Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 53.

Tydzień minął nadzwyczaj szybko i spokojnie. Parszywek się znalazł i Ron musiał przepraszać przyjaciół, Harry dostał szlaban z Filchem za spóźnienie się na transmutację, a Hermiona już prowadziła wywiady ze starszymi uczniami, jakie przedmioty najlepiej dobrać na trzecim roku. W końcu znając opinię wielu osób, stwierdziła, że zapisze się na wszystkie.

-Mamy dopiero luty-burknął znudzony Ron, czytając książkę na swoim łóżku-A ona zachowuje się, jakby już chciała nowy rok szkolny.

-Każdy ma inne ambicje-Harry wzruszył ramionami-Dla mnie jest to Quidditch, dla ciebie... Parszywek?

Chłopcy zaczęli się śmiać, dołączył do nich Neville. Po chwili jednak spoważnieli.

-Tak właściwie znowu go nie ma-stwierdził Weasley-Ale nie będę się tym już przejmował, obiecuję.

Hades wskoczył na łóżko Harry'ego i zwinął się na kolanach chłopca. Wybraniec głaskał go delikatnie po łebku. Kot zamruczał i przeciągnął się. Nagle rozległ się triumfalny krzyk i wszyscy odwrócili się wprost do Seamusa, który w ręku trzymał kielich.

-Udało się!-zawołał-Po tylu próbach... Zrobiłem rum!

Chłopcy zaciekawieni podeszli do przyjaciela i powąchali ciecz.

-Wygląda na to, że masz rację-zaśmiał się Ron.

-Ale jest już kolacja-mruknął Neville.

-Owszem, oficjalna degustacja przeze mnie, nastąpi po jedzeniu. Chodźmy!

Nie wiedzieli, że pozostawiając napój w pokoju są narażeni na ogromne niebezpieczeństwo. Któż mógł przewidzieć, że Glizdogon postanowi działać właśnie wtedy?

***

W następnych dniach nie działo się nic szczególnego, chyba, że brać pod uwagę kolejny wieczorny szlaban Harry'ego z Filchem. Oczywiście nie byłoby to dziwne, bo Potterowi ostatnimi czasy często zdarzały się kary rozdawane przez nauczycieli jak talia kart. Cóż się dziwić, w końcu w większości przypadków zasługiwał. Spóźniał się, rozmawiał, a na późniejsze tyrady ojca nie reagował. Snape starał się wyplenić z niego te huncwockie geny, jednak niezbyt mu to wychodziło i powoli sobie odpuszczał, stwierdzając, że chłopak sam pożałuje jeszcze swego pobłażliwego zachowania.

Ale ten szlaban był inny. Potter od początku czuł się jakoś dziwnie, a niewytłumaczony niepokój górował nad innymi emocjami. Jego bystre, zielone oczy lustrowały każdy zakamarek, który był zmuszony sprzątać, ale strach nie znikał. W końcu doszedł jeszcze ból blizny. Harry skrzywił się nieznacznie próbując myśleć o czymś przyjemnym, albo chociażby przypomnieć sobie lekcje oklumencji ze Snape'm, ale Filch wystarczająco odwrócił jego uwagę.

-Czemu się tak guzdrasz dzieciaku?! Bierz miotłę i dalej do roboty-warknął woźny, a Harry przysiągł sobie, że już więcej nie spóźni się na żadną lekcję, chyba że eliksiry, bo przecież profesor Snape nigdy nie dawał szlabanu z Filchem, a sam próbował nauczyć małe dzieciaki posłuszeństwa poprzez, na przykład czyszczenie kociołków. Harry wolał szorować 'gary' w obecności swojego ojca, niż porządkować szkołę w towarzystwie najbardziej pokręconej osoby w całym Hogwarcie (oprócz Luny oczywiście). Tylko jedna osoba nie dawała nikomu szlabanów i był to Rowley McLevis. Wszystkie uczennice się w nim podkochiwały, choć nie robił nic nadzwyczajnego by im się przypodobać. Wybraniec zawsze zostawał u niego na dodatkowych zajęciach razem z Hermioną i uczyli się na nowo zaklęć z którymi mieli problem oraz przerabiali dodatkowy, nadprogramowy materiał. Granger była wniebiowzięta każdą nową książką do przeczytania, co natomiast mniej cieszyło Harry'ego. Ronald często naśmiewał się z niego z tego powodu.

Podczas gdy Potter sprzątał jeden z korytarzy prowadzący do Wielkiej Sali, a jednocześnie kończył swój szlaban, niepokój powrócił, ale ze zdwojoną siłą. Przez moment zakręciło mu się w głowie.

-Jessstem już tak blisssko celuuu...-szepnął głos wokół. Chłopak zbladł i rozejrzał się. Dziwny syk wrócił- Zabiję każdego, bo nikt nie jest w stanie przeżyć ze mną spotkania...

-Proszę pana, skończyłem-mruknął Harry i poczekał, aż Filch podejdzie, skontroluje jego pracę i zabierze mu miotłę, po czym zauważył Rona i Hermionę zbliżających się do niego. Syk nie ustawał, więc Potter szybko podbiegł do przyjaciół-Słyszycie to?

-Co?

-No, ten głos-dodał z lekkim strachem. Granger przyjrzała mu się, zmarszczyła brwi po czym dotknęła czoła Harry'ego. Nic nie wskazywało na to, by miał gorączkę. Dziewczynka zaczela szybko analizować możliwe opcje i pierwsze na myśl jej przyszło połączenie z Voldemortem. Wiedziała, że w takim momencie najważniejsze jest odwrócenie uwagi Wybrańca.

-Chodźmy na kolację, pewnie już wszyscy tam są-mruknęła wesoło i mimo, że całą trójką czuli się dość nieswojo, poszli do Wielkiej Sali. Stoły jak zwykle uginały się od ilości dań, a wszystkie ławy przepełnione były uczniami. Granger, Weasley i Potter zajęli miejsca i zaczęli ledwo skubać swoje posiłki. Nawet zamyślony Ron nie miał ochoty jeść. Harry tymczasem zaczął odczuwać dreszcze, gdy syki się nie kończyły.

-Może to nie ci ludzie co odchodzą cierpią, a właśnie ci co zostają? Ułatwię im to! Już niedługo... Dusza męczy się czasem szybciej niż ciało.

Harry całkowicie blady rzucił widelcem w talerz. Przy stole Gryfonów zrobiło się jakoś cicho. Ron położył dłoń na ramieniu przyjaciela, lecz ten niemal natychmiast ją strząsnął. Jego oddech przyspieszył.

-Zabić, och tak, zabić... -krążyło w jego głowie.

-Wystarczy! Na dziś to już za dużo, odpuść sobie!-wykrzyknął chłopak wręcz nieświadomie. Cała Wielka Sala ucichła, gdy Harry poderwał się na nogi- Kim ty jesteś i czego chcesz?! - dotknął blizny i dopiero po chwili zorientował się, że wszyscy uczniowie i nauczyciele patrzą na niego z szeroko otwartymi oczami. Dyrektor Dumbledore, Snape i jeszcze kilku profesorów po chwili znaleźli się przy nim i wyprowadzili z sali, zostawiając dzieci w totalnym szoku.

-Co to miało znaczyć, Potter?-warknął Mistrz Eliksirów. Harry opuścił głowę.

-Przepraszam, że krzyknąłem. Moje tarcze... Nie wytrzymały-mruknął cicho.

-Drogi chłopcze, chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co się stało-zaczął Dumbledore-Mówiłeś... Językiem bardzo niezrozumiałym dla innych. Językiem węży.

-Co to znaczy?-zaciekawił się Wybraniec.

-To, ty durny bachorze, że potrafisz rozmawiać z wężami, jesteś Wężoustym-zniecierpliwiony Snape zacisnął wargi w wąską kreskę dokładnie jak stojąca obok niego McGonagall.

-Severusie, uspokój się. On nie jest niczemu winny!-Albus przejął pałeczkę i to on postanowił kontynuować rozmowę-Czy coś dziwnego działo się dziś wokół ciebie, Harry?

Chłopiec zawahał się. Co miał powiedzieć? Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nawet w świecie czarodziei normalnym nie jest słyszenie głosów.

-Nie proszę pana. Jedynie podczas kolacji... Myślę, że była to kolejna wizja-stwierdził mając nadzieję, że brzmiał przekonująco. Zapadła cisza.

-Minervo, Rolando, Filiusie, uspokójcie uczniów. Ja razem z Severusem i chłopcem pójdziemy do mojego gabinetu-oznajmił dyrektor po krótkim namyśle.

-To źle, że umiem cały ten język węży?-zapytał się Harry w drodze do komnat Dumbledora. Snape idący z boku prychnął nerwowo.

-Wyśmienicie Potter, wyśmienicie!-sarknął zdenerwowany. Wybraniec naburmuszył się nieznacznie.

-Nie wyżywaj się na mnie, to nie moja wina!

-Zamknij się dzieciaku.

-Uspokójcie się obaj-dyrektor zatrzymał się przed wejściem do gabinetu i wymówił hasło-Musimy zrozumieć co się właśnie stało. Harry, dziecko drogie proszę, nie denerwuj się. Zaraz wszystko sobie wyjaśnimy.

-Albusie, on opuścił tarcze-warknął Snape-Jest nieodpowiedzialny.

-Usiądźcie-zaproponował im Dumbledore-Może któreś z was chce jednego z tych pysznych mugolskich wytworów, cytrnowych dropsów?

-Serio? Teraz ci się na cukierki zebrało?-zapytał Mistrz Eliksirów podłamanym głosem. Jego dzieciak wlasnie okazał się wężousty, co nie mogło znaczyć nic dobrego. Oczywiście był na niego zdenerwowany, ale nie za samą umiejętność posiadania owej zdolności, tylko za pokazanie tego przy całej szkole. Oczywistym było, że stanie się teraz obgadywany na wszystkich możliwych frontach. Głupi bachor. Czy nigdy nie słuchał go na lekcjach oklumencji?

Severus nawet nie zwrócił uwagi na to, że Albus już przepytuje chłopaka. Był tak pogrążony w gniewie, że skupił się tylko na tym. Powoli jego umysł zaczął wracać do rzeczywistości. Harry siedział zgarbiony i ewidentnie przygnębiony.

-Severusie, zabierzesz go ze sobą? Myślę, że panu Potterowi zdecydowanie przyda się jakiś ciepły napój-stwierdził dyrektor.

-Panu Potterowi przydałby się miesięczny szlaban-mruknął Snape pod nosem, po czym odchrząknął-A ty co zrobisz?

-Muszę się udać w pewne miejsce, bo jest sprawa która niepokoi mnie bardziej niż zdarzenie sprzed chwili-westchnął Dumbledore.

Przeszli kominkiem wprost do komnat Mistrza Eliksirów, a Snape zauważył u podopiecznego wyraźny smutek i łzy gromadzące się w oczach. Usiedli na kanapie i mężczyzna od razu wezwał skrzata prosząc go o kubek gorącej herbaty. Po zniknięciu stworzonka, zapadła cisza.
Harry ledwo powstrzymywał łzy.

-Co ci jest?-fuknął Severua, a dzieciak podskoczył.

-Nic, nic mi nie jest-odparł niemrawo.

-Chyba nie będziesz ryczał-Mistrz Eliksirów już psychicznie nastawiał się na płacz. Nie musiał długo czekać, bo łzy same popłynęły strumieniami przez policzki Harry'ego. Snape wstał i przkucnał koło chłopca-Hej, no już w porządku.

-To moja wina, nie umiem oklumencji! Jestem beznadziejny we wszystkim-zaszlochał Wybraniec.

-Cóż, jeśli chodzi i eliksiry to jesteś...-zaczął, ale wiedząc, że nie pomaga dodał szybko-Ale świetnie latasz. To już coś.

-Nie bądź na mnie zły, proszę-szepnął chłopiec zdesperowanym tonem. Severus zawahał się.

-Ja... Przepraszam za swoje zachowanie, którego świadkiem byłeś przed chwilą. Wiedz, że wynikało ono z mojego zmartwienia-sprostował, choć słowa te ledwo przeszły mu przez gardło. Był człowiekiem nienawidzącym przyznawać się do błędów. Harry siedział dalej, co jakiś czas wstrząsał nim szloch-No ej, synu. Teraz nadszedł moment w którym to ty przeprosisz, że nie uważałeś na oklumencji. Ci miałeś robić, gdy takie sytuacje się zdarzały?

-M... Miałem... Zzajmować się czymś innym-wydukał-Próbowałem!

-Stać cię na lepsze wyniki, niż tylko próbowanie-prychnął czarnowłosy-Czemu się trzsiesz? Boisz się mnie?

-Nie, tato-Harry przetarł twarz rękawem (był to nawyk, którego Severus nienawidził wśród młodzieży) i wziął głęboki oddech.

-To dobrze.

Snape potargał go po włosach, a w komnacie pojawił się skrzat z herbatą.
Mężczyzna przejął kubek, dał go synowi i usiadł obok niego. Chłopiec odłożył napój na stolik i mocno wtulił się w ojca.

-Nie chcę być tym wężoustym, tato-wymamrotał, a potem zrobiło się cicho.

Severus doskonale pamiętał, jak odkrył skrywaną przez Harry'ego tajemnicę o jego wujostwie. Dzieciak był nieufny, ale mimo to chciał pokazać, że bardzo mu zależy, by jednak komuś zaufać. Trafiło się na Snape'a, który z tego faktu zadowolony raczej nie był. Dopiero z czasem zaczęło się to zmieniać. Roztrzęsiony dzieciak stał się krnąbrny, wręcz niesposłuszny. Miał charakter i wygląd Jamesa... Ale nie można oceniać ludzi przez pryzmat rodziców. Te duże, zielone oczy, oczy Lily, tak wiele potrafiły u Severusa ugrać, a chłopak to z łatwością wykorzystywał.
Wkrótce zaufali sobie nawzajem. Stali się rodziną.

Teraz Harry leżał mocno w niego wtulony, a Snape chciał uchronić go przed całym niebezpieczeństwem świata. Mógł go nigdy nie puścić, byle by tylko chłopiec nie zrobił sobie krzywdy. Potter był jego synem, a on chciał być dla niego jak nalepszym ojcem.

Ciepłe kluchy 😜😉 Czekam na opinie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro