Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 55.

-Harry... Harry!-Hermiona schowała twarz w dłoniach-Znowu szlaban?

-Wiesz, że profesor Snape lubi dawać mi kary, za choćby najmniejsze wykroczenie-odparł Harry i wyszli na dziedziniec.

-Nie tylko profesor. Często się spóźniasz na inne lekcje, albo przeszkadzasz w ich prowadzeniu!-dziewczyna pokręciła głową, a Potter uśmiechnął się.

-Wiesz, że lubię szlabany u ojca. Mogę spędzić z nim więcej czasu-szepnął Gryfonce na ucho.

-No racja... Ale to nie zmienia faktu, że musisz poprawić zachowanie. Może to jakiś wpływ Syriusza?

-Nie, jego w to nie mieszaj.

-Ale jest twoim ojcem chrzestnym, mówi się, że coś się po nich dziedziczy-dziewczyna wzruszyła ramionami.

-Prędzej więcej gen mam po ojcu...-mruknął Harry siadając na zimnym murku.

-Po Jamesie, tak?-Hermiona spoczęła obok przyjaciela i zaczęła wypatrywać Rona.

-Taa... Mój tata mówi, że był okropnym chuliganem i że się nie lubili, ale wiesz co jest najlepsze? Że czasem, gdy pytam go o rodziców, to już nie wypowiada się o nim źle-Harry westchnął-Nie chce, żebym źle postrzegał ojca.

-To bardzo miłe ze strony profesora Snape'a, nie sądzisz?

-Tak. Tak myślę-odparł zamyślony chłopiec-Pewnie skończę szlaban tuż po kolacji, więc jeśli chcecie, to możecie z Ronem przyjść po mnie do lochów.

-Dobrze, przyjdziemy.

***

-Harry Jamesie Potterze!-warknął Snape, kiedy Wybraniec zamknął za sobą drzwi-Mam już dość twoich wybryków. Myślisz, że jeśli będziesz się bawił na moich lekcjach, ujdzie ci to na sucho?

-Nie bawiłem się!-odparł z pretensją chłopiec.

-To czemu w takim razie słyszałem cię przez całe zajęcia?-Mistrz Eliksirów uniósł brew, a Gryfon opuścił głowę.

-Rozmawiałem, to prawda...-mruknął-Ale przecież nie gadałem sam do siebie, tylko z kimś!

-Och, masz rację, ale nie słyszałem drugiej osoby, bo była ciszej od ciebie durny dzieciaku!-warknął czarnowłosy-Może zamierzasz mnie oświecić kto to był?

-Nie-odparł stanowczo Wybraniec. Snape prychnął kpiąco.

-Tak właśnie myślałem. Potter, co ja z tobą mam do jasnej cholery?

-Jestem Harry...-szepnął chłopiec.

-Słucham?

-Mam na imię Harry-dzieciak podniósł głowę do góry i spojrzał buntowniczo na ojca.

-Gratuluję, Harry-sarknął mężczyzna-Możesz zabierać się do pracy-wskazał stos do wyczyszczenia.

Szorowanie kociołków mijało mu w napiętej i cichej atmosferze. Chłopiec pierwszy raz od dłuższego czasu pokłócił się z opiekunem i miał z tego powodu wyrzuty sumienia. Na koniec swojej pracy ledwo powstrzymywał się, by czegoś nie powiedzieć.

Nie wytrzymał.

-Tato tak bardzo przepraszam!-podbiegł do mężczyzny, który akurat sprawdzał eseje studentów-Ja nie chcę, żebyś na mnie krzyczał!

-To nie dawaj mi powodów-odparł czarnowłosy odkładając prace uczniów na bok i skupiając wzrok na chłopcu.

-Ja tak bardzo, bardzo przepraszam!-jęknął Wybraniec-Przysięgam, że już nie będę miał ani jednego szlabanu do końca roku szkolnego!

-Zobaczymy-Snape prychnął rozbawiony staraniem dzieciaka-Nie jestem na ciebie zły, zmykaj do swoich Gryfońskich przyjaciół.

-To dobrze, kocham cię tato-Harry odetchnął z ulgą, uśmiechnął się do ojca i wybiegł z sali, zostawiając Snape'a z wieloma rozterkami.

Podążając korytarzem w lochach znowu poczuł dziwny niepokój. Po chwili dołączył do tego szum w uszach i znajome szepty. Chłopiec sapnął zataczając się na ścianę. Syki wypełniły przestrzeń wokół i wśród tego amoku ledwo ujrzał swoich przyjaciół biegnących do niego. Dopiero, gdy poczuł chłodną rękę na policzku, ocknął się.

-Ron? O, cześć, przyszliście-mruknął, dalej co jakiś czas słysząc szepty.

-Harry-Hermiona żałosnym wzrokiem ogarnęła Wybrańca-Powiedz nam co się dzieje! Widzimy, że coś jest nie tak!

-Chodźmy już, opowiem po drodze-poprosił Gryfon i razem z przyjaciółmi udali się w górę po schodach-Naprawdę coś słyszę, cały czas wokoło mnie ktoś mówi. O zabójstwie, o morderstwie, o cierpieniu... Boję się powiedzieć to tacie lub komuś innemu, nie chcę być wzięty za niezrównoważonego.

-Harry...-szepnęła smutno Granger, ale nie mogła znaleźć słów do dalszej wypowiedzi, gdyż całą trójką nagle znaleźli się na głównym korytarzu, a przed nimi roztaczał się przerażający widok. Podłoga była zalana wodą, która wyciekała nie wiadomo skąd. Na ścianie widniał ogromny napis.

-'Komnata Tajemnic została otwarta... Strzeżcie się wrogowie Dziedzica'-odczytał Ron i spojrzał na przyjaciół przerażony-Czy to jest krew?!

Podeszli bliżej bardzo zaniepokojeni. Czerwone litery odbijały się w zalanej podłodze, a z dala słychać było zbliżające się gromady uczniów.

-Co to ma znaczyć? -zapytał Harry nierozumiejąc co się właśnie stało. Spojrzał trochę niżej-O Merlinie... Nie...

Granger i Weasley również spojrzeli w dół. Na zalanej podłodze coś leżało. Było rude, przemoczone i sztywne.
Hades.

Wokół Trójki przyjaciół nagle znaleźli się uczniowie wszystkich domów. Zatrzymali się zaskoczeni i nikt nic nie powiedział. Ktoś próbował między nimi przejść.

-Przesunąć się, smarkacze-warczał Filch trzymający Panią Norris na rękach. Woźny szybko ogarnął sytuację i otworzył szerzej oczy-Morderca kotów!-wykrzyknął, a Harry cofnął się aż pod ścianę, cały czas trzymając sztywnego Hadesa w objęciach. Był przerażony i bliski płaczu-Panią Norris też chcesz zabić, smarkaczu? Już ja cię dorwę!-mężczyzna wyciągnął rękę, by złapać Harry'ego za kołnierz koszuli, ale ktoś pociągnął chłopca za ramię w ten sposób, że znalazł się on w bezpiecznej odległości od woźnego.

-Łapy przy sobie, Filch-ponury głos wypełnił ciszę korytarza-Niestety mimo mej szczerej aprobaty ku twym niedoszłym czynom, nie mogę ci na to pozwolić ze względu na regulamin.

-Severusie? Argusie? Co tu się dzieje? -Dumbledore znikąd pojawił się z całym gronem pedagogicznym.

-Zabił tego kota!-warknął Filch wskazując sztywnego Hadesa-Założę się, że chciał dorwać Panią Norris!

-Uczniowie, proszę rozejść się do dormitoriów-zarządził dyrektor-Wasza trójka zostaje-wskazał na Hermionę, Harry'ego i Rona.

-Profesorze, to nie tak-wtrąciła się Gryfonka-Harry miał szlaban u profesora Snape'a. Poszliśmy tam po niego, a gdy tu szliśmy...-dziewczyna zawiesiła się i spojrzała na Wybrańca. Ron szybko przejął pałeczkę.

-Gdy tu szliśmy, z dala zobaczyliśmy wodę, więc naturalnie zaciekawieni, myśląc, że to Irytek, podeszliśmy bliżej. Ten napis tu był... Hades też.

Snape skrzywił się na imię kota i dopiero teraz spostrzegł, że jego podopieczny trzyma coś w rękach.

-Mam rozumieć, że nie brał pan w tym udziału, panie Potter?-Severus podszedł bliżej syna-Co to jest?

-Nie brałem-załkał chłopak-To... To Hades, mój kot...

-Teraz żałujesz smarkaczu?! Bo nie spotkało to Pani Norris, tylko twojego kocura? Karma wraca!-warknął Filch odgrażając palcem.

-Argusie, uspokój się-zarządziła Minerva lekko trzęsącym się głosem-Albusie, co myślisz?

-Niewinny, dopóki nie ma dowodów-odparł dyrektor z konsternacją-Na szczęście Hades nie jest zabity, tylko spetryfikowany. Harry, oddaj swojego zwierzaka pod opiekę madame Pomfrey, a ty Pomono-zwrócił się do nauczycielki zielarstwa-Nie masz przypadkiem młodych mandragor w swej zasobnej szklarni? To doskonale, posłużą za antidotum. Severusie, będziesz doglądał pracy, dobrze? Świetnie. Harry, nie denerwuj się. Nikt nie obarcza cię winą za dzisiejsze zdarzenia-chłopiec wymownie spojrzał na Filcha, ale nic nie powiedział, tylko westchnął ciężko. Severus Snape wyciągnął do niego ręce, by zabrać kota, a Gryfon dał go, patrząc ojcu w oczy. Dostrzegł w nich błysk zrozumienia.

-Idzcie odpocząć, dzieci. Mieliście ciężki wieczór-wtrąciła się profesor Vector i posłała im delikatny, choć smutny uśmiech. Pokiwali głowami i ruszyli do swoich dormitoriów, lecz jeszcze bardzo długo żadne z nich nie mogło zasnąć.

***

McGonagall omiotła uczniów stanowczym spojrzeniem.

-Dziś będziemy uczyć się przemieniać wasze zwierzęta w puchary na wodę-powiedziała i podeszła do ptaka siedzącego na stoliku-Spójrzcie dokładnie. Raz... Dwa... Trzy... Vera Verto!

Zamiast stworzenia stał tam teraz kielich. Minerva skupiła wzrok na klasie.

-Potter nie będzie miał na czym ćwiczyć-zachichotał ktoś cicho, a po klasie przebiegł szmer rozbawienia. Minerva już dawno podjęła decyzję, iż nie będzie tolerowała impertynencji wśród uczniów.

-To może pan, panie Malfoy?-zaproponowała ostro. Ręka Hermiony nagle wystrzeliła w górę-Tak, panno Granger?

-Pani profesor, czy mogłaby pani opowiedzieć nam historię Komnaty Tajemnic?-zaproponowała nieśmiało dziewczynka. McGonagall spodziewała się, że ktoś bedzie pytał. Westchnęła i kiwnęła głową.

-Niech będzie-odparła-Jak wiecie Hogwart istnieje od ponad tysiąca lat, a jego założycielami byli Godryk Gryffindor, Helga Hufflepuff, Rowena Ravenclaw i... Salazar Slytherin. Ten ostatni nalegał na większą selekcję uczniów. Uważał, że to czystokrwiści powinni się bardziej edukować. Pokłócił się o to z przyjaciółmi, którzy nie podzielali jego zdania. Postanowił opuścić szkołę, ale istnieje legenda, że wybudował tam tajemniczą komnatę. Nikt nie wie gdzie ona się znajduje.

-Co się tam kryje, pani profesor? -zapytała Hermiona poruszona tą historią.

-Potwór, panno Granger-westchnęła McGonagall-Slytherin zapieczętował komnatę i oznajmił, że tylko jego dziedzic będzie mógł ją otworzyć.

Zapadła cisza, a wszystkie spojrzenia padły na Harry'ego. Chłopak uparcie wpatrywał się w profesorkę, jakby czekając na dalszą część historii. Zdawał sobie sprawę, że wszyscy myślą iż on jest dziedzicem, sam zaczął to podejrzewać już dawno, lecz przecież nie otworzył Komnaty!
Po transmutacji odprowadzany wścibskimi szeptami uczniów udał się z przyjaciółmi do biblioteki.

-To niemożliwe, niczemu nie jestem winien-usprawiedliwił się od razu.

-Harry, wierzymy ci-uspokoił go Ron.

-Dziwi nas tylko fakt, dlaczego to, że jesteś wężousty wyszło akurat teraz, gdy Komnata została prawdopodobnie otwarta-Hermiona zmarszczyła brwi-Ktoś chciał się tobą posłużyć jako tarczą?

-Nie wiem. Ja już naprawdę nic nie wiem.

***

Następnego dnia została odnaleziona kolejna ofiara. Draco Malfoy idąc z kolacji o trochę późniejszej porze, potknął się o zesztywniałe ciało Colina Creevey'a. Od razu wezwał pomoc tłumacząc przy okazji okoliczności zdarzenia. Raczej nie był brany pod uwagę jako potencjalny oskarżony. Severus Snape zaniepokoił się, że to jego Ślizgon oraz jego syn znajdowali kolejne ciała. Do tego szkołę bardzo szybko obiegła wiadomość, że Harry jest dziedzicem Slytherina, który otworzył Komnatę, co źle wpływało na znajomości chłopca. Posiłki jadał z Granger i Weasleyem albo kiedy było już mało osób, albo siedząc na samym końcu. I tak był wytykany palcami.

Wielki zbawiciel czarodziejskiego świata miał teraz władać bestią Slytherina by zabijać w szkole mugolaki? Ta wersja była przereklamowana i Severus wybijał to z głowy kolejnym uczniom, którzy postanowili się mądrzyć na ten temat. Najbardziej działały ironiczne i niewybredne komentarze, odejmowanie punktów i szlabany.
Snape dostał oficjalne pozwolenie od Minervy, więc mógł działać na szeroką skalę.

Sytuacja, która niezmiernie go zadziwiła, zdarzyła się w środku tygodnia, w wieczornych godzinach. Mistrz Eliksirów postanowił wyrzucić uczniów z korytarzy, by szli już do dormitoriów, jednak jedna rozmowa go zaintrygowała. Stanął za rogiem i przysłuchiwał się. Brało w niej udział około czterech osób, wszyscy konspiracyjnie szeptali.

-Skoro tak ma to wyglądać i morderca ma chodzić swobodnie po korytarzach Hogwartu, sami musimy coś zrobić-mruknął jakiś chłopak.

-Szczególnie, że to my, mugolacy, pójdziemy na pierwszy ogień-dodała dziewczyna-Trzeba zbadać sprawe tego całego Pottera. Jestem pewna, że on jest za to odpowiedzialny. Takie niby niewiniątka są najgroźniejsze!

-I co robimy?

-Potrzebujemy planu. Nie możemy bagatelizować umiejętności Wybrańca-syknął ktoś-To musi być szybka akcja.

-Nie rozśmieszajcie mnie-jeden chłopak odezwał się zdecydowanie głośniej-Nie tkniecie chłopaka.

-Zamknij się kretynie i pomóż nam myśleć-warknęła dziewczyna.

-Nie rozumiesz? Powiedziałem, że nie dotkniecie chłopaka. Chyba wyraziłem się jasno.

-Daj spokój, Perce! Ty nie bedziesz miał problemu, ale my w przeciwieństwie do ciebie jesteśmy najbardziej narażeni na atak. Porwiemy chłopaka i zmusimy, by zamknął komnatę. To wszystko. Nic mu się nie stanie, nawet włos mu z głowy nie spadnie!-mruknął ktoś cicho, a Snape zmarszczył brwi. Perce? W sensie Percy? Czyżby jedyny z dzieciaków Weasleyów z którymi był problem odnośnie Wybrańca, w końcu przejrzał na oczy? Severus był ciekawy dalszych wydarzeń.

-Słuchajcie, Harry jest jednym z moich i nie pozwolę go tknąć, choćby przez wzgląd na resztę rodziny-powiedział spokojnie Percy-Poza tym chłopak ma kogoś, kto nigdy was do niego nie puści.

-Tak? Niby kogo-zarechotał jeden z chłopców-Nie ma tu nawet rodziny, jego krewni mu raczej nie pomogą na odległość, prawda?

Severus postanowił się zdemaskować. Wyszedł zza rogu z poważną miną. Rozpoznał szybko twarze uczniów.

-Och, zapewniam pana, panie Barnes, że Potter ma tu wielu sojuszników. Natomiast pan niezbyt trafnie dobrał ekipę, prawda?-Mistrz Eliksirów obrzucił pogardliwym spojrzeniem całą grupkę, wyjątkowo oprócz Weasleya-Panno Patterson-odezwał się do Krukonki-Jestem zawiedziony pani zachowaniem, to samo dotyczy ciebie Burrows, a o tobie Barnes już nie wspomnę. Myślę, że po odpowiedniej rozmowie z dyrektorem odechce się wam spiskowania. Wynocha mi stąd, ale już!

Grupka pospiesznym krokiem zaczęła opuszczać miejsce, udając się w stronę gabinetu Dumbledora. Percy czuł się współwinny, gdyż również uczestniczył w spotkaniu, więc sam chciał wyjść. Silna dłoń Snape'a na ramieniu natychmiastowo go powstrzymała powodując dodatkowo nagłe zatrzymanie oddechu. Nauczyciel spojrzał w chłopaka czarnymi oczyma trochę ostro.

-Cóż...-zaczął Severus. Lubił trzymać w napięciu-Jestem zadowolony z pańskiego zachowania, panie Weasley. Mam wrażenie, że zrozumiałeś swoje dawne błędy i wyzbyłeś się uprzedzeń do innych?

-Owszem, profesorze-mruknął zakłopotany Gryfon-Tamta sytuacja z zeszłego roku w urodziny Rona, była conajmniej nie na miejscu i postanowiłem trochę to odpokutować. Nikogo nie oceniam, staram się też węszyć w starszych rocznikach takie właśnie małe spiski jak ten sprzed chwili. Jeśli Draco chce do nas wpaść, jest mile widziany.

Przez twarz Snape'a przemknął grymas zadowolenia. Podobała mu się zmiana Percy'ego i musiał o tym porozmawiać z Molly.

-Gratuluję poznania prawdy, panie Weasley. Tymczasem za bronienie kolegi w potrzebie, Gryffindor otrzymuje pięć punktów-powiedział, z rozbawieniem obserwując reakcję chłopaka. Najpierw był zmieszany, potem zbladł i na końcu zrobił się czerwony. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale Severus go uprzedził-Tylko proszę nie mówić tego większej liczbie odbiorców, nie jestem znany z przyznawania punktów. Dobranoc, panie Weasley.

Odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę lochów. Nienawidził działać na korzyść Gryfonów. Wolał odejmować punkty i dawać szlabany, zresztą sprawiało mu to większą przyjemność, niż nagradzanie kogoś. Jednak mimo, że ten przypadek był dość błahy, chodziło o dobro Harry'ego. A szczęście małego bachora było dla Snape'a najważniejsze.

Ale mam ostatnio rzuty weny hahah

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro