Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 80.

Molly weszła do kuchni, zastając w niej opierającą się o stół Bellatrix. Kobieta wyglądała conajmniej źle, a jej oczy wypełniał żal i troska. Rudowłosa natychmiast się przy niej znalazła.

-Co się stało, moja droga?-zapytała obejmując ją ręką.

-Gdy byłam młoda-zaczęła cicho Snape-Matka wychowała mnie w poszanowaniu do tradycji, więc jako najstarsza miałam dać jej wnuka lub wnuczkę. To był mój obowiązek. Po jakimś czasie zostałam zmuszona do małżeństwa, a Rudolfus był młody i bogaty, więc posiadał wszystko na czym zależało rodzicom. Nie kochałam go. Wręcz nienawidziłam.

-Wiem, wiem... Ale już dobrze, prawda? Masz teraz Severusa i w ogóle-Molly odsunęła krzesło i usadziła na nim Bellę. Kobieta uśmiechnęła się bardzo delikatnie.

-Kiedy rodzice powiedzieli Rudolfusowi, że oczekują od nas potomka, ten był bardzo napalony na ten pomysł. Nie chciałam mieć dziecka z kimś kogo nie kocham-mówiła dalej, ale zawahała się na chwilę-Z niepewnego źródła dostałam zioła, które miałam zażywać, by nie zajść w ciążę. Powiedziałam rodzinie, że jestem bezpłodna, że nigdy nie dam Rudolfowi dziecka. Wysłali mnie na badania, w których wyszło, że te zioła tak wszystko we mnie zniszczyły, że diagnoza faktycznie mówiła iż nie będzie mi dane zajść w ciążę. Nie tego oczekiwałam, naprawdę. Rudolfus się zdenerwował, więc zaczął mnie traktować bardziej jak maszynę-jej głos coraz bardziej się łamał-Nigdy nie pogodził się z tym, że mam teraz Severusa, a do tego będę miała z nim dziecko. Mam wrażenie, że on coś planuje, że nie będę w stanie ochronić synka.

Molly przyciągnęła ją do siebie i poklepała po plecach.

-Sama mówisz, że masz teraz Severusa-powiedziała cicho-Mu też było ciężko chronić Harry'ego, ale jesteś jeszcze ty. Rozumiesz, uzupełniacie się.

-To, że w ogóle zaszłam w ciążę jest jakimś cudem-mruknęła Bellatrix-Tak naprawdę nigdy nie powinno się to wydarzyć.

-To znak-wtrąciła Molly-Dziecko zawsze daje nadzieję. Ja jak widzisz potrzebowałam tej nadziei dużo.

***

-Ile masz lat?-zapytał w pewnym momencie Rowley, a Alexander po drugiej stronie przymknął oczy, jakby próbował coś obliczyć.

-Czterdzieści dziewięć-odparł po chwili ciszy-Jestem stary.

-Ja dwadzieścia siedem-mruknął brunet.

Wiem, przeszło Alexandrowi przez myśl, ale nie odważył się tego powiedzieć na głos.

Z grubsza jego historia nie była za ciekawa. Kiedy tamtego feralnego dnia zbiegł do salonu i ujrzał martwą żonę, Śmierciożercy wcale go nie zabili wedle oczekiwań. Powiedzieli tylko, że skopią jego syna jak psa, umrze wiedząc, że nikt mu nie potrafił pomóc, a potem samego Alexa zabrali właśnie do dworu, w którym obecnie się znajdowali.

Alexander tak bardzo chciał dołączyć do żony i rzekomo zmarłego syna... Coś jednak kurczowo trzymało go przy życiu, nie puszczało, sprawiało, że wszystkie próby samobójcze kończyły się niepowodzeniem. Teraz wiedział już co.

Jego syn żył, ale za to siedział w celi obok z wyrokiem śmierci podpisanym przez samego Czarnego Pana. Kiedy czarnoksiężnik przyszedł następnego dnia, by znów męczyć młodego mężczyznę, Alexander już nie był na to taki obojętny.

-Voldemort, nie znudziło ci się?-warknął podnosząc się i podchodząc do krat.
Czarny Pan przekrzywił głowę w jego stronę, z błyskiem w oczach. Wyszczerzył się w uśmiechu, a potem jakby z premedytacją otworzył drzwi celi obok. Potem Alexander słyszał już tylko krzyki i łkanie swojego syna. Tego dnia tortury wydawały się wyjątkowo okrutne. Zacisnął zęby i kopnął ścianę, ale przyniosło mu to tylko nieznośny ból. Nie wiedział, czy może powiedzieć iż nienawidzi tego człowieka-Voldemort zdecydowanie miał w sobie mało człowieczeństwa. Usiadł bezradnie, nie wiedząc co zrobić, podczas gdy Czarny Pan coś mówił do Rowleya-Nie słuchaj tego szaleńca, cokolwiek ci powie!-rzucił cenną radę, a potem ujrzał przez kraty w drzwiach lekceważące spojrzenie samego Czarnego Pana. Wiedział, że to nie skończy się dobrze.

-Cieszę się, że przez te kilkanaście lat jeszcze nie zdechłeś-powiedział Voldemort i udał się do wyjścia, zostawiając nieprzytomnego Rowleya i Alexandra uważnie rozważającego te słowa.

***

Harry wstał chwiejnie i zatoczył się na kominek, ale dzielnie ruszył dalej. Nie chciał bezczynnie siedzieć w samotności i nic nie móc robić. W domu było dość pusto, bo prawie wszyscy Weasleyowie udali się na Pokątną. Potter mimo chęci, nie mógł im towarzyszyć, gdyż jego stan zdrowia dalej na to nie pozwalał. Ostatnio po nieudanych poszukiwaniach profesora Obrony Przed Czarną Magią, Snape wrócił i zamknął się w pokoju udostępnionym mu przez Weasleyów. Nawet Bella przez długi czas bała się tam wejść, ale w końcu zaryzykowała i zniknęła na dobre. Gryfon czasami naprawdę nie mógł zrozumieć jak ci dwoje tak dobrze dogadywali się w małżeństwie. Cechowali się wybuchowymi charakterami, pełnymi zawiłości i dzikości, a do tego Bella nie była spokojnym duchem.

Chłopak wiedziony pokusą udał się na schody. Do tej pory nie udało mu się ich pokonać, a wręcz przeciwnie, gdyby nie Severus, spadłby z nich pozbawiony sił. Teraz nadażyła się okazja, by protestować swoją wytrwałość. Powoli postawił pierwszy krok, mocno ściskając poręcz. Poszło gładko, tak samo jak z drugim i trzecim stopniem.

Mniej więcej przy dziewiątym lekko zakręciło mu się w głowie, więc na chwilę przystanął. Jego organizm był wycieńczony po skatowaniu przez wujka, a regenerował się dość wolno, ku niezadowoleniu okularnika. Wkurzony zacisnął wargi i postawił kolejny, mocny krok. Był uparty, co ostatnio często powtarzała mu Bella, ale miało to swoje dobre strony. Dobrnął na pierwsze piętro i nawet nie kręciło mu się w głowie. Przybił sobie mentalną piątkę, po czym ruszył w stronę sypialni ojca i jego żony. Cicho zapukał drzwi, po czym nie słysząc odpowiedzi uchylił je.

Severus spał na łóżku rozprostowany, a obok niego, w za dużym swetrze i z otwartymi ustami leżała Bella. Mocno przytulała się do Snape'a, który jedną dłoń trzymał na jej okrągłym brzuchu. Sama poruszyła się lekko i owinęła jeszcze mocniej wokół Mistrza Eliksirów, który przez sen pocałował jej czoło.

Gdy Harry uznał, że już się napatrzył, odwrócił się do tyłu, napotykając zaskoczony wzrok Dracona. Zamknął za sobą drzwi, a Malfoy doskoczył do niego.

-Co ty tu robisz?-zapytał zdenerwowany-Nie możesz jeszcze się tak wysilać, wiesz jak to się ostatnio skończyło!

-Bez przesady-Harry roześmiał się i potargał idealnie uczesanie blond włosy Malfoya. Chłopak speszył się. Stali przez długą chwilę w ciszy, a Wybraniec zauważył wahanie w oczach przyjaciela-Draco, chcesz mi coś powiedzieć?

-Nie, czemu tak uważasz?-blondyn wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Gryfon podszedł do niego bliżej, zapominając całkowicie o bólu żeber, który przed chwilą mu doskwierał.

-Przecież widzę-powiedział niedbale-Chodźmy do ciebie, wszystko mi opowiesz.

Draco dzielił pokój z Ronem, który nie miał nic przeciwko, od kiedy się pogodzili i stali parą dobrych kumpli. Teraz jednak rudowłosy był z rodziną na Pokątnej, więc zostali w pomieszczeniu sami. Potter od razu wpakował się na łóżko Weasleya, podczas, gdy Malfoy niepewnie usiadł na brzegu swojego. Harry uniósł brew pytająco.

-Nic się nie dzieje, już mówiłem-Ślizgon rzucił wymijająco, podnosząc z poduszki jakąś mugolską książkę fabularną. Wybraniec przypatrzył się okładce i rozpromienił.

-Kiedy Władca Pierścieni wpadł ci w ręce?-spytał pogodnie. Draco wzruszył ramionami otwierając na przypadkowej stronie. Tak naprawdę chciał po prostu, by Harry gdzieś poszedł. Miał bardzo zły humor, a ciągłe pytania Gryfona wcale nie pomagały. Gdy ten znów się o coś zapytał, Malfoy rzucił lekturę na łóżko. Przestraszony Harry otworzył szerzej oczy i zamilkł.

-Naprawdę nie mam dziś ochoty na dyskusję-szepnął blondyn, czując się nad wyraz dziwnie. Jakby to co działo się wokół, było jedynie snem, a każdy jego ruch i słowo zdawało się kontrolowane przez kogoś innego. Przymknął oczy, wiedząc jak wali mu serce. W głębi głowy pojawił się jakiś mały lęk, niczym ukłucie.

Drgnął i poczuł na sobie rękę Harry'ego.

-Dobrze się czujesz?-zapytał brunet troskliwie. Malfoy nie wiedział co odpowiedzieć. Właściwie to mógł wszystko prócz tego, że jego samopoczucie jest w porządku. Pokręcił głową przecząco i wziął urywany oddech-Możesz mi spokojnie powiedzieć co się dzieje.

-Martwię się-odparł Draco łamiącym się głosem-Śnił mi się dziś świat opanowany przez Voldemorta. Zostaliśmy sami. Ty i ja-spojrzał w górę na Harry'ego, który teraz usiadł, by go wysłuchać-Widziałem śmierć moich rodziców, wuja Severusa i cioci Belli. Ich syn, jako niemowlę, został uprzednio zabity na ich oczach. Podobnie stało się z Luną, Pansy, Hermioną... Potem z jasnej strony zostałeś tylko ty i ja. Nie mieliśmy wyboru, wiedzieliśmy że nie damy sobie rady sami. Dlatego jak głupi rzuciliśmy się do walki. Miałem nadzieję zginąć jako pierwszy, ale Voldemort utrzymał mnie przy życiu, ponieważ chciał bym widział twoją śmierć.

Harry przysiadł się bliżej i objął Dracona, dalej się nie odzywając.

Czy taka przyszłość ich czekała? Tego nie wiedział. Ale był pewien, że nieunikniona bitwa z Voldemortem będzie najcięższą walką od wielu lat. Skrzywił się i trochę mocniej przytulił Malfoya.

Zdawał sobie sprawę, że może przyjdzie mu zginąć, ale po cóż miał marnować teraz czas? Wolał go spędzić z przyjaciółmi.

~×××~

UWAGA!!!

Na moim profilu dostępny one shot z hp 'Skutki'. Serdecznie zapraszam!!!

Cholera, ten rozdział był taki nudny, krótki i badziewny, że aż jestem na siebie zła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro