Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 60.

-Anastasia!-rozpaczliwy okrzyk rozległ się na końcu ciemnego korytarza. Zjawa podskoczyła i zwróciła się w stronę biegnącego do niej chłopca.

-Blondasku! Co się stało?-zapytała poruszając się w jego stronę.

-On... Ten potwór załatwił Granger-sapnął Draco-Chcą zamknąć szkołę, odesłać uczniów do domu... Ja nie mogę tam wrócić!

Ślizgon opadł na kolana i schował twarz w dłoniach. Anastasia schyliła się do niego.

-Ciii... Skarbie, nie martw się-wyszeptała-Macie teraz ciszę nocną?

-Owszem, udało mi się ominąć dyżurujących-Malfoy przetarł policzki-Ana, to nie może dojść do skutku.

-Usiądź sobie wygodnie-mruknęła dziewczyna, a on posłusznie zmienił pozycję. Oparł się o ścianę i wziął głęboki oddech-Teraz wszystko mi opowiedz.

-Hermiona została znaleziona dziś rano przez profesora Snape'a-zaczął chłopiec-Byłem na chwilę w Skrzydle Szpitalnym i widziałem ich wszystkich... Tych, którzy leżeli tam skamieniali. Potem spotkałem Harry'ego i Weasleya. Podobno podsłuchiwali pod gabinetem dyrektora. Szkoła będzie zamknięta w najbliższym czasie. Ale najgorsze jest to, że to prawda! Profesor Snape, Dumbledore i kilku innych nauczycieli udało się niedawno do Ministerstwa. Do tej pory nie wrócili.

-Miejmy nadzieję, że wszystko się wyjaśni-szepnęła Anastasia-Tymczasem muszę ci powiedzieć coś, co na pewno wam pomoże...

Jednak jej słowa stopiły się z dziwnym sykiem dochodzącym niby zza ściany. Duch cofnął się i zaczął się rozglądać.

-Mój Boże, to niemożliwe-wyszeptała dziewczyna-Błagam, nie...

-Ana-Draco wstał-O co chodzi? Co się dzieje?

-Natychmiast zamknij oczy!-krzyknęła zjawa i po raz pierwszy Malfoy usłyszał furię w jej głosie-Nie waż się ich otwierać, dopóki ci nie powiem, rozumiemy się?

-T... Tak-wyjąkał Ślizgon cofając się do ściany i mocno zaciskając powieki. Syk był teraz bardzo blisko, a Draco poczuł nową obecność w korytarzu. Żołądek podszedł mu do gardła i sapnął z przerażenia. Trzecia istota zbliżała się coraz bardziej. Chłopak miał wrażenie, że jest maksymalnie pięć metrów od niej. Wstrzymał oddech, lecz wtedy dało się słyszeć nowy syk. Był bardziej delikatny i dziewczęcy.

Należał do Any.

Draco nie rozumiał już nic z tej absurdalnej sytuacji, jednak panika wzięła górę. Jego wargi zaczęły drgać i zmuszał się, by nie otworzyć oczu. Dziwna konwersacja między istotą a duchem trwała dalej. Teraz ton dziewczyny był groźny i nie znoszący sprzeciwu, a blondyn mimo nieznajomości owego dialektu czuł, że karci ona stworzenie. Naprawdę była tylko duchem, a miała wiele dziwacznych zdolności. Ale Wężomowa?

Nagle w korytarzu zrobiło się jakby przestronniej, dotarło do niego powietrze i Malfoy wziął głęboki, drżący oddech.

-Och, blondasku!-Anastasia niemal łkała-Możesz już patrzeć.

-Co to miało być?-Draco zarządzał wyjaśnień-Czy to była bestia Slytherina? Jakim sposobem mnie nie zabiła?

-Usiądź, młody. Czas na poważną rozmowę.

-Co masz na myśli?

-Przez długi czas ukrywałam moją tożsamość, bo nie byłeś przygotowany na to co ci teraz powiem. Ale obecna sytuacja skłania mnie do tego-zaczęła zjawa poważnie-Opowieść ta dotyczy zamierzchłych czasów, czasów powstania Hogwartu. Bedziesz musiał się skupić.

-Jestem skupiony-burknął pod nosem Draco, który nie dość, że był roztrzęsiony, miał w sobie pewne poczucie zdrady.

-Skoro tak mówisz-Ana wzruszyła ramionami-Nie jest przypadkiem, że na ten korytarz trafiają sami Ślizgoni. Ja sama ze Slytherinem jestem związana wręcz za bardzo.

-Nadal nie rozumiem-Malfoy uspokoił się już i teraz marszcząc brwi patrzył na ducha-Nawet nigdy nie wspominałaś, że przychodzili do ciebie sami Ślizgoni.

-Bo musiałam udawać, że nic nie pamiętam-zachichotała dziewczyna i zaczęła się bawić swoim długim warkoczem-Ale gdybyś się skupił, wyłapałbyś na przykład, jak często pytałam cię o Severusa.

-Słucham? Przychodził do ciebie?-Draco otworzył szerzej oczy.

-Przez cały rok-Anastasia przemknęła oczy i uśmiechnęła się do siebie-Był wtedy chyba w drugiej lub pierwszej klasie. Uroczy, zagubiony dzieciaczek. Został wręcz mym bratem. To on pomógł mi odkryć niektóre z moich zdolności. Sam miał wiele problemów, czy to z ojcem, czy z prześladującymi go Gryfonami...

-Woah, nie wiedziałem-Draco wpatrywał się w dziewczynę zaskoczony, ale bardzo chciał by ta kontynuowała.

-A wracając do tematu. Jestem naprawdę związana z Salazarem Slytherinem-powiedziała i zawahała się na moment-Bo jestem jego córką.

-Nie. To niemożliwe. Co się dzisiaj dzieje?

-Ojciec bardzo mnie kochał. Byłam jego oczkiem w głowie-Anastasia bawiła się kosmykami włosów, które wyplątały się z jej warkocza-Zamieszkałam tu w Hogwarcie, potem rozpoczęłam naukę. Byłam jedną z prymusek, co oczywiście zadowalało tatę. Ale niestety chłopcy mieli do mnie słabość. Ja natomiast każdemu odmawiałam związku, gdyż chciałam znaleźć tego jedynego. Były to czasy, kiedy w Hogwarcie nie było takiej nienawiści między domami jak teraz. Salazar przyjaźnił się z Godrykiem. Dopiero późniejsze zdarzenia ich poróżniły-zwiesiła głowę.

-Ana, czemu mi nie mówiłaś wcześniej?-Draco domagał się odpowiedzi.

-Słuchaj dalej blondasku, to się przekonasz.

-Owszem, przepraszam, że ci przerywam.

-Nie przepraszaj mały-zjawa posłała mu uśmiech i wróciła do opowieści-Zdarzyło się to na moim szóstym roku. Pewien chłopak, o ile pamiętam, miał na imię Henry, pochodził z rodziny mugoli. Mój ojciec był fanatykiem czystości krwi, to prawda, ale nie miał nic przeciwko by moje zdanie było odmienne. Nikogo nie dyskryminowałam, chciałam mieć przyjaciół wszędzie. Na Henry'm się jednak zawiodłam. Od zawsze wykazywał zainteresowanie moją osobą, ale ja chciałam go mieć przy sobie jako kompana i towarzysza. Był luty, późny wieczór, a ja właśnie wracałam do dormitorium ze spaceru. On tam był... Chciał zrobić coś bardzo złego, Draco, a ja nie miałam na to ochoty. Gdy zaczęłam się szarpać i krzyczeć, najpierw przyparł mnie do ściany, potem przyłożył swoją rękę do mych ust. To poszło trochę za daleko, a krańce mojego wzroku zaczęły szarzeć. Pamiętam swój ostatni wdech sprzed tysiąca lat, jakby to było wczoraj.

Draco siedział z otwartymi ustami i nie wiedział co powiedzieć. Widział, że po policzkach zjawy ściekają łzy, ale cóż mógł zrobić? Anastasia kontynuowała.

-Potem zaczęłam widzieć wszystko z nowej perspektywy. Zorientowałam się, że jestem zawieszona między życiem a śmiercią i chciałam, by ktoś mnie zobaczył. Nie wiem dlaczego, ale było to niemożliwe. Rano moje ciało znalazła jedna Krukonka. Swym piskiem zawiadomiła całą szkołę, że coś się wydarzyło. Mój ojciec przyklęknął nade mną, a ja chciałam mu pokazać, że go widzę, tylko z innej perspektywy, co oczywiście marnie mi wyszło. Wielki Slytherin wpadł w furię. Chyba wszyscy pierwszy raz widzieli jak zaczął płakać. Rowena, Helga i Godryk zapewnili go, że znajdą mordercę. Nie musieli długo czekać, bo zaledwie to zaręczyli, Henry męczony wyrzutami wystąpił z szeregu i przyznał się do winy. Dureń. Ja mu wybaczyłam, ale z ojcem było inaczej. Prawie zabił go na miejscu. Powstrzymali go tylko inni założyciele. Następnego dnia, gdy odbył się mój pogrzeb, Henry powiesił się w swej celi.

-Ja... Tak mi przykro, Ana-wyszeptał Draco przejęty opowieścią ducha.

-Nienawiść ojca do czarodziei mugolskiego pochodzenia wypełniła jego pustkę. To właśnie wtedy przekazał swoje poglądy reszcie założycieli, ale ci nie zgodzili się, by wszystkich mugolaków wydalić z Hogwartu-Anastasia ciężko westchnęła-Postanowił opuścić mury szkoły, uprzednio budując tu Komnatę. Wszystkiemu się przyglądałam i postanowiłam, że będę chronić Hogwart przed bestią. Ale to nie tak jak ludzie mówią, że to chora ambicja ojca zmusiła go do zbudowania tego miejsca! Oni nawet nie wiedzieli o moim istnieniu.

-To było... Niesamowite...-szepnął Draco-Ale co to za bestia? Jak z nią walczyć? I dlaczego ja tu jestem?

-Ty i tych wielu twoich poprzedników jest tu, ponieważ mieli chronić Hogwart, gdyby Dziedzic otworzył Komnatę. Do tej pory zdarzyło się to raz... Ale nie chcę o tym mówić. Nikt oprócz ciebie i jeszcze jednego chłopaka nie słyszał o bestii. Ale teraz jestem zobowiązana ci to powiedzieć.

Nagle wokół zrobiło się chłodno, a Malfoy zaczął zacierać ręce, by je rozgrzać. Wokół znów dało się słyszeć syki.

-Cholercia, mały, musisz jak najszybciej stąd iść!-mruknęła dziewczyna-Potwór jest bazyliszkiem, wejście do komnaty jest w najmniej uczęszczanej od lat łazience dziewcząt. Wiej, bo drugi raz się mnie nie posłucha.

Draco zerwał się z podłogi i szybko oddychając zaczął biec w stronę wyjścia z korytarza. Musiał poukładać sobie w głowie wszystkie nowe informacje.

-Hej, blondasku!-odwrócił się w stronę dziewczyny. Ta uśmiechnęła się do niego ciepło-Jestem Cassandra.

***

Gdyby ktoś powiedział Harry'emu, że obudzi się sam z siebie po północy, chłopak zapewne wyśmiałby tą osobę. Koszmary zawsze stanowiły przyczynę jego pobudek. Lecz tym razem było inaczej. Nie miał żadnego snu, żadnej wizji... Lekki niepokój wdarł się do jego serca, ale za wszelką cenę chciał go zignorować. Rozejrzał się po dormitorium. Jego przyjaciele spali, choć łóżko Seamusa było puste.
Potterowi przeszło przez myśl, że chłopak prawdopodobnie poszedł do łazienki. Wybraniec również poczuł potrzebę, więc opuścił ciepłe łóżko i ubrał buty oraz sweter. Zdawał sobie sprawę, że będzie zmuszony opuścić pokój wspólny w trakcie ciszy nocnej, ale myśl, że Finnigan zrobił to samo, dodawała mu otuchy.

Powoli wyszedł z dormitorium Gryffindoru i wyjrzał na korytarz nikogo tam nie było, a jedyny dźwięk, który się rozchodził to chrapanie portretów. Wybraniec pokręcił głową z dezaprobatą i ruszył w stronę łazienki oświetlając sobie drogę Lumosem. Jednak wtedy usłyszał bardzo szybkie kroki. Natychmiast zgasił światełko i stanął nieruchomo. Ktoś mniej więcej jego postury, wpadł prosto w niego. Przewrócili się, a Harry natychmiast z powrotem oświetlić korytarz.

-Draco?-zapytał zdziwiony. Ślizgon był w ubraniach, a nie w piżamie, a jego policzki były czerwone z przejęcia.

-Harry! Jak dobrze, że cię widzę-sapnął-Wiem gdzie jest wejście do Komnaty i co tam jest. Możemy jeszcze uratować szkołę!

-Zaraz, poczekaj. Skąd to wiesz?-zapytał Potter marszcząc brwi.

-Opowiem ci kiedyś-Malfoy ominął pytanie-To nieistotne. Ważne, że musimy ratować szkołę.

-No ale co mamy robić?-zapytał zdezorientowany Wybraniec.

-Pójdziemy po jakiegoś nauczyciela, żeby udał się tam z nami.

-Ojca nie ma-mruknął zamyślony Potter-Zresztą on i tak nie pozwiliłby nam gdziekolwiek iść i sam by się tym zajął.

-McLevis-wystrzelił Draco-On i tak jest młody i stuknięty.

Decyzja zapadła, a chłopcy zgrabnie wymijając patrolujących korytarze (było ich mniej, ponieważ większość nauczycieli dalej siedziała na obradach w Ministerstwie) dostali się pod sam pokój nauczyciela OPCM. Zaczęli walić pięściami do drzwi, aż w końcu zaspany i zdezorientowany mężczyzna otworzył im.

-Na brodę Merlina, co się stało! Minus pięć punktów od Slytherinu i Gryffindoru za chodzenie po ciszy nocnej-jęknął i ziewnął.

-Nich pan szybko coś na siebie założy-Draco krytycznym wzrokiem przejechał po czarnej piżamie nauczyciela-Bo czeka nas długa wyprawa.

-O czym wy mówicie?-zaśmiał się kpiąco mężczyzna-Co wy za nocne eskapady planujecie.

-Planujemy, to racja, ale uratować szkołę-oznajmił Harry bohaterskim tonem-Wyjaśnimy panu po drodze, proszę się pospieszyć!-zamknęli drzwi komnaty, a po chwili wyszedł zza nich ubrany Rowley. Miał na sobie czarne spodnie, czarne glany i koszulkę jakiegoś rockowego zespołu, który Harry znał, ponieważ czasem takie rzeczy leciały w radiu u Dursleyów. Ciotka Petunia zawsze się wtedy denerwowała i przełączała stację. Rozczochrane włosy, McLevis związał w kitkę.

-Jestem gotowy, gdziekolwiek mnie prowadzicie-westchnął mężczyzna i rozłożył bezradnie ręce. Ruszyli, Malfoy prowadził.
Po drodze wytłumaczyli nauczycielowi całą sytuację, choć Draco zawzięcie nie chciał powiedzieć skąd ma tak poufne informacje. Stanęli przed drzwiami łazienki. McLevis wszedł pierwszy, a za nim wślizgnęli się chłopcy. Był tam ktoś jeszcze. Na ziemi, rozmawiając z duchem jakieś dziewczyny, siedziała Luna.

-Lovegood?!-Rowley schował twarz w dłoniach-Jeszcze ty? Pięć punktów od Ravenclaw za jakieś nocne spotkania!

-Profesorze, stało się coś dziwnego-zaczęła nagle dziewczynka-Kiedy siedziałam tu i rozmawiałam z Martą-wskazała na ducha, który dumnie podniósł głowę-Ktoś wszedł. Ukryłam się w jednej z kabin, ale ta osoba coś zrobiła, chyba wyszeptała i otworzylo się jakieś przejście, widziałam spod drzwi. Kiedy jednak już wyszłam, tego czegoś i kogoś nie było.

-Ile mogła mieć lat ta osoba?-zapytał Rowley.

-Był w wieku tych tutaj, przystojniaku-odezwała się nagle Marta, mrugając znacząco. McLevis zrobił się dziwnie różowy na bladej twarzy. Odchrząknął cicho, nawet nie zauważając, że dzieci już stały koło umywalek z jakimś odkryciem.

-Mam!-krzyknęła Luna-Nie sądzicie, że to dziwne iż na jednym z kranów jest wyrzeźbiony wąż?

Całą czwórką stanęli koło niej. Faktycznie, miała rację, gdyż na metalowej części kranika znajdował się taki właśnie znaczek. Harry poczuł duszność i coś dziwnego, jakby przeczucie. Mruknął coś do siebie, nawet nie zdając sobie sprawy, że automatycznie przeszedł na Wężomowę. Górna, kamienna część umywalek podniosła się do góry, a dolna zaczęła rozsuwać na boki. Ukazała im się bardzo głęboka dziura. McLevis westchnął i odwrócił się do dzieci.

-Zostajecie i pilnujecie, ja tam idę-oznajmił-Ale to było polecnie, jasne?

-Tak, profesorze-odparli zgodnie całą trójką. W następnej chwili Rowley wykonując symboliczny znak krzyża, skoczył w dół. Po momencie dało się słyszeć huk.

-Ups!-mruknął zadziornie Harry, udając, że się potyka i sam wpadł do środka.

-Luna, musisz mi obiecać, że za nami nie pójdziesz-Draco złapał dłoń dziewczynki-Jeśli nie wrócimy po długim czasie, będziesz mogła po kogoś iść, dobrze? Ale proszę cię, nie idź za nami.

-Trzymaj się-uśmiechnęła się blondynka-Obiecuję.

Malfoy wskoczył do środka i po chwili spotkał się z twardą posadzką.

-Au-stęknął i potarł obolały tyłek. McLevis stał zaciskając zęby.

-Minus dwadzieścia punktów od Slytherinu i Gryffindoru!-warknął-Czy was pogrzało do reszty? Nie może wam się nic stać, rozumiecie? Jestem za was odpowiedzialny. Dziękuję bardzo.

-Profesorze-Draco zwrócił się do nauczyciela urzędowym tonem-Miałem dziś doczynienia z ową bestią. Możemy iść dalej.

Rowley mamrocząc coś pod nosem otrzepał spodnie i poszedł na przód. Tunel rozchodził się w kilku miejscach, ale oni postanowili udać się prosto. Było tam mokro, zimno i mrocznie.

-Bazyliszek ma to do siebie, że jeśli spojrzy mu się w oczy, umiera się. Uczniowie, którzy są spetryfikowani prawdopodobnie nie zobaczyli go bezpośrednio. Na przykład Colin miał o ile pamiętam aparat, a Hermiona lusterko, tak?-opowiadał Rowley, próbując prawdopodobnie uspokoić chłopców rozmową, choć tak naprawdę sam wtedy mniej się denerwował.

-Czyli nie możemy na niego spojrzeć-podsumował Harry. Mężczyzna skinął głową. Szli dalej w milczeniu, ale po jakimś czasie usłyszeli przeciągły syk.

-Nowi? Zabić... Czuję... Czuję innych- Potterowi zakręciło się w głowie.

-Zamknijcie oczy!-krzyknął Rowley przyciągając do siebie Dracona, który był najbliżej i po omacku próbując dotrzeć do Harry'ego. Malfoy zdjął z siebie krawat i rzucił go gdzieś w stronę Gryfona. Chłopiec nieprzytomnie złapał go i niedbale zawiązał na oczach. Wymacał palcami różdżkę i wycelował przed siebie. Bazyliszek zbliżał się z każdą sekundą. Nagle Wybraniec jak gdyby nigdy nic, poczuł gorący i cuchnący oddech przed sobą. Niemal zachłysnął się ze strachu. Wypuścił z płuc powietrze, niekontrolowane drgnął.

-Ktoś się boi? Takich przecież lubimy najbardziej. Mały, bojący się dzieciak. Niech no tylko spojrzy- słyszał syk gada. Nawet nie wiedział co go podkusiło, ale szybko wyciągnął różdżkę przed siebie i rzucił jakieś przypadkowe zaklęcie. Co prawda jego rezultatem nie miało być zawalenie się stropu, ale gdy Wybraniec na moment zsunął Ślizgoński krawat z oczu, okazało się, że głowa bazyliszka utkwiła pod stertą kamieni i głazów.

Na chwilę go to zatrzyma- pomyślał.

-Harry!-po drugiej stronie przysypanego tunelu, Rowley McLevis wpadał w panikę. Jego ręce trzęsły się, gdy próbował różdżką oczyścić drogę. To była już druga sytuacja, kiedy jakieś dziecko mogło umrzeć, a on był bezradny.

-Profesorze-jęknął Draco masując się po głowie. Oberwał odłamkiem kamienia, mimo silnej ochrony ze strony nauczyciela.

-Wszystko w porządku?-zapytał McLevis próbując odgruzować przejście, aby nie pogorszyć sprawy. Dopiero wtedy zobaczył, że spod jednego kamienia wystaje duży, biały kieł. Był luzem i mężczyzna schował go ostrożnie do buta, tak by nie skaleczyć sobie nogi. Właściwie nie wiedział co go podkusiło, ale może chciał mieć dowód w sprawie?

-Harry, musimy pomóc Harry'emu-Draco wstał gwałtownie i zakołysał się. Rowley złapał go w ostatnim momencie przed upadkiem.

-Siadaj mistrzu, krwawisz z głowy. Oczywiście, że pomogę-mruknął mężczyzna i pogłaskał blondyna po włosach.

Tymczasem Potter szybko szedł na przód. Musiał znaleźć wyjście, jednak wkrótce jego oczom ukazał się dziwny, otwarty właz. Przeszedł przez niego i już z dala ujrzał leżącą na środku sylwetkę. Podbiegł bliżej. Wokoło było pełno wody oraz dziwne figury węży po bokach, jak w alejce. Harry zawahał się na chwilę patrząc na leżącą osobę i sapnął z niedowierzaniem.

-Seamus!-wykrzyknął zdziwiony-To niemożliwe!

A jednak. To właśnie Finnigan leżał teraz na środku Komnaty. Potter podbiegł do niego, ale nie miał czasu na zastanawianie się co zrobić, bo z niedalekiej odległości usłyszał dźwięk obsuwanych się kamieni. Szybko jeszcze raz przewiązał krawat Dracona na oczach i jego oddech przyspieszył. Teraz bazyliszek był wściekły.

-Zabiję! Zamorduję!- syczał i Harry wiedział, że nie chodzi tu nawet o spojrzenie, ale po prostu gad go zje. Gdy zaczął desperacko cofać się do tyłu, potknął się o sztywne ciało Seamusa i upadł na łokcie. Sapnął, gdy znów poczuł nad sobą gorący oddech.

-Stop! Poczekaj!- krzyknął przestraszony. Bazyliszek jakby cofnął się zaskoczony.

-Mówisz jak mój pan.

-Owszem- chłopiec grał na zwłokę- Jestem dziedzicem twojego pana i chciałbym, żebyś przestał mi grozić! Jak w ogóle śmiesz?! Nie masz prawa!

-Wybacz mi, panie...

-Będziesz wykonywał moje, nowe rozkazy?

-Czego tylko pragniesz.

-Więc zostań tu i nie wychodź więcej- mówił Harry-Kiedy przyjdzie czas, przyjdę tu, a ty mnie poznasz i wykonasz moje rozkazy. Rozumiemy się?

-Tak, panie-odparło zgodnie stworzenie.

-Dziękuję ci. Pozwól odejść mi i moim przyjaciołom, a ty wycofaj się tam gdzie spędziłeś te lata. Żegnaj.

-Będę czekać, mistrzu- dodał bazyliszek i nagły plusk wody zdradził iż już go nie ma. Harry zsunął krawat na szyję i pozwolił, by jego samokontrola również opadła. Ręce trzęsły mu się, gdy chwycił różdżkę.

-Wingardium Leviosa-mruknął celując w Seamusa, a ten nagle przebudził się. Ponieważ się szamotał, Harry go wyswobodził i pomógł wstać.

-Zostaw mnie!-krzyknął Finnigan. Jego oczy od razu przykuły uwagę Wybrańca. Były jaskrawo zielone.

-Hej, Seamus! Już ok, bazyliszka nie ma możemy iść-starał się opanować sytuację, ale drugi Gryfon otworzył szeroko oczy i z furią rzucił się na Pottera. Harry nie potrzebował wiele. Wycelował pięścią i w następnej sekundzie ogłuszony Finnigan leżał na podłodze. Trzeba było przyznać, że cios był dobry, a Harry nie czuł nawet wyrzutów sumienia. Coś musiało się stać z jego przyjacielem. Znów rzucił na niego zaklęcie lewitujące i jak najszybciej zaczął biec do wyjścia. Zobaczył, że McLevis już prawie odgruzował drogę. Nauczyciel był cały w kurzu, obok niego siedział Draco trzymający się za obficie krwawiącą głowę. Rowley porzucił ostatni głaz i zaczął biec do Pottera. Przytulił chłopaka i odetchnął z ulgą.

-Bazyliszek już nie zagraża szkole-oznajmił Harry dumnie-Ale z Seamusem jest coś nie tak. Wydaje mi się, że ktoś nim sterował. Chodźmy do pani Pomfrey.

Wydostanie się stamtąd nie należało do łatwych rzeczy, ale Luna pomogła im z góry, wyczarowując magiczną linę. Znajdując się już na górze, zamknęli wejście do Komnaty i wszyscy opadli zmęczeni na podłogę.

-Pójdę po madame Pomfrey-powiedziała Luna i o dziwo nikt nie protestował.

<°>

Co myślicie o takim obrocie spraw?

CZY WY TO WIDZIELIŚCIE? Nie dość, że jeden z ważniejszych rozdziałów, to jeszcze najdłuższy. Podobało się? Możesz zostawić komentarz!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro