# 13
Max
Ojciec dał mi szlaban i pozbawił mnie wszystkich przyjemności. Odłączył mi wszystkie kable od telewizora, komputera i wszystkich gier, w jakie uwielbiam grać. Telefon również mi skonfiskował i zadowolony z siebie poszedł opowiedzieć wszystko mojej rodzicielce.
Przez cały wieczór nasłuchałem się od mamy, jaki to ja jestem nieodpowiedzialny i bezmyślny. Tak, tak znam już tą gadkę na pamięć i niedobrze mi się od tego robi.
Co ja na to poradzę, że szkoła mnie nudzi, a nauczyciele mają ujemny iloraz inteligencji?... Nie potrafię być poważny i grzeczny, a tym bardziej usiedzieć czterdzieści pięć minut w szkolnej ławce i nie zrobić nic śmiesznego.
– Cześć synku. – do pokoju wchodzi uśmiechnięta mama lecz, kiedy widzi, jak wygląda mój pokój łapie się za głowę i mówi. – Jezu, synu! Czy ty mógłbyś posprzątać tu czasem?
– Mamo, ty też przeciwko mnie? – pytam znudzony już tą całą, głupią sytuacją.
– Max, przesadzasz już i dobrze o tym wiesz. Przecież tu można się zakopać i zgubić w tym syfie! Człowieku, ty lepiej weź się za sprzątanie, bo mi się jakieś robactwo w domu zalęgnie. Brudy powinny leżeć w koszu na bieliznę, a nie na środku pokoju. Ja wiecznie żyć nie będę, więc doceń moją pracę i pomóż mi choć trochę. Jak skończysz, to zejdź na śniadanie, a potem tata zawiezie cię do szkoły.
– Żartujesz? – pytam zszokowany, tym, co przed momentem usłyszałem od mamy.
Myślałem, że tata wczoraj żartował mówiąc, że będzie mnie woził do szkoły, ale jednak nie żartował. To będzie tragedia i totalna siara.
– Nie kochanie, nie żartuję. Tata czeka na ciebie, więc się pospiesz. – mama uśmiecha się do mnie, a następnie wychodzi z mojego pokoju, zostawiając mnie w totalnym szoku.
Idę do łazienki, szykuję się do szkoły, po czym schodzę zrezygnowany na dół, do rodziców, którzy zawsze co rano siedzą w salonie i piją kawę.
– Cześć syneczku! – woła zadowolony ojciec, a ja przewracam tylko oczami.
– Gotowy do szkoły? Siadaj i zjedz śniadanie, a potem cię zawiozę do szkoły.
– Jakoś straciłem apetyt. – mówię i siadam na krześle obok mamy opieram łokcie na stole, chowam twarz w dłoniach, głośno wzdychając.
– W takim razie ja czekam na ciebie na dole. Pośpiesz się, bo muszę być dziś szybciej w pracy. – mówi uśmiechnięty ojciec.
– Jeśli się śpieszysz, to mogę pojechać do szkoły autobusem. – odpowiadam i mam nadzieję, że ojciec się zgodzi.
– Nie ma takiej opcji kochany i sam sobie na to zapracowałeś. – Rozmowę przerywa nam mama, która szykuje się do wyjścia.
– Ok moi kochani, ja uciekam do pracy, a wy się nie pozabijajcie w tym czasie. Ty Maxiu słuchaj tatusia i bądź dziś grzeczny. – mama podchodzi do mnie, całuje mnie w czoło, po czym żegna się z ojcem i wychodzi z mieszkania, zostawiając nas samych.
Spoglądam na ojca z nadzieją, że mi odpuści, ale, kiedy jego wzrok ląduje na mojej osobie, już wiem, że nie mam szans nic więcej ugrać.
– Czekam na dole przy samochodzie syneczku.
– Dobrze już idę, muszę wziąć tylko coś z kuchni i zaraz do ciebie schodzę. – odpowiadam.
Kiedy tata parkuje auto przed szkołą i wysiada z samochodu, otwierając mi drzwi, modlę się, żeby nikt ze znajomych mnie nie zauważył, bo będzie siara na całego. Niestety ... tata jest uparty, jak osioł i wchodzi ze mną do szkoły, odprowadzając mnie pod samą klasę.
– To miłego dnia synku i do zobaczenia w domu, bądź grzecznym chłopcem i ucz się pilnie. – na słowa ojca, cała klasa zaczyna się śmiać, a ja robię się czerwony, jak burak.
Jeśli on myśli, że ze mną wygrał zabierając mi wszystkie sprzęty z pokoju i robiąc mi wstyd przed znajomymi, to się grubo myli, bo ja nie zamierzam ułatwiać mu życia. Tak chcesz się bawić tatusiu? Ok...
Uśmiecham się do ojca, po czym wchodzę do klasy i zajmuję swoje miejsce w ławce, obok Olka.
– Czemu wujek przyprowadził cię pod klasę?
– Bo chciał mieć pewność, że dotrę na lekcje. Wiesz jaką miałem zadymę w domu? Zabrał mi telewizor, komputer i wszystkie gry. O telefonie nawet nie będę wspominał. – opowiadam kuzynowi wszystko i zrezygnowany opieram czoło o ławkę.
– A mój ojciec zwariował. Myślałem, że mnie zabije, kiedy on dał mi wyższe kieszonkowe i powiedział, że mnie kocha. Powiedział mi, że jest ze mnie dumny, a mama zaczęła na niego krzyczeć, że postradał rozum.
– Bo wujek, to spoko gość a nie, jak mój ojciec, sztywny, jak nie powiem co. Ale wiesz co? Po tej lekcji spadamy na wagary.
– Znowu? Nie idę, mam przez ciebie zaległości i muszę wszystko nadrobić. – kuzyn zaczyna marudzić, ale ja nie chcę już go słuchać i zwyczajnie każę mu się zamknąć.
Po skończonej lekcji, ciągnę kuzyna to kibla i szykujemy się na odlotowe wagary w mieście.
– Po co ci to? – Olek zadaje mi głupie pytania, a ja mam dosyć jego wiecznego biadolenia.
– Czy ty choć raz możesz zamknąć jadaczkę i zrobić to, o co cię proszę?
– Będą kłopoty znowu przez ciebie i twoje głupie pomysły.
– Skończyłeś? To pakuj to do plecaka, tylko ostrożnie. Idziemy!
Wychodzimy ze szkoły i idziemy prosto w stronę mostu, gdzie o tej porze panuje największy ruch na drodze.
– Max, co ty kombinujesz? Po co mnie przyprowadziłeś na most. Masz zamiar skakać? – mój kuzyn, to dekiel i zadaje mi nienormalne pytania, ale ja się tylko głupkowato uśmiecham i wyjmuję z plecaka dwadzieścia jajek, które rano podprowadziłem z lodówki.
– Po co ci jajka?
– Będę robił jajecznicę. – krzyczę, po czym rzucam jajko prosto na pędzące auto i chowam się za barierki.
Jajko rozpryskuje się na szybie samochodu, a ja mam niezły ubaw.
– Ale jazda! – krzyczy Olek.
– Mogę spróbować? – pyta i szczerzy się do mnie, jak upośledzony.
– Jasne, dawaj! Weź też balony z wodą z plecaka i przygotuj amunicję.
– śmieje się i rzucam w jajkami i balonami z wodą w przechodniów i w samochody.
Stoimy tak, na tym moście i się świetnie bawimy, kiedy Olek trafia jajkiem przechodnia prosto w głowę.
Facet wygląda, jak chodzący anabolik, a kiedy dostrzega nas, zaczyna biec w naszym kierunku i krzyczeć, że powyrywa nam nogi z dupy.
Nie myśląc wiele, ciągnę Olka za rękaw i krzyczę zesrany w majtki.
– Ewakuacja! Spieprzamy, bo nóg w dupie mieć nie będziemy.
Uciekamy i śmiejemy się, jak wariaci. Kiedy udaje się nam schować, przed wściekłym facetem, oddychamy ciężko i próbujemy się przestać śmiać.
– Ale fajnie! – cieszy się kuzyn i trąca mnie w ramię. – Co teraz robimy?
Myślę chwilę, a następnie mówię.
– Idziemy do parku, pokarmić staruszków.
Łazimy po parku, ale wieje totalną nudą, kiedy to nagle dostrzegam spacerującego mężczyznę z białą laską.
– Chodź, pobawimy się w ciuciubabkę. – krzyczę i ciągnę kuzyna za rękaw kurtki.
Podbiegamy do faceta, a ja zabieram mu laskę i krzyczę do Olka.
– Łap laskę pacanie! – Olek łapie biały kij i momentalnie zaczyna na mnie krzyczeć.
– Ty deklu! To laska niewidomego.
– Wiem idioto, że niewidomego i w tym cała zabawa.
– Co tu się dzieje?! Kim wy jesteście i czego ode mnie chcecie? Wstrętne bachory, oddawać mi laskę, bo wam zaraz kości porachuję! Pieprzona dzieciarnia, was wszystkich powinni zamknąć w areszcie i nie wypuszczać do końca życia. Nawet kalece nie dadzą spokoju!
– Oj tam, oj tam – mówię i zaczynam się śmiać, a mój kuzyn właśnie robi kupę w majtki.
– Dawaj Oluś, ścigaj się z panem. Kto pierwszy do tamtej ławki.
Olek od razu wymięka i oddaje facetowi jego białą laseczkę, a ten wykorzystuje okazję i wali nią kuzyna po głowie i głośno krzyczy wzywając pomoc.
Ja stoję i konam ze śmiechu, kiedy nagle na ramieniu czuję czyjś dotyk. Odwracam głowę i momentalnie odechciewa mi się śmiać. Za mną stoi policjantka i mierzy mnie wściekłym spojrzeniem.
– Ups... – Tylko tyle udaje mi się powiedzieć, bo kobieta zaczyna mną szarpać i krzyczeć.
Olek stoi sparaliżowany z otwartą gębą i ma łzy w oczach, a ja próbuję coś powiedzieć, ale nie mogę, bo ta baba ciągle krzyczy.
– Co wy tu robicie, do cholery?! W szkole powinniście być, a nie na wagarach i do tego stwarzacie zagrożenie dla innych ludzi. Gówniarze, ja wam dam. Obrzucanie ludzi i samochodów jajkami i balonami z wodą, to pewnie też wasza sprawka? Dostaliśmy kilkadziesiąt telefonów od ludzi, proszących o interwencję w tej sprawie. Gdyby nie to, że mi nie wolno, to już bym wam sprała tyłki, za to co robiliście!
– Ale proszę pani, to nie my. – próbuję się jakoś wytłumaczyć, ale nie jest mi dane, bo policjantka, ciągnie nas w stronę radiowozu.
– Do samochodu, już! Legitymacje szkole przygotować.
– To jestem już martwy... martwy i oskalpowany. – myślę sobie i chowam twarz w dłoniach.
***
Maciek
Siedzę w salonie i czytam gazetę, kiedy do drzwi dzwoni dzwonek. Dziwię się, bo nikogo się o tej porze nie spodziewam, a Max jeszcze ma lekcje. W gabinecie dziś nie maiłem pracy, więc wróciłem szybciej do domu, by móc się trochę zrelaksować i w spokoju poczytać gazetę, a potem usiąść do pisania książki.
– Kogo licho niesie? – mówię do siebie, a następnie wstaje z kanapy i idę otworzyć drzwi.
Kiedy na korytarzu widzę mojego syna w towarzystwie młodej policjantki, jedyne słowo, jakie wychodzi z mojego gardła, to.
– ZABIJĘ!
– Dzień dobry. Posterunkowa Agnieszka Urbań się kłania. To pana syn? – pyta młoda kobieta.
– Jeszcze przez chwilę tak, dopóki go nie zabiję, a stanie się to dosłownie za minutę. – odpowiadam i staram się powstrzymać emocje, jakie teraz panują w moim ciele, bo dosłownie chwila i nie wytrzymam.
– Widzi pani? Mój ojciec mi grozi, niechże pani mnie obroni. – odzywa się Max i jednocześnie przegina pałę.
Chwytam syna za szmaty i wciągam do przedpokoju, szarpiąc nim, jak kukłą.
– Ty mały szatanie! Ja już nie mam do ciebie siły, zabiję cię i będę miał święty spokój.
– Proszę się uspokoić. – mówi kobieta i lekko się do mnie uśmiecha. – Pana syn, razem ze swoim kuzynem stwarzali realne zagrożenie, rzucając w ludzi i samochody jajkami i balonami wypełnionymi wodą. Mało tego w parku, niewidomemu mężczyźnie zabrali laskę i bawili się z nim w ciuciubabkę.
Na słowa kobiety, dławię się śliną i zaczynam kaszleć.
Spoglądam na milczącego syna i mam ochotę zdzielić go w łeb i rozszarpać na kawałki, kiedy to kobieta zaczyna mówić dalej.
– Proszę porozmawiać z synem o jego postępowaniu, bo jego zachowanie i żarty, pozostawiają wiele do życzenia.
– Proszę się nie martwić. Od jutra mój syn będzie chodził, jak szwajcarski zegarek, bez kończyn we dupie! – kobieta parska śmiechem i spogląda na Maxa, który w tym momencie robi przestraszoną minę.
Rozmawiam z policjantką jeszcze chwilę, uspokajam się nieco, a kobieta zaczyna ze mną żartować, co również udziela się gówniarzowi i szczerzy się do niej i zaczyna ją kokietować.
Skąd on się urwał, to ja nie wiem... Co z niego wyrośnie, to boję się pomyśleć. Jedno wiem na pewno... Muszę z nim coś zrobić, zanim wyrzucą go ze szkoły, albo jeszcze gorzej, kiedy w wieku piętnastu lat przyniesie mi do domu dzieciaka.
– Do widzenia panu i proszę porozmawiać z synkiem, bo szkoda go. Jest taki słodki i rośnie z niego niezły przystojniak. – kobieta czochra Maxa po włosach, po czym podaje mi dłoń, żegnając się.
– Z pewnością z nim porozmawiam. – uśmiecham się do policjantki, a kiedy chcę zamknąć drzwi, Max odzywa się do kobiety.
– Do zobaczenia jutro. – puszcza jej oczko i macha na pożegnanie, na co ta wybucha śmiechem.
Zamykam drzwi uśmiechnięty, ale za chwilę na mojej twarzy pojawia się totalny wkurw i zaczynam gonić gówniarza po całym domu.
– Ty szczylu zasmarkany! Ja ci kurwa dam do zobaczenia jutro, to cię jasny chuj strzeli!
Nie udaje mi się to jednak, bo smarkacz wbiega do swojego pokoju i zamyka drzwi na klucz.
– Otwieraj te cholerne drzwi, bo je rozwalę w drobny mak! – krzyczę i uderzam ręką w drzwi, wyprowadzony z równowagi, kiedy do domu wraca Róża i krzyczy z dołu, że już jest.
– Masz szczęście szczylu, że matka wróciła, bo bym cię zabił! Ale i tak nie ominie cię kara, już ja coś wymyślę.
Schodzę na dół do salonu i zaczynam opowiadać żonie, co nawywijał nasz syn, kiedy dzwoni mój telefon.
– Co jest Alan?
– Dzwonię, bo Olka przywiozła dziś do domu policja. – mówi kuzyn, a ja zaczynam go przepraszać.
– Maxa też, bo razem rzucali jajkami w przechodniów i samochody. Przepraszam cię, to Maxa pomysł.
– Żartujesz? To mistrz i powiedz mu, że go kocham! – krzyczy do słuchawki podniecony i radosny kuzyn, a ja nic nie rozumiem.
– Ty się dobrze czujesz? Czy przegrzały ci się zwoje w mózgu? Ty jesteś następnym kretynem, który się ze wszystkiego cieszy. Ja mu urządzam w domu piekło, a ty swojego syna chwalisz? Ty idź do psychiatry, bo tusz z twoich wszystkich dziar, przeniknął ci do krwi i dostał się do mózgu, niszcząc ci szare komórki! – zakańczam połączenie i rzucam telefonem o ścianę.
– Maciek, uspokój się. Twoja złość tu nic nie pomoże. – upomina mnie żona.
Siadam zrezygnowany na sofie i zastanawiam się, co dalej z nim począć.
– On mnie wpędzi do grobu skarbie.
– Zachowuje się, jak dziecko, to trzeba go tak traktować. Mam pomysł. – mówi i uśmiecha się do mnie przebiegle.
Kocham w niej ten uśmieszek, bo wiem, że jak ona coś wymyśli, to musi zadziałać.
***
Max
Ale pojechałem wczoraj z tymi wagarami... Muszę się uspokoić na jakiś czas, bo ojciec mało mnie wczoraj nie dorwał. Oj marny byłby mój los, gdyby dopadł mnie w swoje ręce.
Ojciec jak zwykle odwozi mnie do szkoły, ale przed wejściem do budynku, łapie mnie za rękę.
– Co robisz? – pytam zdziwiony jego zachowaniem.
– Jak to co robię? Odprowadzam mojego małego synka do szkoły. – odpowiada, uśmiechając się do mnie.
– Ale nie musisz mnie trzymać za rękę.
– Ależ muszę syneczku.
– Dlaczego ty mi robisz wstyd? – pytam.
– A ty dlaczego go robisz mnie?
– Dobra nie ważne. – odpowiadam zły i podążam w stronę klasy, trzymając ojca za rękę, jak przedszkolak.
– To do później synku. – ojciec nachyla się nade mną i całuje mój policzek, a cała klasa parska śmiechem.
Super!!! Po prostu super!!!
– Nie waż się zwiać z jakiejkolwiek lekcji, bo jak się dowiem, że opuściłeś chociaż jedną, to pogadamy inaczej. Przyjadę po ciebie syneczku.
Ojciec uśmiecha się do mnie, po czym wychodzi ze szkoły, a ja jestem w czarnej dupie.
Przez cały dzień koledzy i koleżanki się ze mnie wyśmiewają, a ja układam w głowie plan zemsty na ojcu, bo nie podaruję mu tego... O nie, co to, to nie... Może mnie zabić, ale ja tego nie zniosę...
Kiedy przyjeżdża po lekcjach po mnie, nie odzywam się do niego ani słowem. Tata próbuje ze mną rozmawiać, ale ja zakładam na uszy słuchawki i włączam mp3.
W domu jem obiad, po czym zamykam się w swoim pokoju, obrażony na cały świat, kiedy to nagle ojciec wchodzi do mnie i mówi, że musi jechać do pracy i będzie za godzinę.
Udaję niewzruszonego, ale kiedy tylko drzwi od domu się zamykają, biegnę na dół, do gabinetu ojca i zmieniam mu hasło na komputerze. Zostawiam mu jeszcze karteczkę na monitorze i biegnę do jego sypialni i zabieram mu ulubione, stare i wypchane na kolanach dresy.
Wracam do pokoju i w duchu już się śmieję, jak diabeł.
Podczas kolacji, ojciec biega po całym domu w samych bokserkach i przeklina.
– Maciek, co ty wyprawisz? – pyta mama i spogląda na ojca, jak na wariata, a ja się tylko pod nosem chichram.
– Gdzie są moje ulubione dresy?! – krzyczy wkurzony i miota się po salonie, wywracając wszystko do góry nogami.
– Jakie znowu dresy?!
– Te szare. Moje ulubione!
– Te stare łachy? Przecież masz od groma innych, a uczepiłeś się tego starego i schodzonego, który nadaje się tylko na śmietnik.
– Gówno mnie obchodzi, to mój ulubiony dres i w nim się dobrze czuję. Zaraz mnie jasny szlag trafi. Max, widziałeś mój dres? – pyta, a ja udaję, że się zastanawiam o który dres mu chodzi.
Drapię się po brodzie, lecz po chwili mówię.
– A wiem, gdzie jest. Zabrałem go dziś do szkoły. Mieliśmy przedstawienie i potrzebowałem się w niego przebrać.
– A co za role grałeś?
– Żula spod sklepu, kupującego winiaka za pięć złotych. – Na moje słowa matka wybucha śmiechem, a ojciec wystawia w moim kierunku palec i mówi.
– Ja ci to obiecuję, ty się kiedyś doigrasz.
***
Maciek
Ten gówniarz robi wszystko, żeby mnie sprowokować, ale ja się nie dam i wytrzymam. Złamię go i nauczę pokory. Nie będzie mi tu smark podskakiwał.
Po kolacji Max idzie do siebie, Róża zaczyna sprzątać, a ja mam ochotę trochę popracować w gabinecie, więc wstaję z kanapy, podchodzę do żonki, całuje ją w szyję i mówię.
– Kochanie, popracuję z godzinkę, zanim ty tu nie ogarniesz, dobrze? A potem pójdziemy do sypialni i zajmę się tobą, moja piękna istoto.
– Dobrze mój mężczyzno, tylko nie każ mi długo na siebie czekać.
– Jasne serduszko, godzinka i jestem cały twój.
W gabinecie, siadam w wygodnym fotelu, otwieram klapę od laptopa i momentalnie dostaje szału... Do ekranu komputera przyklejona jest karteczka.
„ ... Za drzwiami prosto, schodami do góry, korytarzem do samego końca, ostanie drzwi na lewo, zapukasz i grzecznie poprosisz, a może dowiesz się hasła do komputera..."
– Aaaa!!! Zabiję!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro