Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 8

Harry jako pierwszy otworzył oczy. Szybko spostrzegł, że obok niego na siedząco śpi jego opiekun. Było już przed ósmą, co oznaczało, że zaraz miało być śniadanie.

-Draco-szepnął do blondyna. Ten przeciągnął się i wyprostował.

-Musimy iść, bo zaraz bedą lekcje. Wy macie dziś pierwszą lekcję z nami? Co to za lekcja?

-Wydaje mi się, że mamy eliksiry. Budzimy Snape'a?

-Lepiej nie, chodźmy!

***

Snape miał miłe wrażenie wyspania, lecz ktoś oczywiście musiał to przerwać! Dumbledore wparował bez skrupułów do jego pokoju i zaczął nim trząść na wszystkie strony.

-Oszalałeś na starość?! -warknął nauczyciel i podskoczył. Dyrektor patrzył na niego z lekka zdziwiony i rozbawiony.

-Nie czuć od ciebie alkoholu, a jednak to zrobiłeś-zaśmiał się.

-Co zrobiłem? -syknął Mistrz Eliksirów wygładzając swoją czarną szatę.

-Zaspałeś na lekcje! Gratuluję! To twój pierwszy przypadek!

Snape zdezorientowany spojrzał na stary zegar ustawiony w kącie pokoju.

-Cholera! Wpół do dziewiątej! Czemu bachory mnie nie obudziły!

-Jakie bachory, Severusie? -Dumbledore uśmiechnął się wesoło.

-Potter i Malfoy mieli jakieś koszmary i przyszli tu gdyż tak im kazałem. Potem zasnęli oboje, a ja przy nich.

-Zaspałeś, Severusie. Tobie się to nigdy nie zdarza! Uczniowie czekając pod salą!

Snape skrzywił się na twarzy, po czym w głowie zaczał wyzywać Dumbledora. Stary zgred sam najpierw każe mu się upić, żeby odreagował, a teraz nagle zdziwiony wbiega do jego pokoju z rządaniem wyjaśnień spóźnienia na lekcje.

-A tak poza tym, zaraz po tym jak powiedziałeś mi o samobójstwie Quirrella, zacząłem szukać nowego nauczyciela Obrony. Mamy pierwszego kandydata.

-I oczywiście nie wziąłeś mnie pod uwagę-warknął cicho, zamykając drzwi do swojej komnaty.

-Yyy... No nie, ale posłuchaj. Pierwszy kandydat to niejaki Rowley McLevis. Może słyszałeś o nim?-zapytał rozemocjonowany Dumbledore.

-Tak, bardzo energiczny i młody mężczyzna. Myślę, że miałby dobry kontakt z młodzieżą-odchrząknął i sam czuł zażenowanie tym co gadał.

-To wyśmienicie! Zaraz poślę do niego sowę, niech już dziś pojawi się w szkole na rozmowie!

-Tak Albusie, doskonały pomysł...

W ciszy ruszyli do sali eliksirów. Zastali tam głośną grupkę uczniów, którzy nie wyglądali na zawiedzionych brakiem nauczyciela.

-Co tu się dzieje? W tej chwili wchodzić do środka! Potter i Malfoy, będziemy musieli porządnie sobie porozmawiać! Minus dziesięć punktów od Gryffindoru!

-Ale profesorze... A Draco? -rozżalonym głosem zaczał tłumaczyć się Harry.

-Zamknij się już Potter. Włazić do sali!

***

Snape zmusił się do tego, by zjawić się na obiedzie. Miał wyjątkowk zły humor. Nie to, że na codzień tryskał energią i radością, ale jednak rzadko czlowiek dobrze czuje się po ogarnięciu, że jego największy wróg, który miał nie żyć, nagle jakimś cudem zmartwychwstał. Wszedł do sali i zobaczył, że oczy wszystkich uczniów zamiast być zwrócone w talerze, patrzyły się na stół nauczycielski. Snape sam od razu tam spojrzał. Ten cały McLevis właśnie bajerował coś Pomonie Sprout używając swojego uroczego i uwodzicielskiego uśmieszku, któremu z pewnością żadna kobieta nie potrafiłaby się oprzeć. Rowley ujrzał go.

-Ach! Sev! Usiądź. Nie spodziewałeś się mnie tu, co?-zapytał wesoło. Jakby znali się od lat. Gówniarz.

-Z pewnością-odwarknął i zasiadł na swoim miejscu.

-Pan Rowley zgodził się na cały etat nauczania Obrony! To cudownie, prawda Severusie?-zapytał Dumbledore wcinając stek.

-Wybornie. A teraz dajcie mi zjeść w spokoju.

Harry spojrzał na swojego opiekuna. Wyglądał źle, nawet bardzo. Oczy miał podkrążone, a usta sine bardziej niż zwykle.
Chłopak skończył posiłek i razem  z Ronem pobiegli na błonia.

-Niedługo masz mecz Quidditcha-zagadnął Weasley.

-Wiem... Nerwy już są. Boję się, że zawiodę cały Gryffindor-Harry przymknął oczy.

-Z tego co słyszałem, panie Potter, podobno jest pan dobry w te klocki-za nimi rozległ się nieznany głos.

-Dzień dobry profesorze-mruknęli chłopcy jednocześnie.

-Tak, myślę że dobry. Dostałem pracę!-powiedział nauczyciel i odszedł.

Weasley i Potter nie polubili mężczyzny. Patrzyły za nim wszystkie dziewczęta. Nawet Hermiona, która teraz poszła specjalnie czytać książki o Obronie Przed Czarną Magią. Paranoja.
Co było w nim takiego ciekawego?
Miał dość długie, ciemne włosy, orzechowe oczy i irytująco białe zęby.
Do tego dalej nikt nie wiedział co się działo z Quirrellem.

-Mamy na jutro esej z eliksirów-zawył rozpaczliwie Ron i rzucił się na trawę.

-Eee... Muszę iść. Zacznij pisać a nie rozpaczać-zaśmiał się chłopak i już zerwał się do odejścia.

-A ty gdzie?-odezwał się nowy głos, dość mroczny i tajemniczy. Czyli był to Snape.

-Profesorze! Jak ja się cieszę, że pana spotykam. Otóż martwi mnie nagłe zniknięcie profesora Quirrella, jak również tak szybkie pojawienie się nowego nauczyciela. Przecież to czysto nielogiczne!

Skubaniec-przeszło przez myśl Severusowi. Młody był mądrzejszy niż się wydawał. Snape poczuł się dumny z tego powodu i gdyby nie był sobą, to pogratulowałby dzieciakowi dedukcji i dokładnej analizy, ale w końcu był sobą. To wystarczało. Rozejrzał się wokół szukając jakiegoś punktu zaczepnego, ale ujrzał jedynie to co zawsze.
Kilka drzew, usypaną piaskiem ścieżkę prowadzącą wprost do jeziora. Któż wiedzial co czaiło się w odmętach tej głębokiej, czarnej wody?
Te logiczne przemyślenia przerwał mu głos małego bachora.

-Panie profesorze? Wszystko w porządku? -zapytał potwór.

-Oczywiście. A co do twoich teorii spiskowych... Uspokój się i nie wnikaj w sprawy, które cię nie dotyczą, bo nie będę miał ochoty później cię opłakiwać z całą szkołą-warknął i zamiast rozczarowania, twarz dzieciaka przybrała wyraz radości i wzruszenia.

-Ja... Dziękuję panu-Potter zrobił szczenięce oczy.

-Za co niby?

-Za to, że się pan o mnie troszczy! -odparł dzieciak wesoło-Nigdy nikt się o mnie nie martwił, to naprawdę niesamowite uczucie! -dodał i po chwili objął opiekuna. Snape był tak przerażony, zaskoczony i wściekły, że starał się nie zauważać miłego, ciepłego uczucia w sercu.

-Co ty... robisz? Chcesz mi zmiażdżyć mostek? -warknął i rozejrzał się wokół sprawdzając, czy aby nikt nie patrzył. Jedynie Weasley również starał się zakodować co właściwie się przed chwilą wydarzyło.

-Do widzenia profesorze, idę się uczyć transmutacji! -krzyknął wesoło Potter nie zważając na zażenowaną minę Snape'a. Zostawił swojego opiekuna i przyjaciela w totalnym szoku, z którego niezbyt łatwo było im się ocknąć. Pierwszy zrobił to Mistrz Eliksirów.

-A ty, Weasley nikomu, rozumiesz, nikomu nic nie mówisz!-po czym nie oczekując odpowiedzi wycofał się do szkoły. Musiał poważnie przemyśleć kilka spraw.

Kto by się spodziewał, że pod jego gabinetem stał McLevis. No doprawdy.

-Nie ma pan nic lepszego do roboty niż sterczenie przed drzwiami pustego pomieszczenia? -Severus ścisnął usta w cienką kreskę.

-Och, zjawił się pan! Możemy wejść do środka i porozmawiać? Chciałbym wiedzieć kilka spraw dotyczących szkoły-przyjaźnie odparł Rowley. Mistrz Eliksirów otworzyo drzwi jednym ruchem i gestem kazał młodemu mężczyźnie wejść-Dziękuję. Moje pierwsze pytanie dotyczy mojej kandydatury. Czemu pan mnie poparł, skoro nawet mnie pan nie znał?-zaśmiał się kpiąco brunet.

-Zamknij się. Dobrze wiesz jaka była wola Czarnego Pana-Nietoperz odparł nadzwyczaj spokojnie.

-Och, od kiedy ty go tak słuchasz, co?-zapytał McLevis podchwytliwie, dało się w tym wyczuć haczyk. Severus otworzył usta, by coś powiedzieć, ale w końcu pozwolił młodemu kontynuować, co ten od razu zrobił-Przejrzałem cię, Snape. Znam twoje zadanie, wiem kim jesteś, szpiegu...

-Wyjdź stąd, McLevis! Przekraczasz granice! -Severus poczuł dyskomfort psychiczny.

-Ależ ja nie zamierzam nic powiedzieć Czarnemu Panu-zatrzymał się na moment-Ja sam działam na jego niekorzyść, Staruszku. Dlatego własnie tu jestem. Bo on ufa nam obojgu i chce zabić Pottera. A z tego co widziałem, młody traktuje cię... No nawet jak ojca, więc to wszystko przemyślałem. Z początku miałeś nic nie wiedzieć, ale z czasem stwierdziłem, że terapia szokowa będzie dla ciebie odpowiednia, więc proszę bardzo. Oboje jesteśmy szpiegami. Fajnie, co nie? Musimy ochronić Pottera, co w sumie jak zostało ci wyznaczone jako zadanie. Przede wszystkim, zjednoczmy swoje siły, Snape. Naprawdę będzie nam wtedy łatwiej. Ty w twoim wieku już nie jesteś taki zwrotny i w ogóle...

-Grabisz sobie smarkaczu-skomentował Snape.

-Ale gadam mądre rzeczy. Tylko zjednoczenie sprawi, że wygramy nie tylko tą bitwę, ale i całą wojnę...


Jestem, żyję, nic mi nie jest!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro