
– Tato, przepraszam. – mówi Olek, a ja spoglądam na niego i tylko kręcę głową.
– Jesteś na mnie zły? – pyta.
– Nie. Idź weź prysznic i doprowadź się do porządku, bo śmierdzisz wódą i wymiocinami. Swoją drogą, powinieneś sprzątać bałagan u wujka, razem z Maxem.
– Chciałem, ale wujek powiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo Max sobie poradzi. – syn znika w łazience, a ja wracam do salonu i siadam obok moich kobiet, które aktualnie oglądają jakiś serial.
– Max znowu narozrabiał? – odzywa się żona, a ja tylko wzdycham.
– To debil i bardzo dobrze mu tak! – krzyczy moja córka i śmieje się przy tym, jak niespełna rozumu.
– Judytko, to twój kuzyn, czemu mówisz o nim takie rzeczy?
– Bo to dupek i nie lubię go. To alfons i szkolny casanova. – na słowa córki wybucham śmiechem, bo momentalnie przypominają mi się stare czasy, kiedy byłem identyczny, jak Max dziś.
– Z czego się śmiejesz? – pyta Judyta.
– Kochanie, ja byłem taki sam, jak twój kuzyn.
– Serio?
– Serio.
– To nie polubiłabym ciebie. – odpowiada.
– Wiem kwiatuszku. Kiedy poznałem twoją mamę, to oszalałem na jej punkcie i tak już zostało do dziś.
– Masz szczęście, choć czasami masz głupie pomysły tatku.
– Tak? Jakie na przykład? – pytam zaciekawiony.
– Gonisz wszystkich moich kolegów i nikt nie chce się ze mną umówić na lody, a o kinie już nie wspomnę. – przytulam córkę do siebie i całuję jej czoło, uśmiecham się i mówię.
– Bo moja księżniczka zasługuje na księcia, a nie takich lowelasów, jakim byłem ja w wieku twoich kolegów.
– Święta racja – śmieje się Lea, a Judyta tylko przewraca oczami.
Z łazienki wychodzi Olek i prosi mnie na stronę.
– Tato? Możemy porozmawiać w cztery oczy? – pyta.
– Jasne! Chodź do twojego pokoju.
Kiedy jesteśmy w sypialni syna, widzę, że ten zaczyna się denerwować i chodzić po całym pokoju.
– Usiądź i się uspokój. – mówię. – Przeskrobałeś coś?
– Nie! Nie... Chciałem z tobą porozmawiać o sprawach, no wiesz jakich? – spoglądam na Olka i mimowolnie się uśmiecham.
– Myślę, że możesz być ze mnie dumny. – mówi i siada obok mnie na łóżku.
– Tak?
– Tak. Wczoraj całowałem się z dziewczyną, a potem stałem się mężczyzną. – wypala zawstydzony i chowa twarz w dłoniach.
Zaczynam gwizdać i klaskać w dłonie, zadowolony z tego, że mój syn postanowił skorzystać z gumek, których mu dałem.
– Opowiadaj, jak było. – mówię i trącam syna dłonią w ramie.
– Tylko nie krzycz na mnie, dobrze?
– Jasne! Dlaczego miałbym krzyczeć? – pytam.
– Bo wiesz... Max włączył mi film dla dorosłych i patrzyłem na to wszystko, co robili tamci ludzie.
– No i ?...
– No i później się zaczęło! Mówię ci tatko, to było najlepsze, co mnie do tej pory w życiu spotkało.
– Jezu synu! Strasznie się cieszę. Opowiadaj dalej. – mówię podniecony, jak mały chłopiec z opowieści Olka.
– No mówię ci, to było dosłownie mega doświadczenie, kiedy się tak wiła wokół mojego ptaszka, jak wąż boa, wokół swojej ofiary, to odleciałem do innego świata.
– Wow! Masakra! – krzyczę zadowolony, ale w dalszym ciągu słucham podnieconego syna.
– Tato, nie wiem ile to trwało, ale zdecydowanie za krótko.
– Kurwa mać, moja krew!
– Była mokra, śliska i wilgotna, przesuwała się w górę i w dół. Było mi cudownie i nagle ... eksplozja, aż mi twarz wykręciło! – słucham syna i nie wierzę, że to zrobił...
Normalnie oczy wychodzą mi z orbit, że nie dowierzałem w jego możliwości.
– Tato! Było tak cudownie, że zrobiliśmy to jeszcze trzy razy. – chwytam się za serce i cieszę się, jak niespełna rozumu.
– Za czwartym razem zabrakło mi balsamu, bo cioci Róży się skończył i poszło na sucho.
– A jak ona ma na imię? – pytam zaciekawiony.
– Ale kto? – pyta.
– No ta piękna szczęściara, którą tak... no o której mi tak opowiadasz.
– Ona nie ma imienia. – odpowiada, a ja już nic nie rozumiem.
Drapię się po brodzie, ale słucham dalej tego, co syn ma mi do powiedzenia.
– Twoja może ma, ja swojej jeszcze nie dałem imienia. – Co on gada?...
Chyba jeszcze nie wytrzeźwiał do końca, myślę sobie.
– Jak nie dałeś?
– No ... może nazwę ją obca.
– Co?!Dlaczego obca? – pytam, bo już całkowicie nic nie rozumiem.
– No bo, jak ją dałem pod pupę i mi zdrętwiała, to była, jak obca. Nie miałem czucia i tak jakby, była obca. Cudownie się czułem, jak się onanizowałem.
– Co ty do mnie rozmawiasz, do chuja ciężkiego? Walisz sobie konia i nazywasz rękę obca?! Kurwa mać! Następnym razem weź wyruchaj automatyczną sekretarkę wujka Maćka i nazwij ją Gienia! – momentalnie wstaję z łózka i muszę wyjść z pokoju syna, bo nie wytrzymam.
– Ale tato! – krzyczy Olek. – Myślałem, że będziesz ze mnie dumny.
– Boże zwariuję! – krzyczę, po czym wychodzę z syna pokoju i idę prosto w stronę mojego barku z alkoholem.
Nie... to nie dla mnie... ja się wykończę... Chyba wolałbym jednak wybryki Maxa...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro