Część 45.
Draco spojrzał szerokimi oczyma najpierw na leżącego ojca, potem na Snape'a i z powrotem na Lucjusza.
-Co się stało?-zapytał chłopiec słabym głosem-Co mu jest?!
Severus stanął przed łóżkiem na którym spoczywał jego ranny przyjaciel i wskazał wyjście. Potter i Malfoy nie mieli zamiaru słuchać. Uparcie stali na swoich miejscach. Natomiast blondynka drgnęła lekko, a jej oczy przeszkliły się.
-Lovegood wyjdź-warknął Snape, ale ta stała zbyt zszokowana tym widokiem-Luna, powiedziałem coś. Harry, weź ją stąd, nie powinno was tu w ogóle być. Chyba, że się zamkniecie i dacie w spokoju pracować, wtedy wam wytłumaczę.
Draco zbliżył się do swojego ojca, którego co jakiś czas przeszywały widoczne dreszcze. Pokiereszowany, zmaltretowany tors mężczyzny i jego wygięta w bólu twarz wcale nie przypominały dostojnej i dumnej postawy Lucjusza. Przypominał wrak człowieka.
Draconowi przez myśl przeszło, jak zareagować musiała jego matka, bo Narcyza z pewnością go widziała. Blondyn wiedział, że kobieta była krucha i łatwo było ją złamać, choć tyle lat wytrzymywała ze 'starą wersją' Lucjusza.
Snape delikatnie natarł szyję przyjaciela eliksirem, który swym zapachem uspokajał chorego. Nie był stosowany powszechnie, a świat jeszcze go nie znał, ponieważ wielcy Mistrzowie Eliksirów cały czas pracowali nad jego recepturą-Severusowi zajęło tydzień wymyślenie składnika zamiennego. Oczywiście nie zamierzał dawać komuś udoskonalonego przepisu, ale sam sporadycznie go wykorzystywał, ewentualnie dawał Poppy. Tym razem sprawdzał się znakomicie, bo z twarzy Lucjusza już po chwili zniknął ból, a każda zmarszczka wygładziła się.
-Teraz możemy porozmawiać-mruknął Severus odkładając fiolki i słoiczki na swoje miejsce-Jakieś pytania?
-Tato, co dokładnie stało się panu Malfoyowi?-zaczął nieśmiało Harry.
-Jesteś już na tyle duży, Potter, że powinieneś mieć rozwiniętą umiejętność dedukcji. Raczej nie spadł ze schodów-sarknął mężczyzna i wykrzywił twarz w grymasie zażenowania-Lucjusz padł dziś ofiarą tortur.
-Kto to zrobił, wuju?-zapytał Draco, który starał się nie okazywać przerażenia jakie gromadziło się w jego podświadomości.
-Cóż, zalecił z pewnością domyślacie się kto. Wykonywali wszyscy, no prawie. Nawet Bella się powstrzymała-burknął czarnowłosy i z zainteresowaniem obserwował jak blada Luna przesuwa się trochę bliżej rannego ciała.
-Czemu? Czym sobie zasłużył? Co takiego zrobił...-Draco oparł się ręką o ramę łóżka. Severus zmieszał się na to pytanie. Cóż miał odpowiedzieć? Potarł twarz dłonią i westchnął.
-Będę szczery. Ty to spowodowałeś, a nawet wasza dwójka.
Harry przerażony spojrzał na swojego ojca, który od razu spieszył z wyjaśnieniami.
-Czarny Pan dowiedział się o wczorajszym zdarzeniu i o tym jak pomogłeś wielkiemu Wybrańcowi. Zdenerwował się i chciał ukarać ciebie, jednak twój ojciec od razu się sprzeciwił i przejął konsekwencje. Natomiast nauczką dla ciebie miał być widok Lucjusza w tym stanie, choć na szczęście nie przyszedłeś wcześniej, bo... A z resztą. Zadowolony z odpowiedzi?
Wszyscy milczeli. Draco starał się tam stać, pokazując, że potrafi wytrzymać i to, więc zdoła przeżyć kolejne spotkanie z Voldemortem w przerwie świątecznej. Przyjął każdą informację do siebie i zrozumiał ile było w tym jego winy. Próbował pomóc przyjacielowi.
***
Harry z Draconem musieli wyjść na dodatkowe zajęcia, co zrobili niechetnie i w posępnych humorach, ale Luna usiadła na kanpie pogrążona w myślach. Snape zajął miejsce naprzeciw niej, przy swoim biurku, na którym zaczął układać. Przewalało się na nim pełno papierów, pustych fiolek, pergaminów z przepisami, jedno z jego lepszych mieszadeł i wiele, wiele innych. Lovegood była o dziwo tak cicha, że nawet nie przeszkadzała mu jej obecność. Układając kolekcję swoich piór do pisania, nagle zaprzestał tej czynności patrząc uważnie na dziecko siedzące na kanapie.
-Co tak sterczysz i nic nie robisz?-mruknął posępnie, ale mała nie dużo sobie z tego zrobiła. Wstał i usiadł koło niej.
-Czy... Czy mój tata zginął w ten sposób?-zapytała cicho, wręcz szepnęła. Severus wiedział że zboczyli na drażliwy temat-Czy bardzo cierpiał?
-Luna, każdy kto ginie z ręki Voldemorta ma śmierć długą i bolesną, ale umiera z dumą, a nie siedząc w domowym zaciszu. Może to dziwnie zabrzmi, ale honorem jest zostać zabitym przez swojego wroga, w walce. A twój ojciec walczył. O ciebie-powiedział mężczyzna czując obrzydliwe mdłości z powodu swej chwilowej sentymentalności. Jednak ktoś musiał wytłumaczyć dziecku raz na zawsze, nie owijając w bawełnę, jakby to robił Albus czy Flitwick. Dziewczynka o dziwo nie wybuchła płaczem, ale uśmiechnęła się lekko.
-Dziękuję profesorze.
-Za co?
-Za samą chęć powiedzenia mi tego. Gdybym pytała kogoś innego, nie powiedziałby mi prawdy. A pan przy tym był.
Snape'owi zrobiło się gorąco. Czuł się jakbym dostał mocny policzek. Czy ta dziewucha właśnie teoretycznie go obraziła? Niby nie powiedziała nic strasznego, ale sugestia i przytyk do tego, że tam stał i nic nie robił, bardzo go zabolał. Jednak to było tylko dziecko.
Tymczasem Draco trochę 'zgubił się' idąc na dodatkowe zajęcia. Zboczył z drogi, mówiąc Harry'emu iż idzie do łazienki, jednak wcale nie miał zamiaru tego zrobić. Wszedł w znane tylko jemu korytarze i opadł na kolana w totalnej ciemności. Myślał, że nie doczeka się tego, po co przyszedł, ale jasna poświata sprawiała, że Anastasia z łatwością była zauważalna. Chłopak podniósł wzrok na zatroskaną twarz dziewczyny, która bawiła się swoimi długimi warkoczami.
-Co się stało, kochany?-zapytała lekko przybita.
-Chcieli zabić mi ojca i to przeze mnie. Przez moje błędy-warknął chłopak, a Anastasia dotknęła jego policzka swą prawie przezroczystą dłonią.
-Ciii...-szepnęła i zaczęła się kołysać-Wiesz, że sama mogę to zobaczyć, nie musisz mi nic mówić, bo wiem jaki ból ci to sprawia. Wystarczy, że mi pozwolisz.
Draco westchnął, skinął głową i zamknął oczy. Dalej nie do końca ogarniał jakie zdolności miała Anastasia, ale Legilimencja jako duch na pewno nie była normalna. Po chwili, gdy już nie czuł nikogo w głowie, otworzył oczy i zastał bardzo zaniepokojony wzrok ducha.
-Tak mi przykro, kochany!-powiedziała-Gdybym mogła coś zrobić... Twój ojciec prawdopodobnie bardzo chce odejść z tego świata, co nie sprzyja dobremu gojeniu się ran. Musisz zmienić jego nastawienie, a zrób to jak najszybciej, gdyż później możesz już nie mieć okazji. No, biegnij!
-Tak jest! Dziękuję ci An-poderwał się na nogi i jak najszybciej zaczął zabiegać po schodach. Do lochów było stąd dość daleko, więc musiał się spieszyć. Wpadł z powrotem do kwater swojego chrzestnego, który odbywał właśnie jakaś przygnębiającą rozmowę z Luną i ku zaskoczeniu tej dwójki od razu bez wyjaśnień skierował się do sypialnia w której leżał Lucjusz. Dopadł do ciała swojego ojca i uspokoił oddech. Złapał go za dłoń.
-Musisz się obudzić, rozumiesz? Nienawidzę kiedy mnie nie słuchasz i ignorujesz, więc choć teraz tego nie rób-powiedział przymykając oczy-Mama cię zabije!-dodał wiedząc, że w wielu przypadkach ten argument działa.
-Nie śpię-usłyszał bardzo cichy szept.
-Co?-zapytał zdezorientowany.
-Słucham... Cię-mruknął Lucjusz i spróbował otworzyć oczy, ale delikatne światło jednak było dla niego w za dużym natężeniu.
-Ojcze? Już lepiej? Od kiedy nie śpisz?-fala pytań wysypała się z ust Dracona, który przeżywał właśnie wewnętrzną walkę.
-Boli...-jęknął Lucjusz, a jego syn zaczął panikować. Obkręcił się wokół własnej osi nie wiedząc co właściwie ma robić, po czym po prostu zawołał swojego chrzestnego. Snape przyszedł od razu i wiedział, że coś się stało.
-Malfoy?-zapytał wprost, a odpowiedział mu głęboki, ale urywany wdech-Czy jesteś w stanie powiedzieć co cię boli?
-Nie... Nie mogę nawet... Sev pomóż-głos Lucjusza brzmiał tak żałośnie, że Snape westchnął ciężko. Chwycił jakieś eliksiry z półki i postawił na stoliku nocnym chwytając jeden i odkorkowując. Jesteś w stanie przełknąć?
-Mhm-mruknął jedynie na potwierdzenie. Snape przystawił fiolkę do ust przyjaciela i powoli wlał jej zawartość. Malfoy zakrztusił się gdzieś w połowie, ale na szczęście zostało to szybko opanowane.
-Będzie z nim w porządku?-zapytał ostrożnie Draco.
-Oczywiście-prychnął Snape-Każdy kto jest przeze mnie leczony wychodzi cało z obrażeń
Ty prawie urodziłeś się w moim mieszkaniu, kiedy twoja matka przyszła do mnie na herbatę. Tak panikowała, że nie dała się przenieść do świętego Mungo. Wyobraź sobie jaki stres przeżyłem.
-Z pewnością.
***
Lucjusz nie zdawał sobie sprawy ile czasu minęło, ale pomiędzy krótkimi epizodami w których się wzbudzał, majaczył i przewracał się z jednego boku na drugi. Gdy pierwszy raz otworzył oczy, zobaczył i usłyszał nad sobą Dracona. Jego syn stał obok mówiąc coś zaciekle i starając się przedrzeć przez barierę umysłu Lucjusza. Mężczyzna przekręcił obolała głowę bardziej w stronę pierworodnego chcąc dać jakiś znak, ale jedyne co mu wyszło, to ciche skomlemie z bólu. Czuł się jak pies-pobity, wyrzucony. Jednak teraz zależało mu, by jak najszybciej porozmawiać z Draconem. Nie udało mu się, gdyż wkrótce znów zasnął. Za drugim razem stał nad nim Snape, który wcierał coś w jego szyję. Nie widział jeszcze swej małżonki za którą już tęsknił... Narcyzy.
-Wszystko z nią w porządku, Bella z nią przebywa-odparł bezceremonialnie Severus. Malfoy wiedział, że jego przyjaciel jest doskonałym legilimentą, ale żeby czytać myśli bezbronnemu człowiekowi?
No chyba, że nieświadomie wymówił imię swojej małżonki. Znowu odpłynął. Potem nad sobą zobaczył bladą twarz jakiejś dziewczynki. Patrzyła na niego przestraszonym wzrokiem i obserwowała wszystkie jego odruchy. Mruknął coś niemrawo, a ona wyszczerzyła oczy i zawołała kogoś. To była pewnie Lovegood, wychowanka Severusa. Mężczyzna opowiadał mu o niej.
Lucjusz w miarę przytomny obudził się kilka godzin później, gdy mrok ogarniał przestrzeń wokół. Chciał kogoś zawołać, ale z jego długi czas pozbawionego wody gardła wydobył się charkot. Postarał się usiąść, jednak jego słabe mięśnie nie pozwoliły na to. Mężczyzna skrzywił się nieznacznie szukając czegoś ciekawego w pomieszczeniu. Czyżby było wezwanie od Czarnego Pana i to dla tego gabinety Severusa zostały opuszczone?
Raczej nie, ponieważ Snape z pewnością musiał by go wybudzać na zebranie. W końcu stawić się musiał każdy, chyba że miał sensowaną wymówkę, a rany odniesione podczas sesji tortur nie były najlepszą. Wkrótce Lucjusz ujrzał przez szparę w drzwiach delikatne, niebieskie światło. Ktoś tam był.
Blondyn starał się poruszyć i odchrząknął cicho. Światełko zaczęło się coraz bardziej wyostrzać, aż w końcu drzwi zostały otwarte na oścież. Towarzyszyło temu przeciągłe skrzypnięcie.
Postać, która pojawiła się za poświatą, była mało spodziewana. Minerva McGonagall otworzyła usta ze zdziwienia, po czym je zamknęła i ruchem różdżki rozpaliła świece, wołając tym samym 'Nox'.
-Co pan tu robi, panie Malfoy?-zapytała kobieta niepewnie.
-Rany-odmruknął jedynie. Nauczycielka transmutacji zaraz do niego podeszła.
-Pan pozwoli?-zapytała, po czym nie słysząc protestów, delikatnie odchyliła pościel. Widząc stan dawnego ucznia pokręciła głową-Czy czegoś pan potrzebuje, panie Malfoy?
-Gdzie jest Sev?-zapytał niewyraźnie i delikatnie podciągnął się w górę.
-Naturalnie ma teraz zajęcia.
Lucjusz przeliczył sobie wszystko w głowie. Musiał być już poniedziałek lub wtorek.
-Severus poprosił mnie, żebym tu zajrzała, ale nie powiedział czemu.
-Jaki mamy dzień tygodnia?-zapytał Malfoy.
-Poniedziałek.
-Co z Draco?
-A co ma z nim być?-obruszyła się kobieta-Ślizgon jak Ślizgon, nieznośny. Obraża pana Pottera i moich Gryfonów, co mi osobiście bardzo się nie podoba. Upomnienia nie działają. Dobrze, że pana spotykam. Proszę coś z nim zrobić.
'Gdyby tylko mógł pokazać jaki jest naprawdę'-westchnął w myślach Lucjusz, ale pokiwał posłusznie głową. Nie będzie się kłócił, bo dobrze znał potęgę argumentów tej kobiety.
-Pewnie niedługo przyjdą, zaraz obiad. Potrzebuje pan czegoś?-zapytała zastępczyni dyrektora wychodząc.
-Nie, dziękuję-powiedział Lucjusz i ponieważ jego samopoczucie było lepsze, postanowił czekać na choćby jedną żywą i znajomą duszę, która raczyłaby zjawić się w lochach.
Ten rozdział nie należy do tych 'najlepszych'....
Ale miałam już dość męczenia się z nim i dlatego nie wprowadzałam żadnych poprawek. Niedługo będzie dużo Seva i Harry'ego, nie martwcie się 💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro