Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 37.

Nadszedł już drugi tydzień nauki rozwrzeszczanych bachorów. Dzieciaki denerwowały go na każdym kroku, jednak jedno było w tej sytuacji dobre-odebrał Gryfonom satysfakcjonującą liczbę punktów. Draco codziennie robił jakieś potajemne schadzki i nikt nie wiedział gdzie wieczorami znika. Severus próbował go wyśledzić, ale dzieciak znikał bez śladu.

W każdym razie mężczyzna starał się nie dostać załamania nerwowego podczas wszystkich lekcji na których miał styczność i z Gryfonami i Puchonami. Pierwszy rok Krukonów był bardzo ambitny, ale trochę... Specyficzny. Panna Lovegood szczególnie. Jej wybujała wyobraźnia i dziecięce zachowanie sprawiało, że na własnych lekcjach Snape czuł się nieswojo! Unikał jej jak ognia, ale ona i tak często go zagadywała. Mówiła jakimiś dzikimi szyframi. Według Severusa wszystko było jasne-była wariatką, jak jej ojciec, no i matka, która robiła jakieś durne eksperymenty i zginęła.

Jednak była rzecz, która Snape'a nie satysfakcjonowała tak bardzo jak chciał-odejmowanie punktów i znęcaniem się nad Harrym. Nie mógł patrzeć na dzieciaka, który ze zbolałą miną obserwował go podczas obiadu. Ale dzieciak był nielepszy! Śmiał mu pyskować na lekcji! Przy tej bandzie zidiociałych Gryfonów język mu się wyostrzył, co bardzo niepokoiło Severusa, choć troszeczkę satysfakcjonowało. Jednak miał w sobie coś ze Ślizgona.

Kiedy wreszcie Severus skończył pracę na cały dzień, uprzątnął salę, zjadł skąpą kolację, (za co dostał okropny ochrzan od Poppy Pomfrey, bo niby za mało!) to udał się do siebie i uśmiechnął widząc porzadek jaki w końcu zapanował, gdy mały bachor wyprowadził się od niego do Wieży. Codziennie jak przychodził do swojej komnaty, pachniało tam czystością. Przynajmniej według niego, bo tak naprawdę każdy kto tam wchodził, mógł czuć ostry zapach wielu ziół i mieszanin. Mężczyzna już zdjął z siebie pelerynę i miał się bezceremonialnie walnąć na fotel, gdy jego Znak zapłonął. Zatrzymał się w połowie ruchu i westchnął. Ubrał swe śmierciożercze szaty oraz maskę, a na błoniach znalazł się w dwie minuty. Teleportacja nie należała tego dnia do rzeczy przyjemnych, szczególnie, że wpadł na Rowleya, który z surową miną ochrzanił go za to, że jest nieuważny i niezdarny. Snape uniósł brwi zaskoczony nagłym oskarżeniem chłopaka, ale stwierdził, że każdy może mieć gorszy dzień i zostawił go w spokoju. Oboje weszli do Dworu Malfoy'ów i podążyli korytarzami wprost do salonu z którego dobiegały niepokojące krzyki. Severus spojrzał na McLevisa zaniepokojony, a ten na niego. Przybrali na twarze maski obojętności i weszli do środka.

W środku usunięto dziś stół, a na podłodze było pełno krwi. Jedynym meblem który tam stał, był tron Voldemorta. Czarnoksiężnik zaciskał zęby, a jego oczy szalały w furii. Snape przeszedł minimalnie przed Rowleya. Włączył mu się jakiś instynkt macierzyński, że chłopak był jeszcze dzieciakiem i nie powinien oglądać takich scen, a wolał też, by w razie czego to na nim Voldemort wyładował swoją złość, a nie na McLevisie.

Dopiero teraz Severus zobaczył kto dziś padł ofiarą tortur Czarnego Pana. Jego serce niemal stanęło, gdy ujrzał długie, blond włosy. Nie, to nie był Lucjusz (Merlinowi dzięki), ale Ksenofilius Lovegood, który wił się na podłodze pod wpływem jakiejś paskudnej klątwy, pewnie Cruciatusa, a może czegoś gorszego.

-Och, Severusie. Widzę, że już przybyliście. Myślę, że rozpoznajecie naszego dzisiejszego gościa-syknął Voldemort-Będziecie dziś świadkami jego śmierciiii...

Czarny Pan z zabawą wzmocnił moc zaklęcia. Ksenofilius wysilił wzrok i ujrzał kto stoi niedaleko. Gdy tylko zobaczył, że to dwaj nauczyciele jego córki, otworzył szerzej oczy z przerażenia. Po chwili były standardowe krzyki.

-Właściwie, Mój Panie, skąd go wziąłeś?-zapytał McLevis z udawaną ciekawością. Voldemort zerwał się lekko z tronu i podbiegł do dwójki mężczyzn w charakterystyczny dla niego sposób.

-Potrzebowałem ofiary, zabawki-szepnął im przy uszach-Czy to ważne skąd? Wasz Pan jest zadowolony i tylko to się liczyyy...

Snape potwierdził te słowa sztucznym uśmiechem. Rowley tylko skinął głową na to, że zrozumiał przesłanie. Do salonu weszły nagle dwie osoby. Narcyza i Bella ogarnęły szybko co się dzieje, a ta pierwsza wyglądała jakby miała zaraz zwymiotować. Bellatrix natomiast wyprostowała się dumnie i podeszła do Severusa. Czarnowłosy pokazowowo ucałował jej dłoń, ale ona posunęła się krok dalej i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku. Może by i mu się to podobało (może), ale w połączeniu ze stękaniem poważnie rannego Ksenofiliusa, było to wręcz nie na miejscu.

-Moiii drooodzy-syknął nagle Voldemort, a wszyscy się do niego zwrócili-Obejrzycie teraz koniec tego człowieka, tego... Wariata. Będzie to ułaskawienie go. Jakieś ostatnie słowo?

Ksenofilius przełknął konwulsyjnie i zaczął dosłownie hiperwentylować.

-Luna...-wyszeptał i zamknął oczy gotowy na smierć.

-Avada Kedavra!

***

-Dyrektorze!-Severus wpadł do gabinetu Dumbledora blady i ewidentnie przestraszony.

-Słucham, mój chłopcze-odparł spokojnie Dumbledore i nasypał sobie kolejną łyżeczkę cukru do herbaty i zaczął mieszać-Jakiegoś napoju?

-Nie ma czasu-zaczął wyjaśniać Snape-Byłem własnie świadkiem... Morderstwa Ksenofiliusa Lovegooda.

Łyżeczka wypadła z ręki Dumbledora i z łoskotem spadła do filiżanki. Staruszek zbladł przestraszony i odwrócił się do obrazu.

-Pójdź na obraz, który znajduje się w Salonie głównym Krukonów i poproś, żeby panna Lovegood do mnie przyszła-powiedział z trudem. Widocznie przytłoczyła i przestraszyła go ta informacja-Severusie, jak to się stało?

-Wezwał nas, oboje, ale było dość wcześnie, ledwo po kolacji, więc i ja i McLevis byliśmy zdziwieni. Gdy przybyliśmy do Malfoyów, on był tam z nim sam, widać było, że po długiej sesji tortur-powiedział szybko Severus i zrobił chwilę przerwy, by złapać oddech-Potem Czarny Pan wezwał Narcyzę i Bellę. Gdy przyszły, on... Zabił go.

Dumbledore milczał długą chwilę, ale w końcu podniósł spojrzenie na Severusa.

-To wielka strata i ogromny cios dla nas wszytskich. Widać Voldemort zbiera siły i skupia się na razie na słabszych ogniwach-powiedział ponuro Albus-Jeszcze lada moment, a będzie miał swych szpiegów w Hogwarcie, przejmie całkowitą kontrolę nad Ministerstwem i będzie z nas kpił. Trzeba coś z tym zrobić, zanim stracimy wszystkich.

W tym momencie do gabinetu rozległo się ciche pukanie. Severus zacisnął wargi w wąską kreskę (syndrom Minervy) i poszedł otworzyć. Za drzwiami stała oczywiście uśmiechnięta Luna Lovegood.

-Dobry wieczór, profesorze-powiedziała wesoło-Przyszłam, choć to trochę dziwne, bo jest już prawie cisza nocna, a pan bardzo przestrzega przepisów szkolnych.

Snape spojrzał na Dumbledora, który tym samym wzrokiem patrzył na niego. Dyrektor uśmiechnął się do dziewczynki bardzo delikatnie i zaprosił ją do stołu. Chuda i mała istotka usiadła przy jednym z krzeseł. Była nieświadoma tego, czego zaraz miała się dowiedzieć.

-Panno Lovegood-Albus odchrząknął i przerwał na chwilę. Musiał znaleźć słowa, żeby dziewczynka nie przeżyła zbyt dużego szoku-Przyznam, że nigdy nie myślałem, że będę musiał wypowiedzieć zdanie, które uslyszysz za chwilę. Chcę, żebyś nie hamowała swych emocji. To ciężki temat...

-Oczywiście dyrektorze-uśmiechnęła się Luna.

-Moje drogie dziecko...-zaczął Dumbledore cicho-Przykro mi, ale twój ojciec zmarł dzisiejszego wieczoru...

Mina Lovegood ze szczerego uśmiechu zmieniła się w coś na kształt przerażenia.

-Jak... Jak to?-wydukała zaciskając ręce na spódniczce.

-Wszystko wyjaśnię ci później, jak tylko troszeczkę minie ci szok.

Dziewczynka spojrzał na Snape'a błagalnie.

-Niech pan powie, że to nie jest prawda-szepnęła, a z kącika jej oka wyleciała srebrna, duża łza. Severus spochmurniał, więc Luna od razu domyśliła się odpowiedzi-Przepraszam-powiedziała wstając i jak najszybciej się dało, opuściła gabinet. Dumbledore chciał za nią podążyć, ale Mistrz Eliksirów go. zatrzymał.

-Damy jej troszkę czasu, a wtedy ją znajdę. Zresztą pójdę już teraz, bo samo szukanie będzie trwać dość długo-mruknął.

-Czy uważasz, że jesteś odpowiednią osobą, która powinna przeprowadzić tą rozmowę, Severusie?-zapytał niepewnie Dumbledore, a czarnowłosy zgromił go wzrokiem.

-Myślę, że z całej kadry, która zaczęłaby się rozczulać i płakać razem z nią, tak, jestem odpowiedni-warknął Mistrz Eliksirów-A ty zawołaj tu Minervę i Filiusa. Przedstaw im sytuację i zastanówcie się co robić.

-Od kiedy to ty wydajesz rozkazy, Severusie? -zapytał bystro Albus.

-Od kiedy stałeś się moim dowódcą?-odparował Snape i wyszedł na poszukiwanie Luny. Pierwszą osobą, jaką zobaczył na korytarzu, była ruda głowa Ginewry.

-Weasley! Co to ma znaczyć? Za moment cisza nocna-warknął, a dziewczynka spojrzała na niego spokojnym wzrokiem.

-Za moment, czyli jeszcze jej nie ma profesorze. Poza tym byłam tylko w bibliotece-rudowłosa zrobiła minę niewiniątka. Snape prychnął, ale nawet tego nie skomentował. Interesowało go coś innego.

-Widziałaś biegnącą tym korytarzem dziewczynę? Jasne włosy, z twojego roku.

-Chodzi o Lunę?-zmarszczyła brwi dziewczynka. Potwierdził skinieniem głowy-Faktycznie, biegła gdzieś w tamtą stronę. Nie za dobrze wyglądała. Myśli profesor, że mogła wyjść na błonia? -wścibska Weasley'ówna nie znała granic swej ciekawości, więc Snape jedynie zgromił ją wzrokiem i kazał iść spać, bo jutro mają razem eliksiry i on postara się, żeby rudowłosa miaka przechlapane. Na dzieci działają takie groźby, bo już po chwili jej nie było. Tymczasem Severus przechodził wszystkie korytarze jakie mógł, aż w końcu stwierdził, że faktycznie wyjdzie na błonia i tam sprawdzi.

Dziewczynka siedziała pod drzewem, oświetlana księżycem. Jej każda najmniejsza łezka była teraz lśniąca, ale na dobrą sprawę cała twarz dziewczynki była napuchnięta od płaczu. Usiadł cicho koło niej i nie odzywali się przez kilka długich chwil. W końcu Snape wziął głęboki wdech.

-Też straciłem bliską mi osobę w młodym wieku. Miałem wtedy trzynaście lat-powiedział cicho-Moja matka, tak bardzo źle znosiła ojca, że postanowiła skończyć swe życie, nawet nie myśląc o tym co stanie się ze mną. Ojciec zresztą zmarł kilka lat później, ale mam jej to za złe. Rozpaczałem, a dowiedziałem się tego w sposób podobny do ciebie. Dumbledore mi powiedział, również chciałem uciec.

Luna skuliła się pod wpływem nagłego chłodu jaki zerwał się wśród drzewek, a Severusowi nie pozostawało nic innego, jak zdjąć swoją pelerynę i okryć nią dziecko.

-Tata...-załkała dziewczynka patrząc w księżyc.

-Słuchaj, takie rzeczy się zdarzają...

-Ale to nie prawda!-nagły wybuch Luny spowodował zatrzymanie akcji sercowej Snape'a. Mężczyzna naprawdę czuł się jakby przeżywał zawał-On nie zginął tak po prostu! To było morderstwo, prawda?

-To...-Severus przełknął gulę w gardle. Przy tej małej potworzycy czuł się bardzo nieswojo-To racja-przyznał w końcu i poczul lekką ulgę, gdy w końcu jej to wyznał. Luna nie uderzyła go, nie nakrzyczała, ale znów cicho zapłakała. Snape czuł jak chce mu się wymiotować. Nie lubił takich ckliwych scenek, ale jednocześnie mógł porównać do siebie to, co dziecko teraz przeżywało. Zaryzykował. Na Harry'ego przytulenie zawsze działało, więc miał nadzieje, że i teraz będzie to owocne. Objął małą istotkę ranieniem, a ona troszeczkę się uspokoiła i rozluźniła. Już niedługo Severus zabrał ją śpiącą spokojnie wprost do skrzydła Szpitalnego, w razie gdyby coś się z nią w nocy działo. Poppy Pomfrey była przerażona, gdy opowiedział jej sytuację. Zaczęła lamentować i płakać, tak jak sobie wyobrażał. Poszedł później do gabinetu dyrektora. Wypowiedział hasło i wszedł.

-Och, Severusie, już jesteś. Mam nadzieję, że z panną Lovegood jest wszystko w porządku-powiedział zmartwiony Albus. Koło niego siedziała Pomona, Minerva i Flitwick, a nad nimi stał Rowley. Chłopak wszędzie się na chama pchał. Cokolwiek by się nie działo, on tam był.

-Świetnie, ustaliliście już coś, Dumbledore? -zapytał od niechcenia. McGonagall pocieszała płaczącą Sprout, a Flitwcik ledwo sam się trzymał. Snape przymknął oczy zażenowany. Bez niego nic nie szło.

-Jedynym rozwiązaniem na ten moment jest mugolski sierociniec. Nie widzę nic innego-Dumbledore opuścił głowę.

-Zastanowię się nad pewną rzeczą, jasne? Dajcie mi trochę czasu-Severus zacisnął zęby i energicznym krokiem wyszedł z gabinetu, pozostawiając tam zmartwionych nauczycieli.

😞😞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro