Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

# 14


Maciek

Ten gówniarz zmienił mi hasło w komputerze i bezczelnie schował moje ulubione dresy, kłamiąc, że potrzebował ich do szkoły. 

Nie mam już do niego siły i zupełnie nie wiem, jak z nim rozmawiać. Żadne prośby i groźby nie działają... Jest bezczelny i pewny siebie. Pozjadał wszystkie rozumy, a w szkole jestem częściej, niż u siebie w gabinecie.

Róża załamuje ręce, ja również... Mam ochotę spuścić mu łomot i nauczyć pokory, ale na niego nic nie działa.

Wychowawczyni jest przerażona jego zachowaniem i odzywkami do pozostałych nauczycieli.

Ostatnio na lekcji religii, doprowadził księdza do szału i szewskiej pasji, mówiąc, że Maryja nie była dziewicą, że to bzdura i totalne kłamstwa.

Zaczął dyskutować z księdzem o seksie i o tym, że Józef musiał wkładać parówkę w bułkę kobiety, bo dzieci w kapuście się nie znajduje.

Potem kłócił się z nim, że wszyscy księża, to zboczeńcy w sukienkach i gwałcą dzieci. Stwierdził, że nie będzie chodził do kościoła, ani tym bardziej na religię. Powiedział księdzu prosto w oczy, przy całej klasie, że nie ma zamiaru spowiadać się ze swoich grzechów facetowi w spódnicy, który sam grzeszy bardziej niż ktokolwiek, kradnąc pieniądze z tacy i jeżdżąc na dziwki.

Ksiądz mało nie zszedł na zawał, po czym wyrzucił Maxa z klasy i oczywiście ponownie wylądowałem u dyrektorki. Próbowałem rozmawiać z synem o tym zajściu, ale akurat ja myślę w tej kwestii bardzo podobnie, więc jeśli chodzi o religię, to mu odpuściłem.

Jego pomysły mnie czasami przerażają i momentami boję się własnego jedenastoletniego syna.

Obiecałem sobie, że mu jednak nie odpuszczę i dostanie karę. Od kilku miesięcy chodzi podekscytowany dwudniową wycieczką szkolną do Warszawy, na którą miał jechać, ale niestety nie pojedzie. Jeszcze o tym nie wie, ale kiedy się dowie, że jako jedyny z całej szkoły nie pojedzie, to na pewno zmieni swój stosunek do głupich żartów i psot, po czym następnym razem zastanowi się dwa razy, zanim coś wywinie, albo komuś dokuczy.

Będę nieugięty i nie odpuszczę...

Róża próbuje mnie udobruchać i prosi, bym mu tego nie robił, bo jadą wszystkie czwarte i piąte klasy i dla Maxa to będzie totalny cios, ale ja już postanowiłem. Co prawda do wycieczki zostało trzy dni i może jeszcze zmienię zdanie, ale to wszystko zależy od mojego syna.

***

Od rana w gabinecie mam jakiś młyn i dosłownie Meksyk. Pacjentki wpadają do mnie z pretensjami, że jestem nienormalny i chory psychicznie, że czują się jak u ginekologa i pójdą na policję. Dostałem nawet kilka razy po twarzy od niektórych. Inne krzyczą, że już więcej do mnie nie przyjdą i narobią mi problemów. Było kilka pacjentek, które się dosłownie na mnie rzuciły i chciały zgwałcić, twierdząc, że od dawna czekały na jakiś znak z mojej strony.

Jestem w totalnym szoku i nie wiem, co jest grane.

Siedzę w gabinecie i czekam na kolejną pacjentkę, bojąc się jej reakcji na moją osobę. W głowę zachodzę, co się dzieje i dlaczego wszystkie są nastawione do mnie w taki agresywny sposób.

Kiedy do pomieszczenia wchodzi ostatnia pacjentka, modlę się, żeby czasem nie wyskoczyła z jakimś tekstem, ale i ta od progu ciska we mnie gromami.

– Pan jest zwykłym chamem i prostakiem!

– Dzień dobry pani Beato. – staram się być uprzejmy, ale zachowanie tych wszystkich bab, mnie dziś dosłownie wkurwia.

Czyżby one wszystkie w jednym czasie miały okres? Wyglądają normalnie, jak czarownice na miotłach.

– Dla kogo dobry, dlatego dobry! Dla pana to będzie ostatni raz, kiedy jest pan lekarzem. Pana powinni zamknąć w pudle za to, co pan robi! Pan jest niby taki najlepszy? Gówno prawda! Pan jest napalonym, starym zbokiem, któremu tylko cipy w głowie. Miałam pana za porządnego człowieka, ale...

– Chwila, kurwa mać! – krzyczę głośno wyprowadzony z równowagi, tym, co się tu dziś wyprawia.

– Może pani usiąść i powiedzieć, o co pani dokładnie chodzi?! To jakaś koszmarna pomyłka, a ja nie wiem, co tu się do jasnej cholery wyprawia! – kobieta purpurowa na twarzy wyjmuje jakąś kartkę ze swojej torebki, rzuca mi ją na biurko i krzyczy.

– O to mi chodzi panie lowelas! Nie przyjdę do pana nigdy więcej i bądź pan pewien, że pana załatwię. – biorę świstek papieru do ręki i czytam jego treść.

„... Proszę na jutrzejszą wizytę porządnie ogolić miejsca intymne i założyć seksowną bieliznę..."

Otwieram i zamykam usta, a moje oczy dosłownie wychodzą z orbit. Wpatruję się w kartkę i w jednej chwili dostrzegam, że to zwykły e-mail wysłany z mojej poczty, z mojego komputera.

Kurwa mać!!!!!

– Max!!!! – krzyczę, cały się trzęsąc i dosłownie wypadam ze swojego gabinetu, jak torpeda, potrącając kobietę w drzwiach.

Nawet nie fatyguję się, żeby założyć na siebie płaszcz, tylko wybiegam na zewnątrz, wsiadam do samochodu i z piskiem opon jadę do szkoły mojego syna, pozbawić go życia.

Jestem taki wściekły, że łamię po drodze wszystkie przepisy ruchu drogowego i jadę do szkoły, jak na złamanie karku. Wysiadam z auta i dosłownie biegnę do środka w poszukiwaniu tej cholery, kiedy to napotykam po drodze wychowawczynię syna.

– O pan Maciej! – woła radośnie kobieta, ale ja nie mam ani ochoty, ani czasu na rozmowę z debilką, więc pytam tylko w której sali obecnie znajduje się mój syn, a następnie biegnę pod wskazaną klasę.

Otwieram z impetem drzwi i dyszę, jak parowóz, kiedy mój syn siedzi sobie uśmiechnięty w ławce i stroi głupie miny.

– Dzień dobry, ja tylko przyszedłem, po syna. Jutro jego pogrzeb! Chętnych zapraszam na ceremonię, a potem na bibę do samego rana. – Nauczycielka patrzy na mnie, jak na wariata, a ja podchodzę do ławki w której siedzi Max i za szmaty wyciągam go z sali.

Ciągnę go do samochodu, nie pozwalając mu nawet założyć kurtki.

– O kurczaczki!!! To mam przechlapane. – mówi, a ja morduję go wzrokiem.

Wrzucam go do auta, jak szmacianą lalkę i zamykam drzwi z taką siłą, że wszystkie szyby w samochodzie się trzęsą.

Zajmuję swoje miejsce za kierownicą, spoglądam na przerażonego syna, a ten od razu zaczyna krzyczeć i się tłumaczyć.

– Tato, tato, ta naklejka na aucie, to taki żart. Przepraszam. – kuli się i przeprasza, a ja już całkiem wariuję.

Jaka naklejka, jaki żart?

Wysiadam z samochodu i obchodzę go dookoła w poszukiwaniu jakiejś naklejki, ale kiedy dostrzegam wielki napis na tylnym zderzaku, zaczynam krzyczeć, jak opętany przez diabła. Na całym tyle samochodu widnieje wielki napis.

„... Jestem doktorek i mam sflaczały worek..."

O jasna kurwa! Jeśli do tej pory miałem jakieś wątpliwości, co do wycieczki, to w tym momencie pozbyłem się ich, raz na zawsze.

Zrywam naklejkę z samochodu, po czym wsiadam z powrotem do auta i słychać już tylko mój wrzask.

– Zamknij mordę szczylu! – Max chce coś powiedzieć, ale nie pozwalam mu i ciągnę dalej.

– Znosiłem wszystko! Twoje wygłupy, popisy i szurnięte pomysły. Znosiłem dosłownie wszystko, ale kurwa to, co zrobiłeś teraz przechodzi ludzkie pojęcie!!! Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, że mogę stracić prawo do wykonywania zawodu?! Patrz na mnie, jak do ciebie mówię, do chuja ciężkiego! – wrzeszczę do syna i dosłownie pluję na niego w nerwach. Mam ciśnienie i zaraz trafię na intensywną terapię.

– Tato, to miał być żart. Ja nie chciałem, żebyś miał przeze mnie problemy. Chciałem napisać tego maila, tylko do jednej pacjentki, ale przez przypadek wcisnąłem nie ten przycisk i poszło do wszystkich, które miałeś umówione na dziś.

– Odszczekasz to gówniarzu, albo cię wrzucę do klatki z wygłodniałym gorylem i wtedy zobaczymy, na co się zdadzą twoje zajebiste pomysły!! Przeprosisz wszystkie moje pacjentki i jeśli chociaż jedna nie przyjmie przeprosin, to do końca życia będziesz poruszał się na wózku inwalidzkim, bo urwę ci nogi z dupy! – krzyczę do syna, a ten tylko wystraszony kiwa głową na tak, trzęsąc się, jak osika na wietrze.

Podjeżdżam do gabinetu, po adresy wszystkich klientek, które na dziś były umówione i odwiedzamy je w ich domach.

Max na kolanach przeprasza każdą po kolei, recytując wymyśloną przeze mnie regułkę.

„... Jestem upośledzony umysłowo i same ze mną problemy... Proszę o wybaczenie i nie robienie problemów mojemu kochanemu i zapracowanemu tacie. To ja wysłałem wiadomość z jego komputera. Obiecuję, że zrobię dla pani wszystko... Posprzątam dom, wyjdę z psem, ugotuję obiad, wytrzepie dywan..."

Kiedy przy dziesiątym z rzędu adresie, Max klęka i przeprasza moje pacjentki, humor mi wraca i bawię się przednio. Całe szczęście wszystkie kobiety przyjmują przeprosiny i żadna nie ma zamiaru zgłaszać sprawy dalej.

W drodze powrotnej do domu, Max jest wyczerpany i zaczyna płakać, z czego mam niezły ubaw.

Dodatkowo, kiedy powiem mu, że może pożegnać się z wycieczką, to dostanie szału. Poczekam do poniedziałku, kiedy, to wstanie skoro świt radosny i gotowy do podróży, a ja mu zakomunikuję, że pojedzie do dupy. Już widzę jego wyraz twarzy...

Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie...

Wchodzimy do mieszkania, a w progu wita nas moja wystraszona i zmartwiona żonka.

– Co się z wami działo cały dzień? Max, jak ty wyglądasz dziecko?! Gdzie ty masz kurtkę, plecak?

– A ty?! W samej marynarce pojechałeś do pracy?

Całuję ją w usta, a następnie mówię.

– Max wybrał survival i od dziś chodzi do szkoły w samej bluzie. Ja biorę z niego przykład i wspieram go z całych sił. Kochanie idę pod prysznic, a potem muszę się napić! Bądź tak kochaną żonką i zadzwoń do Alana, żeby przyjechał.

– Coś się stało skarbie? – pyta przejęta Róża, a ja głośno wzdycham i przyciągam ja do swojego ciała.

– Miałem ciężki dzień. Nasz syn mało nie pozbawił mnie prawa do wykonywania zawodu. Opowiem ci wszystko jutro, a teraz pójdę wziąć gorącą kąpiel, a ty zadzwoń do Alana.

– Dobrze skarbie. To ja pojadę do Lei. – odpowiada i znika za drzwiami łazienki.

Siedzę w salonie i sączę trzeciego drinka, kiedy do domu wchodzi zadowolony kuzyn.

– Siema byku! Co jest? – spoglądam na kuzyna i pokazuję mu, żeby usiadł ze mną i się napił.

Alan siada na przeciwko mnie, robi sobie drinka i uśmiecha się do mnie od ucha do ucha.

– Z czego rżysz baranie?! – pytam i kończę swojego drinka.

– Wyglądasz, jak szmata wyjęta ze śmietnika. Mów, co znowu zrobił mój mistrz Maxiu?!

Kiedy opowiadam kuzynowi wszystko, ten łapie się za brzuch i płacze ze śmiechu.

Mam ochotę go zabić, ale w tym momencie nie dziwię się zachowania własnego syna, kiedy jego wujek, to chodzący klaun.

Jednak geny robią swoje.

– Max nie jedzie na wycieczkę! – bełkoczę do kuzyna i śmieję się, dumny ze swojej decyzji.

– Co?!

– Pstro! Upokorzył mnie i zrobił ze mnie maniaka seksualnego.

– Ale trochę ma racji, bo ty jesteś maniakiem seksualnym.

– Co ty mi tu plumkasz?! – pytam.

– Max mi opowiada, jak się pieprzycie co noc. Jak on to mówi?... Wkładasz parówkę do bułki i krzyczysz, jaki to jest smaczny hot dog.

– Jesteś debilem! – krzyczę i uderzam ręką w czoło...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro