Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 34.

-Severusie, odprowadźmy naszych gości-powiedział optymistycznie Dumbledore-Cieszę się, że na razie wszystko w naszej szkole dobrze, Dolores.

Ropucha uśmiechnęła się sztucznie i wzruszyła ramionami.

-Pamiętaj, że jeszcze tu wrócę, Albusie. To tylko kwestia czasu, aż Hogwart w końcu stanie się posłuszny i podporządkowany Ministerstwu. Dopilnuję tego. Tym razem powstrzymywałam się ze względu na Lucjusza-Umridge wskazała na blondyna stojącego z boku i zapatrzonego w punkt widoczny tylko dla siebie. Severus zaczął rozmyślać o Draconie, bo nie słyszał żadnych informacji o swoim chrześniaku przez całe wakacje i nagle poczuł chęć wypytania Lucjusza o jego rodzinę. Nadarzyła się taka okazja, gdy Dumbledore ruszył z przodu z Umridge i wykłócali się dość głośno.
Mistrz Eliksirów podszedł do przyjaciela i cicho odchrząknął.

-Jak tam u Dracona i Narcyzy?-szepnął dyskretnie. Malfoy podniósł przekrwione i zmęczone oczy.

-A jak myślisz?-zapytał i westchnął-Codziennie wieczorem Czarny Pan robi Draconowi jakieś wykłady. Poprzewraca mojemu synowi w głowie, zmieni mu tok myślenia. Omami go, tak jak to zrobił z nami-powiedział załamanym głosem-Nic już nie jest takie samo. Draco zamknął się w sobie, nie rozmawia nawet z Narcyzą, a wiesz, że to jej zawsze się zwierzał.

Snape przetrawił słowa Malfoya w milczeniu nie chcąc nic komentować. W końcu już za dwa tygodnie sam miał się przekonać o zachowaniu młodego Dracona.

-To piekło, nie życie-ponowił Lucjusz z rozpaczą w głosie-On nie to nam obiecywał! To była najgorsza decyzja życiowa jaką podjąłem.

-Każdy z nas się o tym przekonał-odparł Snape ponuro-Wybieraliśmy ścieżkę życia, trafiliśmy na złą.

-Ty nie rozumiesz!-syknął Lucjusz i zatrzymał się-Nie masz rodziny, nie wiesz jak to jest, gdy musisz patrzeć, jak oni cierpią lub na odwrót! Kiedy boisz się, że jak postawią krok, coś im się stanie! Ty nie znasz tego uczucia!

Snape złapał Lucjusza za kołnierz i przygwodździł do ściany. Poniosły go emocje, ale musiał jakoś przemówić arystokracie do rozsądku.

-Nawet nie masz pojęcia, że przeżyłem to na własnej skórze-syknął Malfoyowi do ucha-Poza tym dobrze wiesz, że już mam rodzinę i to nie byle kogo. Nie przeginaj, bo za takie coś twojej rodzinie może się oberwać...

-Grozisz mi?-warknął Lucjusz, a Severus uśmiechnął się kpiąco i rozluźnił uścisk na kołnierzu szaty mężczyzny.

-Wręcz przeciwnie. Będę was chronił, ale to ty musisz zrozumieć, że jeśli tak będziesz zachowywać się przy Voldemorcie, to powodzenia życzę-mruknął-To był test. No i nigdy nie próbuj mi wmówić, że nikogo na tym świecie nie mam...

-Masz rację, poniosło mnie-Malfoy opuścił głowę i potarł się po obolałej od ścisku szyi-Wybacz, nie powinienem tak się unosić.

-Spokojnie. To była tylko lekcja...

-Lucjuszu! Lucjuszu, gdzie jesteś? Idziesz?-piskliwy głos Umbridge poniósł się przez korytarz, a Malfoy zbladł, poprawił koszulę i westchnął.

-Idę, Dolores-mruknął na tyle głośno, żeby kobieta go usłyszała. Rzucił jeszcze smutne spojrzenie Snape'owi i ruszył szybkim krokiem wprost do wyjścia z Hogwartu. Severus ochłonął dopiero po jakiejś chwili. Właściwie, gdy wrócił do niego Dumbledore. Staruszek był też dość ponury i coś do siebie mamrotał, kręcąc przy tym głową, ale jak zobaczył czerwonego ze złości Mistrza Eliksirów, przystanął przy nim.

-Stało ci się coś, Severusie?-zapytał beztrosko, a mężczyzna przymknął oczy i policzył do dziesięciu. Powinien się bardziej kontrolować, jako szpieg mógł mieć różne sytuacje, a taka bzdura wyprowadziła go już z równowagi-Pan Malfoy wyglądał dziś na zmartwionego, czyż nie?

-Hmmm... Pomyślmy...-Snape udawał, że się zastanawia-Może dlatego, że w jego domu stacjonuje Voldemort?

-Chłopcze, spokojnie-Albus położył mu rękę na ramieniu-Już niedługo. Znajdziemy sposób...

-Tak, oczywiście-prychnął Severus i odszesł zostawiając dyrektora samego wyłącznie z jego myślami.
Gdy czarnowłosy dotarł do Pokoju Życzeń, zastał tam śpiącego Harry'ego. Właściwie przemknęło mu przez myśl, że może dzieciak ma jakąś anemię, bo najpierw śpi do dziesiątej, a potem jeszcze w ciągu dnia, ale postanowił się tym nie przejmować, póki objawy się nie rozwiną. Usiadł na chwilę na drugim łóżku koło Pottera i oparł się o ścianę zamykając oczy. Któż mógł się spodziewać, że w tym momencie nieszczęśliwie zaśnie?

***

Pieczenie znaku sprawiło, że otworzył przerażone oczy. Gdzie był, co robił i czemu to robił?
Szybko ogarnął, że jest w Pokoju Życzeń, a Potter spał gdzieś niedaleko. Mężczyzna złapał się za przedramię, a na jego usta wdarł się nieprzyjemny grymas. Najprawdopodobniej Voldemort był już wściekły. Musiał szybko ewakuować swojego syna do jego pokoju i zmiatać na spotkanie. Wziął Harry'ego nieporadnie na ręce i pobiegł w stronę lochów. Znak nie przestawał piec, wręcz palił coraz gorzej. Potter się nie obudził, więc mężczyzna położył go na łóżko i wybiegł z zamku, teleportując się gdzies w ukryciu na błoniach. Było około siedemnastej, gdy znalazł się przed Dworem Malfoyów. Przełknął ślinę i odetchnął z ulgi, gdy Znak przestał boleć. Wbiegł do salonu i zastał tam Voldemorta dyskutującego z Bellatrix. Kobieta wyglądała teraz zupełnie inaczej. Jej włosy były prostsze i zaczesane w kok, a zwykle blade policzki, teraz rzucały się w oczy swym delikatnym odcieniem różu. Snape stał tak chwilę gapiąc się na Bellę, gdy Voldemort odchrząknął. Czarnowłosy od razu się opamiętał z dziwnego otępienia i upadł na kolana.

-Wybacz mi spóźnienie, Mój Panie. Było bardzo długie-mruknął-Jednak chciałbym się usprawiedliwić, gdyż była dziś u nas Dolores Umbridge...

-Doskonale to wiem-syknął Voldemort-Ale już dawno poszła!

-Owszem, Mój Panie, ale Dumbledore wziął mnie i wszystkich nauczycieli, by zrobić obchód po szkole i zobaczyć co można pozmieniać-Severus czuł jak szybciej zabiło mu serce, kiedy Czarny Pan stanął nad nim i przyjrzał mu się z pogardą. Mężczyzna opuścił głowę nisko i zacisnął zęby.

-Dzisiaj to przemilczę, Severusie-mruknął Voldemort od niechcenia-Ale tak nie będzie zawsze, nie myśl o tym. Jeszcze jedna taka akcja, a poczujesz mój gniew na własnej skórze.

-Oczywiście, najłaskawszy-odparł czarnowłosy.

-Wstań-splunął Voldemort i tym razem jego uwaga skupiła się na Bellatrix, która pokornie siedziała na krześle na przecieko i bawiła się kosmykiem włosów, który uciekł z misternego upięcia. Snape usiadł, a kobieta kopnęła go pod stołem. Obdarzył ją zażenowanym spojrzeniem.

-Wiecie po co dziś tu jesteśmy?-zapytał Czarny Pan.

-Żeby ustalić datę ślubu?-zgadywała Bella, a Wężomorda uśmiechnęła się z satysfakcją.

-Owszem. Jakieś propozycje?

-Nie, Mój Panie-zaczął niepewnie Snape-Ale czy jesteś świadom tego, że z Bellą będę się widział może raz na miesiąc, jeśli Dumbledore pozwoli mi opuścić szkołę?

-Nie musisz mnie o tym uświadamiać, Severusie. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale będziecie się widzieć częściej, bo będę wam aranżował spotkania-Czarny Pan wzruszył ramionami-A Dumbledore nie ma nic do twojego życia prywatnego.

Właściwie to Snape chciał zaprzeczyć, ale stwierdził, że nie będzie się bardziej narażał. Skinął głową, a Voldemort kontynuował.

-Chyba zdajecie sobie sprawę z tego, co potwierdza związek małżeński w czarodziejskim świecie?-zapytał, a Severus przełknął ślinę.

-Noc poślubna-odparli równocześnie z Bellą. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy.

-Dokładnie-wyszeptał Voldemort i przymknął oczy-Wasz obowiązek małżeński.

Mistrzowi Eliksirów nagle bardzo zachciało się stamtąd uciekać. Mięśnie w każdym calu ciała się napięły, a on sam poczuł równie podenerwowaną aurę wokół Belli. Kobieta odchrząknęła cicho. Zacisnęła usta w wąską kreskę i uciekła gdzieś wzrokiem. Również dla Snape'a był to drażliwy temat, którego starał się unikać jak ognia. W ogóle miłość była dla niego błachostką. Czym innym było to, jak kochał Harry'ego. Chłopiec był dla niego synkiem i najlepszym, co w tych trudnych czasach mogło mu spaść na drogę. Ale miłość do rówieśnika? I to taka... Inna? Severus nie raz widział, że pomiędzy Albusem i Minervą coś było. To, jak na siebie patrzyli, czy choćby rozmawiali, wiele mówiło. Niestety któreś z nich nie przetrwało próby czasu, więc musieli to zakończyć. Właściwie Mistrzowi Eliksirów to nie robiło, bo gdy patrzył na tę dwójkę, to był pewien, że w ich przyjacielskiej relacji jest coś jeszcze. Jednak dla niego miłość była pojęciem względnym. Nie doświadczył jej ani od ojca, ani za bardzo od matki. Jedynie Lily... O tak, słodka Lily, która potrafiła z nim wytrzymać, nie śmiała się z niego, lubiła go takim, jakim był. W pewnym momencie miał wrażenie, że i ona poczuła do niego coś więcej, ale wtedy zobaczył jak podchodzi na korytarzu do Jamesa Pottera i składa na jego policzku subtelny pocałunek. Jego serce właśnie wtedy powiedziało sobie, że nigdy nie pokocha kogoś taką miłością. Spojrzał uważnie na Bellę.

Kobieta była zupełnie inna niż Lily. Kiedy Evans miała delikatne rysy, subtelną twarz, zielone oczy i rude włosy, a jej ogólny wygląd był po prostu ciepły i przyjemny, tak Bellatrix była zupełnym przeciwieństwem. Miała ostrą urodę. Była blada, a czarne włosy mocno kontrastowały z jej cerą. Często malowała usta na czerwono, co dodawało jej jakiegoś rodzaju agresji. Człowiek się jej bał. Była stanowcza i nieprzyjemna. Nie była brzydka, o nie! Podobno w szkole wielu się za nią uganiało, ale to jej charakter tak ją zmienił. Choć teraz i tak wyglądała inaczej. Kiedy była pod działaniem Imperio, jej rozpuszczone włosy, szalone oczy i sposób poruszania się, czy mówienia, sprawiał, że wyglądała jak opętana. Teraz była jakaś przygnębiona, ale podobna do Narcyzy. Czy Snape mógł ją pokochać? Czy ona mogła pokochać jego?

A jeśli nie, to czy uda mu się przed nią ochronić Harry'ego?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro