Część 72.
Ciągłe, niekończące się zmiany humorów Bellatrix nie tylko irytowały Snape'a, ale też niepokoiły. Kobiecie z dnia na dzień zwiększał się apetyt i po dwóch tygodniach jej obiadowa porcja była trzy razy większa od przeciętnej. Do tego ciągle błagała Zgrzytka o słodycze.
-Za dużo przytyjesz i będziesz potem narzekać-mruknął Mistrz Eliksirów patrząc, jak jego żona bierze do ust kolejnego żelka. Kobieta wzruszyła ramionami i sięgnęła po następnego-To nawet nie jest zdrowe. Nie chcesz jeść tyle owoców albo warzyw?
-Będziesz mi teraz wypominał wagę?-wstała-Mówiłam Narcyzie, że ten cały wymuszony ślub się tak skończy-z jej policzków zaczęły lecieć łzy. Snape uniósł brwi, nie ruszając się z miejsca-O jeny przepraszam, nie powinnam mówić takich rzeczy!-wyszeptała i mocno wtuliła się w tors czarnowłosego.
-Masz w ciągu tego tygodnia odwiedzić Poppy razem ze mną, jasne? Żadnych wymówek. Nie będę tego znosił-powiedział mężczyzna i pokręcił głową z zażenowaniem. Ona tylko przytaknęła cicho i wróciła do jedzenia żelków.
Przełom nastąpił w trzecim tygodniu po ich ślubie, kiedy to Snape prowadził swoją lekcję. Czarnowłosy uwielbiał dręczyć czwartoklasistów, szczególnie Puchonów, którzy akurat w tej klasie byli szczególnie wrażliwi. Mężczyzna uniósł kąciki ust w bardzo złowieszczym uśmiechu, chcąc właśnie ochrzanić jednego z uczniów, kiedy do sali wpadła zdyszana Cecile Davis, z siódmego roku. Puchonka pyskata i wyszczekana, ale dobra z eliksirów.
-Davis, mogę znać powód dla którego wpadasz bez zapowiedzi do mojej klasy, nie wiedząc, że mógł wybuchnąć choćby jakiś eliksir?-zapytał ostro-To już drugi raz w tym roku.
Cecile wyglądała na zamyśloną, jakby liczyła coś w głowie, po czym skinęła głową.
-Faktycznie, drugi-potwierdziła-A ta sprawa nie może czekać i myślę, że musi pan pójść ze mną.
-Słucham?-Mistrz Eliksirów przymknął oczy-Czy zawsze coś wypada akurat kiedy mam lekcje?
-To naprawdę ważne.
Uczniowie słuchający tej dziwnej wymiany zdań, na skinienie ich profesora natychmiast się spakowali i opuścili salę.
-Mów. O co chodzi?-zapytał Severus.
-Chodzi o pana żonę, profesorze-Davis była wyjątkowo przejęta, a burzliwe emocje emanowały od niej na wszystkie strony.
-Chyba ta wariatka nikogo nie zabiła, co?-Snape spodziewał się wszystkiego.
-Nie dzisiaj, profesorze-odparła złośliwie-No chyba że pan padnie jak to wszystko usłyszy.
-A życzysz mi tego, Davis?-zapytał Mistrz Eliksirów zamykając salę. Dziewczyna zaśmiała się.
-Ja nie, ale ja jestem w tej nielicznej grupie pana zwolenników-Puchonka uniknęła książki, którą dostałaby w głowę-To nie było uczciwe. Ja przychodzę z ważną sprawą, a pan chciał mnie uderzyć.
-Zamknij się wreszcie, a już nie będę próbował-warknął mężczyzna-Jesteś jak McLevis. Identyczna. Ten idiota też taki nigdy nie wygadany wystarczająco. Z kim przyszło mi żyć?
-Z Bellatrix Black, gdy powiedział pan sakramentalne 'tak'-tym razem Cecile nie uniknęła bolesnego ciosu.
-Zamknij się i idź wreszcie-burknął ostro, a dziewczyna chichocząc pod nosem ruszyła w stronę skrzydła szpitalnego-Chcesz przybliżyć mi co właściwie się stało z Bellą?
-Nie-odparła Davis wzruszając ramionami, a Snape zacisnął zęby.
Gdy dotarli, Poppy czekała na nich w drzwiach.
-Wejdźcie-zaproponowała szybko pielęgniarka. Jej oczy błyszczały, jednocześnie wyglądają na zaniepokojone i niemało zaskoczone.
Na jedynym zajęty łóżku leżała Bella, blada jak ściana i patrząc się w pościel.
-Panna Davis zacznie ci może opowiadać co się stało, dobrze?-Severus wzruszył ramionami i tak nie mając wyboru.
-No więc gdy tak sobie uciekałam z lekcji-zaczęła dziewczyna-Rozumie pan. Historia Magii. Kto to lubi? To zauważyłam pańską wybrankę zataczającą się na korytarzu. Pomyślałam se, że musiała być chyba ostra impreza i lekkie przedawkowanie alkoholu, ale gdy podeszłam bliżej, próbując może uzyskać trochę więcej informacji, nie wyczułam żadnego trunku. No i ta oto kobieta-Cecile wskazała na Bellę leżącą na łóżku-Straciła przytomność prosto na mnie. To wzięłam jakieś zaklęcie lewitujące i przetransportowałam ją tutaj, a resztę to powie madame Pomfrey, chyba że chce pan usłyszeć ciekawszą wersję.
-Niech Poppy mówi-Severus szybko przerwał gadatliwej Puchonce i zwrócił się do starszej koleżanki.
-Wykonałam profilaktycznie kilka badań w biorąc pod uwagę fakty, które ostatnio mi mówiłeś-westchnęła pielęgniarka-Nie ma się czym martwić.
-To chyba dobrze, prawda?-zapytał zdezorientowany Mistrz Eliksirów-Po co wam tu byłem potrzebny?
-Nie słyszał pan najlepszej części i to ja pozwolę sobie ją powiedzieć, jako przyszła studentka magomedycyny-powiedziała dumnie Davis. Snape uniósł brwi pytająco-Panie profesorze, zostanie pan tatusiem!-pisnęła z przesadzonym entuzjazmem i słodyczą. Czarnowłosy otworzył usta, zamknął i znów otworzył. Spojrzał na Poppy szukając potwierdzenia tych słów.
-To prawda, Severusie. Bellatrix jest w ciąży-Pomfrey lekko się uśmiechnęła-To bardzo dobra wiadomość.
-To takie niesamowite, że pod sercem pani Belli rozwija się cząsteczka waszej dwójki! Nie wiedziałam, że kiedyś tego dożyję!-krzyknęła Cecile.
-Davis, możesz już się uciszyć, ewentualnie na razie wyjść i nikomu nie mówić co się stało, jasne?-przykazała pielęgniarka, a Snape podziękował jej za szybkie działanie, bo sam był w taki szoku, że drżały mu ręce.
Bellatrix wyglądała jakby czekała na jego reakcję. Uniosła jedną brew pytająco.
-Może byś coś powiedział?-zaśmiała się-Ją tu chcę usłyszeć, aż jakoś okażesz swoje emocje.
-Nie spodziewałem się, że kiedyś doczekam się potomka. Po prostu jest to dla mnie dziwne-mruknął Snape i tysiąc myśli pojawiło się w jego głowie. Co z Harrym i Luną? Czy teraz już naprawdę będzie musiał ich zostawić? Czy będzie musiał się przeprowadzić? Co na to wszystko Albus i Voldemort?
A on? Nie miał pojęcia jak zajmować się niemowlakami!
-Severusie, chcesz wody?-zapytała Poppy, wydawać by się mogło, że trochę prześmiewczo. Bellatrix mrugnęła do niej i posłała wesoły uśmiech.
-Nie, dziękuję-odparł ponuro Snape-Który to tydzień?
-Trzeci.
Czyli incydent zdarzył się zaraz po ślubie. Mężczyzna szybko znalazł pozytywy. Potomek był mu potrzebny, chociażby do wzmocnienia pozycji u Czarnego Pana. Zawsze skrycie chciał mieć rodzinę-co nie znaczy oczywiście, że zapomniałby o swoich wychowankach. Właściwie ciąża Belli była mu na rękę. Może kobieta stanie się bardziej podatna i w czasie trwania stanu błogosławionego zmieni strony? Uśmiechnął się i pocałował Bellę w czoło, rękę kładąc na jej brzuchu.
-Cieszę się-oznajmił.
-Spróbowałbyś nie-prychnęła Poppy z tyłu-Bellatrix, będziesz musiała tu jeszcze trochę poleżeć. Wykonam resztę badań diagnozujących i rozpoczniemy rozpisanie karty ciąży, dobrze?
-Oczywiście, Poppy-odparła kobieta, a Severus jedynie zaczął się zastanawiać kiedy przeszły na 'ty'-Cecile może tu wrócić jak chce. Ja nigdy nie lubiłam Historii Magii. Jaki by nie był nauczyciel, ten przedmiot jest po prostu nudny.
Była zupełnie inną osobą.
***
Plotki rozchodziły się szybko, ale o dziwo nie rozpoczęła ich Cecile. Już chyba cała szkoła coś podejrzewała, ale nikt nie śmiał o tym mówić. Oprócz jednej osoby.
Gdy Bellatrix przechodziła właśnie najmniej uczęszczanym korytarzem, usłyszała znajomy głos. Draco siedział pod ścianą, rozmawiając z jakąś drobną blondynką. Lovegood.
Kiedy para ujrzała kobietę stojącą obok nich, przestała rozmawiać. Malfoy zbladł i spuścił głowę na dół, jakby oczekiwał że rozmowa okaże się zgubna, ale dziewczynka poczuła się jak w swoim żywiole.
-Dzień dobry, pani Snape-powiedziała wesoło.
-Lovegood-kobieta odparła obojętnie-Draco.
-Chciałam pogratulować-zaczęła nagle dziewczynka-Ciąża to niesamowite zdarzenie.
-Skąd wiesz że niby jestem w ciąży?-Bella wydawać by się mogła nawet urażona, kiedy cofnęła się krok do tyłu. Malfoy próbował powstrzymać przyjaciółkę przed dalszym mówieniem.
-Zmieniła się pani-oparła Luna i było to takie proste, że coś w tym urzekło Bellę. Wróciła do wygodnej pozycji i lekko uniosła kąciki ust.
-Masz rację z spodziewam się dziecka-oznajmiła kobieta, a Draco wyglądał jakby miał zaraz wylecieć przez okno. Jego oczy były szeroko otwarte, natomiast Luna odwzajemniła uśmiech i zaczęła ściągać coś z szyi.
-To dla pani-blondynka podała Belli mały wisiorek z muszelką-Mama mówiła mi, że jak była ze mną w ciąży, to zawsze go nosiła. Podobno odstrasza wszystkie złe myśli związane z urodzeniem dziecka. Niech i pani się przyda, bo ja na razie go nie potrzebuję.
-Dziękuję-powiedziała zaskoczona Bellatrix, ale ponieważ miała dobry humor, od razu założyła wisiorek na szyję-To bardzo miłe z twojej strony. Draco, będziesz chciał później wpaść do mnie na chwilę? Nie musisz się ukrywać za plecami przyjaciółki. I tak cię widzę. To chyba logiczne, bo jesteś od niej starszy i większy?
-Tak ciociu, mogę przyjść-odparł szybko blondyn, a Bellatrix skinęła głową i uśmiechając się, odeszła.
-Widzisz?-zaczęła Lovegood-Mówiłam ci że zmienia się na lepsze.
-Albo coś planuje-Malfoy zmrużył oczy patrząc w korytarz-Wiesz Luna, jak Harry się dowie, że ciąża to prawda, nie będzie tak fajnie. Pozwolisz, że cię opuszczę? Muszę kogoś odwiedzić.
-Oczywiście nie Draco. Widzimy się później-dziewczynka nachyliła się do niego i dała buziaka w policzek, po czym dodała-Jeszcze się wszystko ułoży! Cześć!
Dracon chwilę stał dotykając policzka w miejscu, w którym przed chwilą blondynka złożyła swój pocałunek, po czym otrząsnął się i chwycił z ziemi torbę. Droga do znajomego miejsca nie zajęła mu długo.
-Cześć Cassandra!-zawołał na przywitanie, a duch córki Slytherina wychilił się zza zakrętu.
-Hej blondasku-pomachała mu-Opowiadaj, co się ostatnio działo?
-Oj, dużo rzeczy-zaśmiał się Malfoy-Przede wszystkim moja ciotka i wuj Sev, będą mieli dziecko.
-Doprawdy?-Cass uśmiechnęła się-To wspaniałe,że tak im się potoczyło.
-Tsaa, tylko martwię się, że ciocia ostatnio nie jest taka jaką ją pamiętam. Stała się... Podejrzanie miła.
Potomkini Slytherina parsknęła śmiechem.
-Masz niesamowicie poważne problemy ostatnio, blondasku!-stwierdziła.
-Ehhh, ona coś knuje, jak dla mnie. Nie zmienię zdania. Uratowała mi życie i zdecydowanie ufam, że nasze relacje się poprawiły na lepsze, ale bez przesady. Ona nienawidzi Luny, a wzięła od niej wisiorek!
-Mówimy o tej Lunie?-Cassandra sugestywnie poruszyła brwiami-Jak postępy?
-Wyjątkowo dobrze. Pocałowała mnie dziś w policzek-stwierdził chłopak dumnie, dotykając naznaczonego miejsca.
-To super.
-Wiesz, Harry też nie czuje się dobrze w tych wszystkich wydarzeniach. Podejrzewam, że nie zostawi tak tego, iż wuj musiał go opuścić. Nie dostał ani jednego szlabanu i robi się zazdrosny, choć chce to ukrywać.
-Z pewnością. Musisz go obserwować, żeby nie zrobił sobie kłopotów. Biedaczek musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji.
***
Hermiona siedziała zamyślona w bibliotece, podpierając się na łokciach. Już za dwa tygodnie był koniec roku szkolnego, a bardzo nie chciała opuszczać teraz Harry'ego. Ron chyba miał podobne przemyślenia, bo cały czas chodził jakiś przybity. W rezultacie cała niegdyś energiczna trójka, ledwo co się odzywała. Granger straciła nawet zapał na lekcjach.
Pytanie odnośnie Pottera brzmiało: gdzie umieszczą go na wakacje?
Ktoś przyłączył się do stolika dziewczyny. Była to Lovegood.
-Cześć Luna-westchnęła Gryfonka.
-Witaj. Co cię trapi?
-Właściwie wszystko-uśmiechnęła się delikatnie-Martwię się o to, co będzie działo się w te wakacje.
-Ja też-odparła Krukonka-Choć ja tu zostaję, pod opieką profesor Sprout, która na prośbę dyrektora zgodziła się mną zająć.
-A co dyrektor postanowi w sprawie Harry'ego?
To pytanie męczyło wiele osób, w tym Severusa Snape'a, który jeszcze tego samego dnia został wezwany do gabinetu Dumbledora.
-Witaj Albusie, chciałeś mnie widzieć-przywitał się i usiadł mierząc staruszka wzrokiem.
-Owszem-mężczyzna uśmiechnął się-Gratuluję, zostaniesz ojcem.
-Już jestem-warknął Snape. Dumbledore zmarszczył brwi.
-Pomona zgodziła się zostać tu na wakacje i zająć Luną-powiedział.
-To świetnie. A co z Harrym? Jaki masz plan na niego?-zapytał podirytowany Mistrz Eliksirów.
-Severusie, to może ci się nie spodobać, ale z góry mówię, że to jedyne wyjście-westchnął dyrektor i ostrożnie podjął temat-Harry...
-No wyduś to z siebie.
-Harry musi wrócić do Dursleyów-Albus powiedział to najszybciej jak się dało. Czarnowłosy wyglądał jakby jednocześnie miał komuś przywalić i paść. Ostatecznie po prostu wstał.
-Nie wierzę, że nawet śmiałeś to przy mnie powiedzieć!
-Posłuchaj, to jedyne rozsądne wyjście! Tylko tam będzie bezpieczny...
-Bezpieczny? Bezpieczny?!-ryknął Snape ściskając w dłoni różdżkę-Czyś ty postradał zmysły?!
-Tam działa magia krwi-Dumbledore w końcu się przebił-Jeśli nie chcemy, żeby zginął z rąk Śmierciożerców, nie może tu zostać pod opieką któregoś z nauczycieli. Poza tym byłoby to zbyt ryzykowne.
-Oni go zabiją-teraz w głosie Severusa przebijała się rozpacz-Jestem jego ojcem i ja o tym decyduję!
-Wybacz, mój drogi, ale prawnymi opiekunami Harry'ego są Petunia i Vernon-Albus wzruszył ramionami z rezygnacją.
-Nie waż się mówić do niego po imieniu-Snape starał się opanować oddech-To wszystko twoja wina!
-Och, gdybyś nie miał małżonki...
-Gdybyś nie kazał mi jej wziąć za żonę-odwarknął Mistrz Eliksirów.
-Gdybyś nie został Śmierciożercą-argument Albusa zdecydowanie wszystko przebijał, a sam dyrektor po prostu się zaśmiał-I kto jest winny?
-Nienawidzę cię. Nienawidzę-sapnął Severus-Poczekaj, a już niedługo wszyscy dowiedzą się jaki jesteś naprawdę. Karasz nie tylko mnie, ale i Lucjusza z Narcyzą. Czym oni zawinili? Są praktycznie mniej winni niż ja. Rozumiem, że chcesz bym odpokutował, ale nie w taki sposób. Może zaczniesz teraz powoli odwracać ludzi przeciw mnie? Nie zdziwiłbym się. W swoich planach żerujesz na dzieciakach, takich jak Draco. Jak mogłeś zabronić Malfoyom kontaktu z dzieckiem? Jesteś potworem!
-Skończyłeś?-zapytał Albus znudzonym tonem. Snape spojrzał na niego z niedowierzaniem-Może czas pomyśleć, że masz nową rodzinę. Nie przyszywaną.
-Nie chcę ci nic mówić, ale to ty uparłeś się, żebym wziął Harry'ego pod opiekę.
-Na tym zakończymy tą dyskusję. Nie sądzę, by miała w ogóle sens. Harry pojedzie do Dursleyów dla jego własnego bezpieczeństwa przed Voldemortem, czy ci się to podoba, czy nie.
-Kiedyś cię zabiją Dumbledore. Nie wiem, czy będę chciał być wtedy na twoim pogrzebie.
----------
Uwaga!!!!
Pytanie
Zrobić z powrotem dropsa dobrego dziadka, czy wolicie takiego dzikiego i mrocznego Albusa? Xdd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro